[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Większość tych posępnych fioletowych afiszy z zasadami bezpieczeństwa była powiększoną wersją broszur, które rozsyłano latem, a inne przedstawiały ruszające się czarno-białe fotografie znanych śmierciożerców przebywających na wolności.Bellatrix Lestrange uśmiechała się drwiąco z frontu najbliższej apteki.Kilka witryn było zabitych deskami, w tym ta należąca do Lodziarni Floriana Fortescue.Z drugiej strony ulicy rozstawiono wiele podniszczonych straganów.Najbliższy, stojący przed księgarnią "Esy i Floresy", pod pasiastą, poplamioną markizą miał kartonowy szyld przypięty z przodu: AMULETY skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferim Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów.- Jeden dla pani córeczki, madame? - odezwał się do pani Weasley, łypiąc okiem na Ginny, kiedy przechodzili.- Dla ochrony jej ślicznego karku? - Gdybym był na służbie.- zaczął pan Weasley, patrząc ze złością na sprzedawcę amuletów.- Ale nie jesteś, kochanie, nie aresztujesz teraz nikogo, spieszy nam się - odparła pani Weasley, nerwowo przeglądając listy.- Myślę, że powinniśmy zacząć od sklepu Madame Malkin, Hermiona chce kupić nowe szaty, Ron wyrósł ze swoich i ty także potrzebujesz nowych, Harry, tak szybko rośniesz.chodźmy.- Molly, nie ma sensu, żebyśmy wszyscy szli do Madame Malkin - zaoponował pan Weasley.- Może oni troje pójdą z Hagridem, a my wybierzemy się do Esów i Floresów i kupimy wszystkim podręczniki? - Sama nie wiem - odparła pani Weasley niespokojnie, wyraźnie rozdarta między pragnieniem szybkiego zakończenia zakupów a chęcią trzymania się razem.- Hagridzie, myślisz.? - Nie martw się, nic im się ze mną nie stanie, Molly - powiedział olbrzym uspokajająco, machnąwszy beztrosko ręką wielkości pokrywy śmietnika.Pani Weasley nie wyglądała na do końca przekonaną, ale zgodziła się na rozdzielenie i popędziła do Esów i Floresów z mężem i Ginny, podczas gdy Harry, Ron, Hermiona i Hagrid ruszyli do Madame Malkin.Harry zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma to samo udręczone, niespokojne spojrzenie, które zaobserwował u pani Weasley i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać.Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami.Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.- Gdybyśmy weszli tam wszyscy, zrobiłby się tłok - powiedział Hagrid, zatrzymując się przed salonem Madame Malkin i schylił się, by zajrzeć przez szybę.- Stanę na straży na zewnątrz, w porząsiu? Tak więc Harry, Ron i Hermiona weszli razem do małego sklepu.Na pierwszy rzut oka wyglądał na pusty, ale nie zdążyli jeszcze zamknąć drzwi, gdy usłyszeli znajomy głos dochodzący zza stojaka z szatami w kolorach błyszczącej zieleni i błękitu.-.już dzieckiem, na wypadek gdybyś nie zauważyła, matko.Potrafię robić zakupy sam.Dało się słyszeć cmoknięcie i głos, który Harry rozszyfrował jako należący do Madame Malkin, właścicielki sklepu, odezwał się: - No, kochanie, twoja matka ma rację, nikt z nas nie powinien chodzić teraz samotnie, nie ma to nic wspólnego z tym, czy jesteś dzieckiem.- Patrz, gdzie wsadzasz te szpilki! Nastolatek o bladej, ostrej twarzy i jasnoblond włosach wyłonił się zza stojaka ubrany w twarzowy komplet ciemnozielonych szat migoczący od szpilek wbitych na skrajach tkaniny i mankietach rękawów.Podszedł do lustra, by się przejrzeć.Nie minęło kilka sekund, kiedy zauważył odbicie Harry'ego, Rona i Hermiony stojących za nim.Jego jasne szare oczy zwęziły się.- Jeśli zastanawiasz się, co to za zapach, matko, szlama właśnie weszła - powiedział Draco Malfoy.- Myślę, że nie ma potrzeby używać takiego języka! - odezwała się Madame Malkin, wybiegając zza stojaka z centymetrem krawieckim i różdżką w dłoniach.- I nie chcę wyciągniętych różdżek w moim sklepie! - dodała pospiesznie, gdy zerknąwszy w stronę drzwi zobaczyła Harry'ego i Rona, stojących z różdżkami wycelowanymi w Malfoya.Hermiona stojąca tuż za nimi wyszeptała: - Nie, szczerze, nie warto.- Jasne, jakbyście się odważyli użyć magii poza szkołą - zadrwił Malfoy.- Kto tak załatwił ci oko, Granger? Chciałbym posłać mu kwiaty.- Wystarczy! - przerwała Madame Malkin ostro, oglądając się po wsparcie.- Madame, proszę! Narcyza Malfoy wyłoniła się zza stojaka.- Odłóżcie je - powiedziała zimno do Harry'ego i Rona.- Jeśli zaatakujecie mojego syna ponownie, gwarantuję, że to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobicie.- Czyżby? - odparł Harry.Zrobił krok do przodu i spojrzał w gładką, arogancką twarz, która - przy całej bladości - wciąż przypominała Harry'emu twarz jej siostry.Był teraz tak wysoki jak pani Malfoy.- Wezwie pani kilku śmierciożerców, żeby nas załatwili? Madame Malkin pisnęła i chwyciła się za serce.- Naprawdę, nie powinieneś oskarżać.Mówienie niebezpiecznych rzeczy.Schowajcie różdżki, proszę! Ale Harry nie opuścił różdżki.Narcyza Malfoy uśmiechnęła się nieprzyjemnie.- Widzę, że bycie pupilkiem Dumbledore'a dało ci fałszywe poczucie bezpieczeństwa, Harry Potterze.Ale Dumbledore nie zawsze będzie mógł cię chronić.Harry rozejrzał się z drwiącą miną.- Łaaał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]