[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hormony te pomagają w walce z depresją i łagodzą ból.Są jak narkotyk.Bieganie jestnajszybszym i najskuteczniejszym sposobem, żeby nasz mózg zaczął je produkować.Zacznijbiegać, a gwarantuję, że poczujesz się lepiej.Może nawet na tyle dobrze, że będziesz mogłaodstawić lekarstwa. Zatrzymał się.Dzięki Bogu.Zgięłam się wpół i podniosłam rękę. Potrzebuję chwili.Poklepał mnie po spoconych plecach i się zaśmiał. Sęk w tym, Kiersten, że lekarstwa nie są złe.Są po to, żeby ci pomóc. Przez nie mam koszmary. W takim razie śpij ze mną. Sprawiają, że czuję się słaba. Z trudem łapałam oddech. Tylko dlatego, że patrzysz na to nie tak, jak trzeba.Czekałam na kolejną porcję mądrości.Czy on w poprzednim życiu byłpsychoanalitykiem? To, że potrzebujesz pomocy, żeby poradzić sobie z problemami, nie czyni cię słabszą.Naprawdę słabi są ci, którzy nie potrafią przyznać, że potrzebują pomocy.Ludzie, którzy niepotrafią przyznać, że nie poradzą sobie sami.To oni są słabi.Prosząc o pomoc i przyjmując ją,przyznałaś się do swojej słabości, a przez to pokazałaś, jak jesteś silna.Ludzie słabi myślą, żepozjadali wszystkie rozumy, i afiszują się ze swoją mądrością.Zawahałam się i podniosłam wzrok.Uśmiechał się. Od kiedy to jesteś taki mądry?Wes wzruszył ramionami, a po jego policzku spływała kropla potu. Brałem udział w licznych terapiach.Uwierz mi.Człowiek nie może całe życie chodzićna terapię i nie dowiedzieć się choćby jednej mądrej rzeczy. Wygląda na to, że muszę zmienić terapeutę bąknęłam. Zwietnie, bo zaczynam przyjmować zapisy i można mi płacić w randkach. Przyjaciele nie umawiają się na randki. Ależ tak. Zmrużył oczy i się roześmiał.Przygryzłam wargę i kazałam swojemu sercu przestać fikać koziołki. Tego nie było na mojej liście. Ale randka była. Naprawdę? Uśmiechnęłam się.Nie mogłam się powstrzymać.Był cholernymspecjalistą w kruszeniu murów, którymi się otoczyłam. W ten weekend.W piątek.Ty i ja.Randka.Odwróciłam wzrok, udając, że nie mam ochoty rzucić się na niego i krzyknąć muw twarz: tak! To oczywiste, że inne dziewczyny tak właśnie reagowały.Idąc z Wesem, czułamna sobie ich dziwne, zdumione spojrzenia. Dobrze odparłam cicho. Ale tylko jako przyjaciele. Mówiąc to, wyciągnęłam rękę.Uścisnął ją i pokiwał głową. Przynajmniej podajesz mi rękę.Kilka dni temu myślałem, że będę porozumiewał sięz tobą jak John Smith z Pocahontas. Bardzo śmieszne. Prawda? roześmiał się i przyciągnął mnie do siebie. Jestem spocona. Wiem. I& śmierdzę. Niezły sposób, żeby go odstraszyć.Nachylił się do mnie i powąchał bok mojej głowy. Wąchasz moją skórę?Wzruszył ramionami. Powiedziałaś, że śmierdzisz.Chciałem udowodnić, że się mylisz. Więc nie śmierdzę? Nie& Wciąż nachylał się nade mną.Mój oddech przyspieszył, kiedy poczułam naszyi, jak wciąga do płuc powietrze. Pachniesz potem, a tak się składa, że lubię zapach potu. Czaruś. Mój głos wydawał się ulotny i dziwnie obcy.Chwilę pózniej wilgotny język dotknął mojej skóry, tuż poniżej ucha, a potem jego ustaprzywarły do mojego policzka. Bez dwóch zdań skwitował.Zanim zdążyłam go uderzyć, odepchnąć, czy choćby odwrócić się, rozległ się dzwonek.Wes cofnął się i wyciągnął z kieszeni nowiuteńkiego iPhone a. Co? spytał.Czekałam, patrząc, jak przestaje się uśmiechać. Nie, w porządku.%7ładen problem.Tak, zaraz& zaraz tam będę. Schował telefon dokieszeni i chwilę pózniej znów był radosny. Wszystko w porządku? Tak, czemu pytasz? Ruszył ścieżką w stronę uczelni. Telefon, smutna mina.No wiesz, napięcie w głosie.Takie tam. A, o to chodzi. Pokonując ostatni odcinek drogi do kampusu, w ogóle nie patrzył miw oczy. To nic takiego, dramat z ojcem, wiesz, jacy potrafią być staruszkowie.Czasamiwkurzają cię tylko dlatego, że mogą.Zamarłam. Kiersten? Wes dotknął mojego ramienia. O co chodzi?Otworzyłam usta, ale dobył się z nich jedynie zduszony szloch i znowu zaczęłam biec.Ponieważ gdy ostatni raz rozmawiałam z rodzicami, strasznie się pokłóciliśmy, bo będącw drugiej klasie liceum, uparłam się, żeby pójść na pierwszą w życiu imprezę. Kiersten! zawołał za mną, ale ja biegłam dalej, skupiając się na miarowym mlaskaniubutów o cement.Lewa, prawa, lewa, prawa.Musiałam uciec. Biegłam aż do masywnych, betonowych schodów, które prowadziły do akademików.Tam przewróciłam się i skaleczyłam w kolano. Cholera! Strużka krwi spłynęła mi po nodze i wlała się do buta.Azy paliły mniew gardle, kiedy próbowałam uspokoić oddech. Kiersten! Wes był już przy mnie; najwyrazniej cały czas biegł za mną.Oderwał pasekmateriału z mojej koszulki i przetarł ranę, dmuchając na nią i próbując zatamować krwawienie. Co to miało być? Wystraszyłaś mnie jak cholera.Zresztą teraz też mnie przerażasz.O cochodzi?Próbowałam się wyrwać, ale był zbyt silny.Nie chciałam spojrzeć mu w oczy. Porozmawiaj ze mną. Głos miał łagodny, zachęcający. Wiem, że chodzi o coś, copowiedziałem.Pokiwałam głową. O rodziców?Znowu przytaknęłam. Co się stało? Nie żyją. Rozdział 17A Panem Nietaktownym zostaje& Weston Michels.Jestem dupkiem.Weston Comiałem powiedzieć? Co mogłem powiedzieć w tej sytuacji? To był wypadek.Rzadko kiedy możemy przygotować się na śmierć, wiesz? Pokręciłagłową.Nie wiedziała nawet, jak bardzo się myli.Człowiek mógł przygotować się na śmierći z doświadczenia wiedziałem, że nie ułatwia to sprawy.Jednak nie mogłem jej tego powiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]