[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To znowuż przy-pomniało mu, jaki sam roztacza zapach, gdyż pojął, że Alix celowousiadła daleko, żeby go nie czuć.Przez chwilę siedzieli, nie odzywając się i patrząc na siebie.W koń-cu księżniczka lekko odkaszlnęła.- Powiedziałam prawdę, mówiąc, że jestem zdziwiona twoim wi-dokiem tutaj, bracie Stefanie.Nie sądziłam, że tu przyjdziesz.Zastanawiał się, czy księżniczka ma na myśli dobrowolną wizytę,a jeśli tak, czy się spodziewa, że będzie pamiętał, iż już tutaj był?Alix ciągnęła tym samym tonem:- Odniosłam wrażenie, że ty i twoi bracia wolicie swoją samot-ność, a wasze troski zatrzymujecie dla siebie.Wiedział, że powinien coś na to odpowiedzieć, więc starał się uda-wać, że nie ma pojęcia, o co jej chodzi.- No cóż, pani, jesteśmy mnichami, złożyliśmy śluby, które naka-zują nam wyrzec się tego świata i wszystkiego, co się z nim wiąże.- Mówisz o ludziach, prawda, panie rycerzu? Przyjmę twoje wyja-śnienie.przynajmniej chwilowo.gdyż wszyscy wiedzą o złożonychprzez was ślubach, lecz przecież Ubodzy Rycerze Chrystusa są innegorodzaju mnichami, prawda? Mnichami, którzy walczą i zabijają, w prze-ciwieństwie do wszystkich innych mnichów.Dla mnie to zdecydowa-na różnica.Nie miał pojęcia, co to ma oznaczać, ale skinął głową, zdziwiony żenapięcie ściskające mu pierś prawie zelżało.- To prawda, pani.Jesteśmy inni i oddani innej sprawie.sprawie,która nie istniała w innym czasie i miejscu.- Chwalebnej sprawie, tak?Wzruszył ramionami, wyczuwając pułapkę.- Taką się wydaje w oczach patriarchy i króla, twojego ojca.-Tak, w istocie chwalebnej.Walczyć i zabijać ludzi w imię Bogai pod Jego sztandarem, w usprawiedliwiony sposób łamiąc przykaza-nie Nie zabijaj".Saint-Clair potrząsnął głową.- Twoja uwaga, pani, jest celna i ostra.Jednak ci, z którymi wal-czymy.muzułmanie.gardzą naszym Bogiem i chcieliby wygnać Goz tej ziemi.- Wcale nie, bracie Stefanie.To nieprawda.A raczej pozorna praw-da.%7ładen wierzący muzułmanin nie gardzi naszym Bogiem, gdyż jestto ten sam Bóg, do którego się modlą.Nazywają go Allahem, a myBogiem.le bon Dieu.dobrym Bogiem.Jednak to ten sam Bóg.Jedyny.Alix miała ściągniętą twarz z dezaprobaty i uważnie ją obserwującySaint-Clair widział, jak mruży oczy głęboko przekonana o własnej ra-cji.Podziwiał jej zapał, mając świeżo w pamięci podróż odbytą z szyitąHassanem i prowadzone podczas niej rozmowy.Księżniczka jednakjeszcze nie skończyła.- Bracie Stefanie, od pierwszej chwili gdy większość naszych chrześ-cijańskich wojsk przybyła do tej ziemi pod wodzą Godfryda deBoullon i z błogosławieństwem papieża, dokonywano tu mordówi szerzono nienawiść w imię boże, lecz dla wygody i korzyści łudziuważających się za uprawnionych do interpretowania Jego świętejwoli.A mój ojciec zajmuje wśród nich poczesne miejsce.To nieoczekiwane oskarżenie i gwałtowny sposób, w jaki zostałorzucone, zaparły Saint-Clairowi dech, gdyż stał się świadkiem, choćmimowolnym i niewinnym, stwierdzenia, za które groziła kara śmier-ci, gdyby usłyszał je ktoś niepowołany.Co więcej, było to stwierdze-nie, z którym zgadzał się w całej rozciągłości, i pod wpływem entu-zjazmu o mało tego nie wyznał.Otworzył usta, lecz oszołomiony nieodważył się nic powiedzieć.Przez długie miesiące uważał tę kobietę za rozpuszczonego, roz-wydrzonego, samolubnego bachora myślącego jedynie o spółkowaniui cielesnych przyjemnościach, tymczasem nagle ukazała mu drugąstronę swej natury, której istnienia nawet nie podejrzewał: ognistąpasję połączoną z głęboką pogardą dla wpływowych ludzi z jej otocze-nia.Nagle i niespodziewanie doszedł do wniosku, że nie poradzi sobiew tym starciu - jeśli to było starcie.Potrząsnął głową, jakby próbującpozbyć się natłoku myśli, po czym niezgrabnie spróbował zmienićtemat, gdyż ta rozmowa przybrała zbyt niebezpieczny obrót.- W głębi serca nie mogę się z tobą nie zgodzić, pani, lecz winależy nie tylko po jednej stronie.Ludzie, z którymi walczą moi bra-cia i ja, nie są wierzącymi muzułmanami.To bezbożnicy, mordercy,bandyci i włóczędzy, w pełni zasługujący na sprawiedliwą karę, jakąim wymierzamy.Gdyby byli Frankami i chrześcijanami, winnymi ta-kich samych zbrodni, nie traktowalibyśmy ich inaczej.Jednak po-dejrzewam, że nie ma to nic wspólnego z tym, po co mnie wezwałaś,chociaż mogę się mylić.Czy o tym chciałaś ze mną mówić? Jeżelitak.Alix znów się uśmiechnęła.-Nie, bracie Stefanie, nie o tym, więc możesz się uspokoić w kwe-stii tej mojej pachnącej zdradą przemowy.Jestem posłuszną córkąi bardzo kocham mojego ojca, jako sprawiedliwego i pobłażliwegorodzica.Mój sprzeciw budzi tylko jego władza.jego męskość, wład-czość, męska duma, nazywaj to, jak chcesz.Ja myślę o tym jako o tejczęści jego natury, która nie pozwala mu spojrzeć na świat kobiecy-mi oczami.A ponieważ jesteś mnichem, który dobrowolnie wyrzekłsię spraw tego świata i poświęcił jedynie przyjemności oraz chwalewykonywania bożej woli, nie mogę zaliczyć cię do tych wszystkichmężczyzn, których potępiam.Saint-Clair zamrugał.- Potępiasz wszystkich mężczyzn, pani?- Większość, bracie Stefanie, a szczególnie większość tych, z który-mi spędziłam znaczną część mojego życia.Odkryłam, że im większąktoś ma władzę, tym mniej przyjemne jest jego towarzystwo, a ludziezaprzątnięci zdobywaniem władzy, tacy jak nasz podziwu godny bi-skup Fontainebleau, są wprost nie do zniesienia.Nie znoszę ludzi,którzy są żądni władzy, gdyż z tego powodu wszyscy niszczą stojącychniżej od siebie.- Zauważyła jego minę i dodała: - Jednak wiem rów-nież, wierz mi, że ci niżej stojący, zwyczajni ludzie, mogą być równiewystępni i zli jak możnowładcy, więc nie wyciągaj błędnych wnio-sków z moich słów.Chcę tylko powiedzieć, że nasz system zależnościistnieje wyłącznie dla korzyści tych, którzy dzierżą władzę.Co ozna-cza, bracie Stefanie, że istnieje ze szkodą dla wszystkich, albowiemnawet ci na szczytach władzy są aż nazbyt często niszczeni tylko zewzględu na zajmowaną pozycję.Zmieniłabym to, gdybym mogła, alenie mogę.Jestem tylko kobietą, a kobiety w świecie mężczyzn są bar-dziej bezsilne niż służące.O co chodzi? Wyglądasz, jakbyś chciał cośdo tego dodać.- Nie, pani.Zupełnie nic.- Dobrze więc, zacznijmy.- Uniosła dłonie i mocno w nie kla-snęła, a przez drzwi na końcu komnaty wszedł starzec i podszedł doniej.- Isztar - powiedziała, wciąż nie odrywając oczu od Saint-Clai-ra - to jest brat Stefan, z zakonu mieszkającego w stajniach na Wzgó-rzu Zwiątynnym, lecz dziś jest tu jako pan Stefan Saint-Clair, któryma mi towarzyszyć.Zaprowadz go do łazni, jeśli łaska.Panie?Wysoko uniosła prawą brew, a Saint-Clair nie wiedział, czy to jestżądanie czy pytanie.Rozważył to już wcześniej, zanim wszedł do jejapartamentów, wiedząc, że ona prawdopodobnie będzie nalegała, żebysię wykąpał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]