[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Załatwię to - obiecał, a w jego głosie brzmiałowspółczucie zmieszane z rezygnacją.- Zanimwyjedziesz, zostaw go na stole.Zapisała numer i dołączyła do niego krótki li-ścik, który do dziś wspominała z zażenowaniem.Podobnie jak swoje szalone zachowanie tamtej no-45SRcy.Nikomu nie powiedziała całej prawdy, nawetKaren.Zresztą wkrótce po tamtych wydarzeniach zmarłajej matka, jak się okazało z powodu tej samej46SRwady serca, którą odziedziczyła po niej młod-sza córka.I Mel została zupełnie sama.W sześć miesięcy pózniej zespół został roz-wiązany.Nigdy więcej nie usłyszała o Vannie Ca-pelli.47SRROZDZIAA CZWARTYWieczorem Mel poczuła się na tyle dobrze, bysię pojawić na powitalnym party.- Mel, cieszę się, że mogłaś przyjść.- Jonathanwyłowił ją z tłumu, zanim zdążyła do niego po-dejść.Mel wybrała na ten wieczór jasnozielony top zdużym, łódkowatym dekoltem i dobrane do niegospodnie z lejącego materiału.Prezentowała się nad-zwyczaj zmysłowo, tym bardziej że rozpuściła wło-sy, które opadały jej na plecy kasztanową kaskadą.- Wyglądasz wspaniale.- Jonathan był podwrażeniem.- Pozwól, że podam ci drinka.Skinął na przechodzącego kelnera i podał Meloroszony kieliszek z szampanem.- Muszę z tobą pomówić - powiedział ściszo-nym głosem.W drugim końcu tarasu zauważyła Vanna wotoczeniu grupki klientów.On także, podobnie jakMel, nie był na obiedzie.Słyszała śmiech towarzy-szących mu osób, widać było, że są nim zafascyno-wani i niemal spijają mu z warg każde słowo.Tym-czasem Jonathan tłumaczył jej na czym polegaistota interesów z firmą Vanna.Na48SRrazie ich współpraca nie była jeszcze pewna i Jo-nathan właśnie ją obarczył zadaniem przekonania godo jej nawiązania.- Zciągnięcie go do nas to zadanie dla ciebie.Pytająco uniosła brew.- Dla mnie? Chyba byłby raczej zainteresowanyrozmową z tobą, jako szefem całości.Starała się, żeby to zabrzmiało lekko, jakby całarzecz nie miała większego znaczenia, chociażwspomniana perspektywa budziła w niej paniczneprzerażenie.- Och, daj spokój, Mel.- W jego głosie czuło sięzniecierpliwienie.- Rusz głową.On może świetniemówi po angielsku, ale jest pół-Włochem i ma w ży-łach gorącą, południową krew.Doceni ładną dziew-czynę.Zresztą.- pochylił się do jej ucha, nie chcącbyć słyszanym przez nikogo innego - myślę, że musię podobasz.- Nie bądz śmieszny! - zaprzeczyła gorąco, jed-nocześnie zbita z tropu i oburzona sugestią.- W każdym razie bądz dla niego miła.- Miła? - Rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie.- Wiesz, co mam na myśli.- Nie jestem pewna.- Daj spokój, Mel.Nie udawaj.Nie mówię opójściu z nim do łóżka.Chyba nie sądzisz, że na-mawiałbym cię na coś takiego?Nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić.Do tejpory łudziła się, że przyjazń z Jonathanem zdoła jąochronić przed kontaktami z Vannem.Teraz jednakzaczynała rozumieć, że to się nie uda.49SR- Wykorzystaj swój wdzięk i staraj się niedziałać mu na nerwy - poradził.Opróżniła kieliszek dwoma szybkimi łykami,traktując szampana jako środek uspokajający.- Czyżbyśmy mieli do czynienia z pawiem? -Spróbowała ukryć napięcie pod maską nonszalancji.- Nie -burknął Jonathan.- To raczej inteligentnyi niebezpieczny ptak drapieżny.Wstrząsnął nią dreszcz, bo ten opis trafił w sed-no, mimo to wiedziała, że musi stanąć na wysokościzadania.W tej chwili podszedł do nich wysoki i chudyJack Slater i Mel zyskała kilka chwil tylko dla siebie.Kilka par tańczyło do wolnej, nastrojowej mu-zyki rozbrzmiewającej w nocnym powietrzu.Innigoście stali lub siedzieli w małych grupkach, popi-jając szampana.Mel wiedziała, że powinna do nich podejść, alepostanowiła dać sobie chwilę oddechu po niepoko-jącej rozmowie z Jonathanem.Wymknęła się na ta-ras, ukryła w jego najdalszym zakątku i zapatrzyła wdal, opierając dłonie na chłodnej, drewnianej balu-stradzie.Ciepła bryza pieściła jej nagie ramiona irozwiewała włosy.Poniżej rozciągały się ciekawieoświetlone, tarasowo ułożone ogrody, pod nimiciemna skała opadała pionowo ku morzu.W ciem-ności pobłyskiwały odbijające się w wodzie światełkakilku dużych jachtów, w oddali Positano migotałosetkami oświetlonych domów i hoteli.Jej uwagę przyciągnęło czerwone tylne światło50SRprzemieszczające się drogą wzdłuż wybrzeża.Odprowadziła je tęsknym wzrokiem, aż znikło zawzgórzami, po czym odwróciła się, wyczuwającczyjąś obecność.W nienagannym, ciemnym garniturze Vann wy-glądał niezwykle elegancko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]