[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprawdził, czy jest odbezpieczony, i wycelował brońw stronę Kłuty.- No to, panie ładny, koniec pieśni - powiedział, mierząc w kolejarza.Pociągnął za spust, alepistolet nie wypalił.Choć przyciskał raz za razem, słychać było tylko suchy trzask iglicy.- Co jest, do kurwy nędzy? - zaklął Lebera.- Milicja obywatelska jest, panie Rajmund szanowny odezwał się znajomy głos od drzwi.Stał wnich uśmiechnięty od ucha do ucha chorąży Olkiewicz ze swoją zapalniczką imitującą pistolet w ręce.Ale Teofil, który w pośpiechu nie pomyślał o tym, by na katowickiej komendzie zaopatrzyć się wjakąś broń, zrobił błąd.Pistolet rzeczywiście wyglądał jak prawdziwy.Niestety, Rajmund był jedną z pierwszych osób, której pochwalił się swoją zapalniczką zaraz potym, jak kupił ją na Aazarzu.Dlatego teraz Dutka na widok tej pseudobroni wycelowanej w siebieobnażył tylko zęby w uśmiechu i ruszył jak taran na Olkiewicza.Wystarczyły mu trzy sekundy, bypowalić milicjanta silnym ciosem wymierzonym prosto w nos, odebrać mu pistolet i wybiec nakorytarz.Tu natknął się na zziajanego Pytloka.Porucznik jeszcze przed chwilą biegł tuż zaOlkiewiczem.Pędzili po schodach, bo winda nie chciała dojechać na parter.Jednak dwa piętra niżejPytlok poślizgnął się na schodach i upadł.Zanim się pozbierał, po Olkiewiczu nie było już śladu.Gdy teraz wreszcie dobiegł do celu, zobaczył przed sobą wielkiego jak dwudrzwiowa szafa faceta zpistoletem w dłoni wycelowanym wprost w jego głowę.Wiele się nie zastanawiając, podniósł ręcedo góry.Napastnik spojrzał na niego ze zdziwieniem, a potem pchnął go z całej siły, odgarniając zdrogi jak niepotrzebną przeszkodę.Pytlok po raz drugi w ciągu dwóch minut upadł na podłogę klatkischodowej, tym razem tak nieszczęśliwie, że przewrócił metalowy stojak z kwiatkami ustawiony przydrzwiach do mieszkania sąsiadów Kłuty.Doniczka z fikusem zleciała wprost na głowę oficera,pozbawiając go na moment świadomości.Dzięki temu Dutka nieniepokojony przez nikogo mógłdobiec do windy.O dziwo, kabina stała akurat na piętrze gotowa do drogi.Wskoczył do środka iwcisnął przycisk oznaczony literą P.Porucznik Trulka czuł się zle.Właściwie można by powiedzieć, że czuł się strasznie zle.Chciałomu się wymiotować, ale najgorsze było to, że bardzo chciało mu się spać.Miał wrażenie, że zachwilę zaśnie na stojąco przed drzwiami windy.Wciskał co rusz czerwony przycisk, by przywołaćkabinę, która utkwiła gdzieś na górnych piętrach.Myślał tylko o jednym: jak najszybciej wsiąść dowindy, pojechać na górę, wejść do mieszkania Kłuty, zasiąść tam w fotelu i zasnąć choć na chwilę.Wciąż nie bardzo wiedział, jak to możliwe, że w ogóle dał się wyciągnąć z domu.Leżałkompletnie pijany na łóżku, gdy zadzwonił ten kolejarz.Nieopatrznie, chcąc go uspokoić, powiedział,że zaraz przyjedzie.Dlatego wstał, wypił jedno tyskie, dzięki czemu odzyskał nieco sił, ubrał się iwyszedł z domu.Nie bardzo pamiętał, jak mu się udało przejechać z Tysiąclecia do Siemianowic.Miał dziwne wrażenie, że zasnął, siadając za kierownicą pod swoim blokiem, a obudził się podblokiem na Bytkowie.Tutaj nie zostało mu już nic innego, jak wyjść z syrenki i ruszyć w górę, boinaczej zwymiotowałby gdzieś pod blokiem na trawniku, a może jeszcze gdzieś tu zasnął.Zły byłwięc na siebie, że dał się tak wrobić w tę jazdę, zły na Klutę, że ten zawracał mu głowę jakimiśgłupotami, a teraz zły był na windę, która nie wiedzieć czemu pomimo wciskania czerwonegoprzycisku uparcie stała gdzieś na górze.Zdenerwowany już chciał ruszyć pieszo po schodach, gdy wtem usłyszał charakterystyczny jazgotdobiegający zza wybitej szybki drzwi od windy.Po paru sekundach dostrzegł światło i kabina stanęłana parterze.Nim zdążył chwycić klamkę, otwarte z impetem drzwi staranowały go i rzuciły nametalową poręcz schodów.Trulka natychmiast oprzytomniał.Tego już napięte nerwy milicjant a niewytrzymały.- Ty pieroński skurwysynu! - krzyknął i rzucił się na wychodzącego.Dutka mógł się wszystkiego spodziewać, ale na pewno nie ataku na parterze.Nim zorientowałsię, w czym rzecz, już napastnik okładał go pięściami.Trulka był mniej więcej o połowę lżejszy odDutki, ale efekt zaskoczenia zrobił swoje.Kilkanaście silnych ciosów wyprowadzonych jeden podrugim obezwładniło Leberę zupełnie i powaliło na posadzkę z pięknego lastryka.Ostatkiem siłspróbował wydobyć z kieszeni pistolet zapalniczkę odebrany chwilę wcześniej Olkiewiczowi.Potrzebował czegoś twardego, by uderzyć napastnika.Gdy Trulka zobaczył w ręku leżącego broń,wpadł w prawdziwą furię.Jednym uderzeniem wytrącił Dutce pistolet, potem chwycił pulchną dłoń iwbił zęby w palec owinięty grubo bandażem.Krzyk, jaki rozległ się na klatce schodowej, sprawił, że mieszkający na dziesiątym piętrze AugustMasorz, który odsypiał właśnie nockę, wyszedł z mieszkania, stanął na klatce schodowej i ryknął wdół:- Trzym ryj, ciulu, bo zejda tam i ci ta ożarta morda obija!Ale nie musiał schodzić.Rajmund Dutka przestał krzyczeć.Stracił przytomność.Na jego wielkąklatkę piersiową opadł zdyszany porucznik Trulka i momentalnie zasnął.Marian Kłuta nie słyszał krzyków na klatce schodowej.Usłyszał za to jęki łysiejącego korpulentnego mężczyzny z zakrwawionym nosem, który podnosiłsię z jego podłogi pokrytej wykładziną dywanową kupioną rok temu w Zenicie w Katowicach.- Co się, kurwa, gapisz?! - warknął Olkiewicz.- Milicja obywatelska w akcji - dodałpospiesznie dla wyjaśnienia.I wtedy Kłuta po raz trzeci dziś ucieszył się na widok milicjanta, a zaraz potem się rozpłakał.Zradości.Cieszył się, że żyje.Nie mógł wiedzieć, że zawdzięcza to tylko przezorności jakiegośgliniarza z Poznania, który wręczając swojemu młodemu podwładnemu pistolet, na wszelki wypadeknie wyposażył magazynka w naboje, żeby sobie ów Młody przypadkiem krzywdy nie zrobił.Poznań, poniedziałek, 17 marca, godzina 9
[ Pobierz całość w formacie PDF ]