[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniała sobie, skąd zna ten pokój.Z taśmyz płonącą dziewczyną.Mantegna mówił do jej odbicia. Wydałem fortunę, próbując cię znalezć po tym, jakudało ci się wymknąć moim ludziom.I nagle zjawiasz siępod samym nosem.Gina ma wybitne poczucie humoru.Zawsze miała.Powiedziałem jej, że połamałbym jej kości,jeśliby wpędziła mnie w niepotrzebne ryzyko, ale onatwierdzi, że nie byłabyś w stanie.Znowu przesunął koło.Leżała teraz poziomo, ztwarzą do sufitu.Ból w przegubach i kostkach był nie dozniesienia.Pochylił się nad nią. I miała rację, prawda? Gina nigdy się nie myli co doludzi.Może przyszłaś tu, pałając chęcią zemsty, alespodobał ci się stary Tony, czyż nie? A może nawet. Tak, tak! krzyknęła desperacko. Zrobię dlaciebie wszystko, Tony.Wszystko! Zaufaj mi.Przysięgam!Jego nagły smutek wydał się jej szczery. Chciałbym, laleczko.Uwierz mi.Ale nie mogęryzykować.Jesteś ostatnim ogniwem w łańcuchukłopotów, które wywołała twoja siostra.Gdy cięusuniemy, jestem kryty.Nikt nie będzie w stanieudowodnić mi tych pożarów. Wcale nie! krzyczała. Ktoś jest na twoim tropie.Detektywi ubezpieczeniowi.Spotkałam ich w NowymJorku.Wiedzą, jak zginęła Karen.I że masz swoją bazępod LA, że jesteś producentem filmów.Wystarczy, żetrochę powęszą. To już historia. Cofnął się o krok i obrócił ramętak, że znów wisiała pionowo. Mieli wypadek.Wczorajwieczorem.Katastrofa lotnicza.Straszne.Nikt nieprzeżył.Carol poczuła, jak nikły płomyczek nadziei zamigotałi zgasł.Wiedziała już, że nie wyjdzie z tegopomieszczenia żywa.Była przerażona tym, co miało ją czekać.Nigdy niepotrafiła znieść bólu. Proszę! Jeśli musisz mnie zabić, to zrób to szybko błagała. Nie dręcz mnie. Ja? Dręczyć ciebie? Nie zamierzam nawet tknąć ciępalcem.Jedno z luster uchyliło się i ukazało korytarz.WeszłaGina.Była nago.Jej smukłe, muskularne ciało pokrytebyło czymś tłustym.W ręku niosła ten sam bat, któregoużywała w filmie.Carol jęknęła.Próbowała odepchnąć okropne obrazy,które zapełniły jej umysł.Gdyby tylko mogła po prostuzemdleć albo umrzeć od razu.Wszystko, byle uniknąćtego, co nieuchronnie miało nastąpić.Gina stanęła przed nią i chłonęła wygłodniałymwzrokiem widok ciała Carol. Tak długo czekałam na ten moment.Odkąd po razpierwszy cię ujrzałam.Ileż mnie kosztowało, żebypowstrzymać się wtedy, w mieszkaniu Karen.Alewiedziałam, że muszę być cierpliwa.Złapała uchwyt bata i zaczęła nim gładzić Carol.Niekontrolowany dreszcz przebiegł przez jej ciało,gdy twardy, oprawiony w skórę kijek wędrował w górę poudzie i zaczął gładzić ją między nogami.Spojrzała w stronę Mantegny szukając pomocy, alejego oczy powiedziały jej, iż jest to daremne.Patrzył tak,jak patrzy dziecko na muchę, której zamierza oderwaćskrzydełka.Podniósł kamerę i skrzywił się w uśmiechu. Dobra, zaczynamy przedstawienie.Gina, do dzieła!Gina pokiwała posłusznie głową.Cofnęła się o krok ipoprawiła rękojeść bata.Z diabolicznym wyrazem twarzypodniosła ramię. Zdumiewające, co można zrobić z nagą damą przyużyciu bicza.W drzwiach stał Lattimer.Oburącz trzymał wielkirewolwer.Carol, która wyprężyła się w oczekiwaniu napierwsze razy, opadła z ulgą.Nigdy w swoim życiu nieodczuła takiej radości na czyjś widok.Mantegna i Gina gwałtownie obrócili się. Kim, do diabła, ty jesteś? wydusił Mantegna.Gina, wciąż z batem ponad głową, powiedziała zniedowierzaniem: To jeden z tych facetów z Insillu.Lattimer. Przecież mówiłaś, że obaj są martwi! W telewizji mówili, że nikt nie przeżył.Lattimer wszedł do pokoju. Doniesienia o mojej śmierci były mocnoprzesadzone.Wydostałem się.Lekkie poparzenia, drobnekontuzje.Ale żyję.W przeciwieństwie do innych.Carol dopiero teraz zauważyła, że jego lewa ręka byłagrubo zabandażowana.Na twarzy miał czerwone plamy iwiększość włosów, z brwiami włącznie, była wypalona.Wyglądał o wiele starzej, niż kiedy ostatnio go widziała.Miał oczy starego człowieka. Panie Lattimer krzyknęła. Niech mi panpomoże!Nie spuszczając z oka Mantegny i Giny, powiedziałdo niej! Mów do mnie Jack.Po prostu się nie ruszaj.Odetniemy cię za chwilę. Mantegna, wez nóż i przetnij jej te pasy rozkazał.Mantegna zdumiał się. Skąd wiedziałeś, że mam. zamilkł, ale było jużza pózno.Zdradził się. Bo należysz do tych gnojków, którzy zawsze noszągo przy sobie.Wyjmij powoli i przesuń po podłodze wmoją stronę.A jeśli chodzi o ciebie, moja damo, to bądztak dobra i puść ten bat Chyba, że chcesz spłynąć wpostaci papki po tych kosztownych lustrach.Gina powoli wypuściła uchwyt z ręki.Mantegnaostrożnie wyciągnął wielki sprężynowiec z tylnej kieszenispodni, położył go na ziemi i kopnął w stronę Lattimera.Ten pochylił się, syknął przy tym z bólu i podniósł go.Nacisnął przycisk i wyskoczyło długie na sześć cali,zwężające się niczym sztylet ostrze. Wstrętne stwierdził. Prawie tak, jak jegowłaściciel.Teraz podejdzcie oboje do ściany i połóżcie siętwarzą w dół, z rękami na karku.Kiedy Mantegna i jego siostra zastygli na podłodze,Lattimer podszedł do Carol.Rzucił jej zmęczony uśmiechi zajął się więzami.Uwolnił jej jedną rękę, cały czasmierząc w dwójkę pod lustrami.Potem przeciął pasy przykostkach i obrócił obręcz tak, by mogła stanąć o własnychsiłach.Jeszcze drugi przegub i była wolna.Opadła na kolana.Nie czuła ramion i nóg, było jejsłabo i niedobrze. Chyba zwymiotuję wymamrotała. Nie krępuj się powiedział, znowu koncentrując sięna Mantegnie i Ginie.Carol targnęły gwałtowne torsje.Kiedyoprzytomniała, poczuła, jak krew zaczyna krążyć wzdrętwiałych kończynach.Omal nie krzyknęła z bólu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]