[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kanapę w neutralnym kolorze rozjaśniałyniebieskie i białe jaśki oraz narzuta.Prócz grubego dywanika wniebiesko-brązowe wzory, rozłożonego przed kominkiem, napodłodze leżało kilka ładnych mat.Gdy Jude, zabrawszy swą podróżną torbę, udała się na piętro,znów zauważyła coś nowego.-Te kolaże na piętrze są prześliczne! - zawołała do siostry.-Pochodzą ze sklepu? - Były to dwie prace w jasnych barwach,niemal mistyczne, przedstawiające drzewa i gwiazdy.Wykonanoje z kory i pomalowanego papieru, a detale dorysowanoołówkiem i tuszem.- Podobają ci się? - spytała z dołu Claire.- Summer makoleżankę Darcey.Jej wujek robi takie kolaże.Wzięłyśmy kilkado Urzędu Gwiezdnego i nie mogłam oprzeć się pokusie, by wramach umowy z dostawcą nie wziąć kilku dla siebie.Pokój Summer przypominał komnatę księżniczki z bajki.Nasuficie jasne gwiazdy z plastiku świeciły w ciemnościachzielonkawym światłem.Aóżeczko na kółkach było biało-różowe,obramowane u wezgłowia kotarami z różowego i srebrnegomuślinu.Na ścianach Claire namalowała płochliwe leśnezwierzęta - wydawało się, że swymi łagodnymi oczami zaglądajądo wnętrza pomiędzy pionowymi belkami ścian.Podspojrzeniem pięknego jelonka Summer siedziała na podłodze ibawiła się domkiem dla lalek wykonanym z pomalowanejsklejki.Jude rzuciła swoją torbę na materac, który rozłożyła dlaniej Claire, i uklękła obok siostrzenicy.Zorientowała się, żedomek jest wiernym modelem Chatki Kowala, łącznie zkominami i okiennymi skrzynkami na kwiaty.- Skąd je masz? - spytała Jude, biorąc do ręki maleńkiekuchenne krzesełko.- Euan zrobił je dla mnie.Wujek Darcey.- Czy to ten sam, który zrobił obrazki z klatki schodowej? -spytała Jude.Kimkolwiek był utalentowany Euan, z pewnościązdążył już zostać kimś w rodzaju przyjaciela rodziny.- Mhm - odrzekła niejednoznacznie Summer, pogrążona bezreszty w świecie swoich zabaw.- Teraz pójdziesz spać -powiedziała do lalki dziewczynki, kładąc ją do łóżeczka wminiaturowej sypialni urządzonej jak dla księżniczki z bajki.- Wprzeciwnym razie nie spodoba ci się jutro w szkole, bo będzieszzbyt zmęczona.Miłych snów, kochanie.Jude przypomniała sobie słowa Claire, że sny Summer raczejnie należą do miłych, i pogłaskała siostrzenicę po głowie.Możepowinna teraz z nią o tym porozmawiać? Ale Summer właśniesprowadziła lalkę mamusię na dół i kazała jej nakarmić kota.Właściwy moment na rozmowę już minął.- Byłaś kiedyś w Starbrough Hall? - Jude, przebrana w dżinsy ibawełnianą koszulkę z długim rękawem, przyglądała się, jak jejsiostra przyrządza kolację.Claire pokręciła głową, nie przerywając mieszania risotta napatelni.- Nie, widziałam budynek tylko przelotnie z drogi.Co tamporabiasz?- Robię wycenę kolekcji książek i przyrządów naukowych.Niegdyś należały do astronoma amatora.Poczekaj, ja to zrobię.-Wzięła rondel przeznaczony na przystawkę z brokułów i nalałado niego wody z kranu.- Dzięki - bąknęła pod nosem Claire.- No i co, jest tam coścennego?- Niektóre pozycje są wartościowe, o tak - odpowiedziałaJude, stawiając rondel na kuchence.- Ale kolekcja jestinteresująca także z innego powodu.Ten człowiek, AnthonyWickham, żył pod koniec osiemnastego wieku i wydaje mi się, żeto on zbudował tąfołly w lesie.Służyła mu do obserwacji gwiazd.A kiedy byłam zeszłej nocy u babci, ona także wspomniała o tejwieży.I dlatego przyjechałam do ciebie w tak katastrofalnymstanie.Przyszło mi do głowy, żeby tam pójść i zobaczyć nawłasne oczy.Widziałaś ją kiedyś?- Wybierałam się raz z mamą, ale jednak nie poszłyśmy.Ludzie mówią, że to ruina.Znalazłaś ją?- Tak, w końcu tam jakoś dotarłam.Folfy wcale nie wyglądana ruinę.Odszukałam ścieżkę i pomyślałam sobie, że to będzieprosta droga, ale jakiś idiota zaczął strzelać zaraz koło mnie, więcspanikowałam i zaczęłam uciekać.- Trzeba bardzo uważać - powiedziała Claire, marszczącczoło.- Pewnie polowali na lisy albo króliki, bo ja wiem.?Sezon na bażanty jeszcze się nie zaczął.Nienawidzę tego.Biedneptaki.To barbarzyństwo.Lecz przynajmniej większośćzaangażowanych w to ludzi zachowuje się rozsądnie.- Nie ten, który strzelał dzisiaj.Ale mniejsza z tym.W końcuznalazłam wieżę, lecz nie miałam możliwości dokładnie się jejprzyjrzeć.Ujrzałam martwego jelonka zaplątanego w drutkolczasty.Ktoś go postrzelił.I wtedy pojawił się tam jakiśmężczyzna, a ponieważ miał w ręce łopatę, pokojarzyłam fakty.Niezle się wkurzyłam, prawdę mówiąc, ale cóż, facet był dośćnieprzyjemny.- Jude przerwała, próbując dokładnie przypomniećsobie tamto zdarzenie.- Wynikła trochę niezręczna sytuacja.Byłamprzekonana, że to on zranił tamtego jelonka, ale chyba sięmyliłam.Powiedział mi, że wybawił zwierzę od cierpień.Tak czyowak, był bardzo niegrzeczny.Oznajmił, że to teren prywatny, iniemal dosłownie przegnał mnie ze swej ziemi.Claire wybuchnęła śmiechem.- Tak jak mówiłam.Tu się nie da wtykać nosa, gdzie ci sięspodoba.Wy mieszczuchy myślicie, że tu wszystko tylko na wasczeka.- Nie jestem mieszczuchem.- Ależ jesteś! Pchasz się w wiejskie ostępy w eleganckimkostiumie i pończochach.Pomiatasz gospodarzem, który poprostu pilnuje własnego interesu.Jesteś jak ta para, którawprowadziła się do przerobionej na mieszkanie stodoły i narzekana smród nawozów.- Sama przed chwilą powiedziałaś, że polowanie na bażantyjest barbarzyńskie.- Wiem, mnie by to nie bawiło, ale dzikimi terenami nikt by sięnie zajmował i nie hodował bażantów, gdyby myśliwi niepolowali na nie.Ludzie z miasta nie rozumieją tego.A rząd niedba o wieś, bo tu nie ma wielu wyborców - Claire z trzaskiempołożyła pokrywkę na rondlu z brokułami duszonymi na wolnymogniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]