[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inteligent ma nad-miar wyobrazni, przeżywa rozterki, miota się od ściany do ściany.Jaki pożytekz przywódcy, który sam nie wie, czego się trzymać? Beheszti (linia twarda) nigdynie postępował w ten sposób.Zbierał swój sztab i dyktował instrukcje.Wszyscybyli mu wdzięczni, bo wiedzieli, jak postępować, co robić.Beheszti miał w rę-ku aparat szyicki, Bani Sadr przyjaciół i zwolenników.Bazą Bani Sadra byłainteligencja, studenci, mudżahedini.Bazą Behesztiego gotowy na wezwaniemułłów tłum.Było jasne, że Bani Sadr musi przegrać.Ale i Behesztiego dosięgłaręka Miłościwego i Litościwego.Na ulicach pojawiły się bojówki.Były to grupy młodych, silnych ludzi, z tyl-nych kieszeni wystawały im noże.Atakowali studentów, karetki pogotowia wy-woziły z uniwersytetu poranione dziewczyny.Zaczęły się manifestacje, tłum wy-grażał pięściami.Ale tym razem przeciw komu? Przeciw człowiekowi, którypisał książki trudnym, niejasnym językiem.Miliony ludzi nie miało pracy, chłopinadal mieszkali w nędznych lepiankach, ale czy to było ważne? Ludzie Behesztie-go byli zajęci czymś innym walczyli z kontrrewolucją.Tak, wreszcie wiedzieli,co robić, co mówić.Nie masz co jeść? Nie masz gdzie mieszkać? Wskażemy cisprawcę twojej niedoli.Jest nim kontrrewolucjonista.Zniszcz go, a zaczniesz żyćpo ludzku.Ale jakiż on kontrrewolucjonista, przecież wczoraj walczyliśmy razemprzeciw szachowi! To było wczoraj, a dzisiaj on twoim wrogiem.Wysłuchawszytego, rozgorączkowany tłum rusza do tarcia, niewiele myśląc o tym, czy to wrógprawdziwy, ale tłumu nie można o nic winić, ponieważ ci ludzie rzeczywiście chcąlepiej żyć i pragnąc tego od dawna, nie wiedzą, nie rozumieją, co jest takiego na117świecie, że mimo ciągłych zrywów, ofiar i wyrzeczeń lepsze życie jest nadal zagórami.Wśród moich przyjaciół panowało przygnębienie.Mówili, że nadciąga kata-klizm.Jak zawsze, kiedy zbliżały się ciężkie czasy, oni, inteligentni, tracili siłyi wiarę.Poruszali się w gęstym mroku, nie wiedzieli, w którą skierować się stro-nę.Byli pełni lęku i frustracji.Oni, którzy kiedyś nie opuścili żadnej manifestacji,teraz zaczęli bać się tłumu.Rozmawiając z nimi, myślałem o szachu.Szach jezdziłpo świecie, czasem w gazetach pojawiła się jego twarz, coraz bardziej wychudła.Do końca myślał, że wróci do kraju.Nie wrócił, ale wiele z tego, co zrobił po-zostało.Despota odchodzi, ale wraz z jego odejściem żadna dyktatura nie kończysię całkowicie.Warunkiem istnienia dyktatury jest ciemnota tłumu, dlatego dyk-tatorzy bardzo o nią dbają, zawsze ją kultywują.I trzeba całych pokoleń, aby tozmienić, aby wnieść światło.Nim to nastąpi, często ci, co obalili dyktatora, mimo-wolnie i wbrew sobie działają jako jego spadkobiercy, kontynuując swoją postawąi sposobem myślenia epokę, którą sami zniszczyli.Jest to tak mimowolne i pod-świadome, że jeśli im to wytknąć, zapałają najświętszym oburzeniem.Ale czymożna o wszystko winić szacha? Szach zastał pewną tradycję, poruszał się w gra-nicach zespołu obyczajów, istniejących od setek lat.Bardzo trudno przekroczyćtakie granice, bardzo trudno zmienić przeszłość.Kiedy chcę poprawić sobie nastrój i spędzić przyjemnie czas, idę na ulicę Fer-dousi, przy której pan Ferdousi prowadzi sprzedaż perskich dywanów.Pan Fer-dousi, który całe życie spędził obcując ze sztuką i pięknem, patrzy na otaczającągo rzeczywistość jak na drugorzędny film w tanim i zaśmieconym kinie.Wszyst-ko jest kwestią smaku, mówi mi, najważniejsza rzecz, proszę pana trzeba miećsmak.Zwiat wyglądałby inaczej, gdyby trochę więcej ludzi miało odrobinę więcejsmaku.Wszystkie okropności (bo nazywa to okropnościami), takie jak kłamstwo,zdrada, złodziejstwo, donosicielstwo, sprowadza do wspólnego mianownika takie rzeczy robią ludzie, którzy nie mają smaku.Wierzy w to, że naród przetrwawszystko i że piękno jest niezniszczalne.Musi pan pamiętać, mówi mi rozwijająckolejny dywan (którego wie, że nie kupię, ale chciałby, abym nacieszył nim oko),że to, co Persom pozwoliło pozostać Persami przez dwa i pół tysiąca lat, to, copozwoliło nam pozostać sobą, mimo tylu wojen, inwazji i okupacji, to była naszasiła duchowa, a nie materialna, nasza poezja, a nie technika, nasza religia, a niefabryki.Co myśmy dali światu? Myśmy dali poezję, miniaturę i dywan.Jak panwidzi, z wytwórczego punktu widzenia same bezużyteczne rzeczy.Ale właśniew tym wyraziliśmy siebie.Myśmy dali światu tę cudowną, niepowtarzalną bezu-żyteczność.To, co daliśmy światu, nie polegało na ułatwianiu życia, tylko na jegoozdabianiu, oczywiście, o ile takie rozróżnienie ma sens.Bo na przykład dywanjest dla nas potrzebą życia.Pan rozkłada dywan na strasznej, spalonej pustyni,kładzie się na nim i czuje, że leży na zielonej łące.Tak, nasze dywany przypomi-nają kwitnące łąki.Pan widzi kwiaty, widzi ogród, sadzawkę i fontannę.Między118krzewami przechadzają się pawie.A dywan to trwała rzecz, dobry dywan zacho-wa kolor na wieki.I w ten sposób, żyjąc w nagiej i monotonnej pustyni, pan żyjejak w ogrodzie, który jest wieczny, który nie traci barwy ni świeżości.A jeszczemożna sobie wyobrazić, że ten ogród pachnie, można usłyszeć szum strumieniai śpiew ptaków.I wtedy pan czuje się dobrze, pan czuje się wyróżniony, pan jestblisko nieba, pan jest poetą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]