[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wierzę, \edzieci są największym skarbem społeczeństw.I wierzę w mi.- zająknęła się i zamilkła, a ru-mieniec na jej policzkach pogłębił się.- Wierzysz w miłość - dokończył - jak twoi rodzice.Z przekonaniem kiwnęła głową.- Tak, oni kochali się prawdziwą miłością, taką jaką zna się tylko z ksią\ek.Wzruszył ramionami, aby nie pokazać bólu, który przeszył mu serce.- Nie ma czegoś takiego, jak prawdziwa miłość.- Nie wyobra\am sobie innej - odparła z godnością.Nie czuł się na siłach kontynuować tego tematu.W dziedzinie emocji i uczuć Julia przerastała go pod ka\dym względem.Na szczęście ruchuliczny zgęstniał i musiał skupić się na powo\eniu.Przez resztę dnia posłusznie woził \onę tam, dokąd sobie \yczyła, starając się nie wychodzićpoza lekką, niezobowiązującą konwersację.Widok Julii, jej ruchy, gesty i miny bez przerwyprzypominały mu o wczorajszej scenie przed kominkiem.Coraz bardziej po\ądał smaku jejust, dotyku jej ciała, słodkiej woni skóry.Ona natomiast zachowywała się tak, jakby nicmiędzy nimi nie zaszło.Traktowała go miło, lecz obojętnie, jak wiernego sługę, asystującegoswojej pani w eskapadzie po mieście.Kiedy wreszcie zajechali pod dom i koła powozu zaturkotały na podjezdzie, Alec z ponurądeterminacją postanowił wymusić od \ony obietnicę, jaką zło\yła mu poprzedniej nocy.Uprzejmie pomógł Julii wysiąść i poprowadził ją do holu.Gdy zamknęły się za nimi drzwi wejściowe, oparł się o nie plecami i łakomie wpatrzył wJulię.Niespiesznym ruchem rozwiązała wstą\ki kapelusza, zdjęła go i potrząsnęła głową,uwalniając burzę loków.Tego było mu za wiele.Kocim ruchem oderwał się od drzwi.- Zapomniałaś o czymś, kochanie.Odruchowo zerknęła na torebkę, przewieszoną przez rękę, i pudło od modystki, trzymane wdrugiej.- Nie, mam wszystko.Alec stanął tu\ przy niej, opierając się dłonią o ścianę za jej głową.- Zupełny drobiazg, chodzi o mój codzienny procent.Zielone oczy rozwarły się gwałtownie, a w ich głębi błysnęło coś, co mogło być lękiem.Alecpoczuł wyrzuty sumienia.Czy\by wczoraj w nocy potraktował ją zbyt obcesowo? Zbytpo\ądliwie? Lecz czuł przecie\, \e Julia płonie nie mniejszym \arem.Mo\e tak samo bała sięjego namiętności, jak i swojej?O dziwo, to go ośmieliło.Przywołując całą siłę woli, aby nie wziąć jej tu, od razu, delikatnymgestem dotknął gładkiego policzka, a potem musnął palcami usta.Wargi rozchyliły się natychmiast w zmysłowym oczekiwaniu, ukazując białe zęby.Pudło nakapelusze wysunęło się jej z dłoni i potoczyło po posadzce.Alec pochylił się nad Julią, a potem, z zapierającą dech powolnością, zaczął sunąć wargamipo jej szyi, poprzez delikatną linię szczęki, do wra\liwego miejsca za uchem.Dr\ała jaklistek.Wreszcie poszukał jej ust i przymknąwszy oczy, całował je tak, jakby nigdy nie miałprzestać.A jednak po niedługiej chwili oderwał się z cię\kim westchnieniem i odstąpił krokdo tyłu, usiłując uspokoić oddech jak po wyczerpującym biegu.Julia stała, oparta o ścianę, z rękami bezwładnie opuszczonymi wzdłu\ tułowia.Tym razem wjej oczach nie było lęku.Tylko niespełnione pragnienie.I o to właśnie mu chodziło.Będzie powoli kruszył opór Julii, budząc w niej uśpionepragnienia, a\ zaufa mu i ulegnie.Poka\e jej, \e \ycie mo\e być piękniejsze ni\ iluzjaidealnej miłości.Pomo\e jej zrozumieć piękno po\ądania i spełnienia.14Londyńska dzielnica biedy i występku tonęła w oparach taniego d\inu, grzechu i smrodu.Towarzystwo Pomocy Kobietom Upadłym trwało wśród tego bagna jak czysta, bezpiecznaprzystań.Rozrabiaki i przestępcy omijali je z daleka, powodowani niechętnym respektem dopastora Ashtona.Julia weszła po wąskich schodkach, wiodących do frontowych drzwi.Lubiła to miejsce.Dawny dom publiczny, odrapany i brudny, teraz lśnił czystością świe\o malowanych ścian iodremontowanych wnętrz, kontrastując z szarym, niechlujnym otoczeniem.Zanim sięgnęła do klamki, wygładziła fałdy nowej sukni.Prostej, pozbawionej ozdób, choćuszytej u najlepszej krawcowej, z dobrego materiału.Przez chwilę znów poczuła się dawną,skromną Julią Frant, lecz bynajmniej nie podniosło jej to na duchu.Prawda, którą wreszcie pojęła, była bolesna.Oto poniosła całkowitą klęskę jako społecznica ireformatorka.Nie dosyć \e Towarzystwo, choć wzmocnione potę\nym zastrzykiem gotówki,nie wypracowało dotąd \adnego sensownego programu pomocy, to jeszcze jej mą\, AlecHunterston, zasłu\ył na swój diabelski przydomek jak nigdy dotąd.Okazał się po prostuniereformowalny i choć udało się jej wywalczyć pewne kompromisy, niewiele zmienił się oddnia ślubu.Na dodatek mogła to samo powiedzieć o sobie.A nawet gorzej - sama popadała coraz głębiejw grzeszną niewolę zmysłów, którą tak zwalczała u swoich podopiecznych.Nocami dręczyłyją bezwstydne sny o mę\czyznie, a z dnia na dzień, spłacając kolejne raty długu, coraz silniejpo\ądała czegoś więcej ni\ tylko jego pocałunków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]