[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ani tej torebki, perfum, szminki i tuszu do rzęs.Pewnie uznałaś,że po śmierci już jej się na nic nie przydadzą.Czemu ty nie miałabyś się nimi nacieszyć? Czemu niemiałabyś dostać wszystkiego?Eve pochyliła się do przodu.- Była zimną suką, wiem to równie dobrze jak ty.Po prostu skorzystałaś z okazji.Jesteś w tymdobra, zawsze byłaś.Prawda, Marnie?ROZDZIAA 21Na sekundę w jej oczach pojawiło się zaskoczenie, lecz nie tylko, pomyślała Eve.Dostrzegław nich również błysk wesołości, zanim na powrót zrobiły się okrągłe i niewinne jak oczy dziecka.- Nie rozumiem, co do mnie mówisz.Wychodzę.- Usta, które tak bardzo jej się podobały - zabardzo, by zmienić ich kształt - zadrżały.- Chcę do Bobby'ego.- A chciałaś kiedykolwiek? - zastanowiła się Eve.- Czy też był ci po prostu potrzebny?Dojdziemy do tego.Możesz się przestać zgrywać, Marnie.Obu nam to wyjdzie na dobre.Niewątpliwie znudziło cię udawanie kogoś tak mdłego jak Zana.Marnie załkała żałośnie.- Jesteś złośliwa.- Tak, to się zdarza, kiedy ktoś próbuje mnie oszukać.Niezle się przy tym bawiłaś.Nieposprzątałaś jednak dokładnie w pokoju przylegającym do pokoju Trudy.Zostawiłaś nieco krwi.Mało tego, zostawiłaś tam odciski.Eve wstała, okrążyła stół i pochyliła się nad Marnie.Poczuła subtelny kwiatowy zapach.Ciekawe, czy Marnie użyła dziś rano perfum swojej ofiary.Jak się czuła, rozpylając wokół siebiezapach wybrany przez Trudy?Prawdopodobnie całkiem niezle, uznała Eve.Może nawet przy tym chichotała.- Niezle ci wyszła ta zmiana tożsamości - mówiła cicho.- Ale nie idealnie.Jest jeszczekomunikator Trudy.Drobiazgi, Marnie, wpada się zawsze przez szczegóły.Nie mogłaś się oprzeć.Musiałaś sobie przywłaszczyć kilka jej rzeczy.Zawsze miałaś lepkie paluszki.Sięgnęła przez blat do notebooka i otworzyła plik z aktami, ukazując podzielony ekran zezdjęciami Marnie i Zany oraz kartoteką Marnie Ralston.- Bystra dziewczyna.Takie sprawiałaś na mnie wrażenie od pierwszej chwili, kiedy cięzobaczyłam pod drzwiami Trudy.Spryciara pod maską gospodyni domowej.- Nic nie zauważyłaś - powiedziała cicho Marnie.- Nie? Cóż, tak czy inaczej popełniłaś błąd, zatrzymując sobie perfumy, Marnie, i ten ładnysweter.Oraz śliczną torebkę.- Ona mi dała te rzeczy.Mamcia Tru.- Guzik prawda.Głupio kłamiesz.Sprytniej byłoby rozpłakać się na zawołanie i przyznać, że jezabrałaś.Po prostu nie potrafiłaś się powstrzymać.Tak ci wstyd.Obie wiemy, że ta kobieta nigdy nicnikomu nie dała.- Kochała mnie.- Marnie ukryła twarz w dłoniach i zapłakała.- Kochała mnie naprawdę.- Kolejna bzdura - stwierdziła wesoło Eve.- Znowu głupio kłamiesz.Problem w tym, żerozmawiasz z osobą, która ją znała i pamięta.Nie spodziewałaś się mnie tamtego ranka.Nie zdążyłaśjeszcze posprzątać.Nie sądziłaś też, że to ja poprowadzę śledztwo.Poklepała Marnie po ramieniu, oparła się biodrem o blat stołu.- Cóż za przypadek.- Zerknęła na Peabody.- No naprawdę.- Nikt by się nie domyślił - przyznała jej partnerka.- Poza tym to świetna torebka.Szkoda bybyło, gdyby się miała marnować.Wie pani, co myślę, pani porucznik? Sądzę, że posunęła się niecoza daleko z tym sfingowanym uprowadzeniem.O wiele rozsądniej byłoby pozostać w cieniu w takiejsytuacji.Nie mogła się powstrzymać przed zwróceniem na siebie uwagi.- Chyba masz rację.Uwielbiasz błyszczeć, prawda, Marnie? Przez tyle łat pozostawałaś wcieniu.Areszty, izby dziecka, Trudy.Nauczyłaś się dbać o własne interesy.Ciągle było ci mało.Jesteś sprytna.Potrafisz wykorzystać okazję.Zwłaszcza kiedy sama pcha ci się w ręce.- Wymyślasz niestworzone historie, bo nic ci się nie udało ustalić.- Ależ udało.Muszę przyznać, Marnie, że cię podziwiam.Niezle zaplanowane, świetnieodegrane.Naprawdę masz talent.Ona jeszcze ci wszystko ułatwiła.Przyjechała tu i zaczęła mnieszantażować.Potem użyła swojej starej metody.Sama zadała sobie obrażenia, żeby oskarżyć kogoinnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]