[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nazwał tamtą dziewczynę zrodzoną z mgły".- Zrodzona z mgły" - powtórzyłam.- Tak.Bo mgła ukrywa to, co jest w środku.I mniej więcej taki właśnie jestem.Widzisz? Wielki znak zapytania.Nikt nie jest wstanie powiedzieć, jakie mam cechy i potrzeby ani jakie ciążą na mnie klątwy, dopóki same się nie ujawnią.Część z naspotrzebowała krwi, żeby przetrwać.Inni nie.A jeszcze inni potrafią zapanować nad tym pragnieniem.- Aha.- Poczułam zalewającą mi szyję falę ciepła i poruszyłam się na krześle.- A do której grupy ty należysz?Pokręcił głową i z nieodgadnionym wyrazem twarzy spojrzał gdzieś nad moim ramieniem.- Nie wiem.Nie da się przewidzieć, czy, a jeśli tak, to kiedy dopadnie mnie pragnienie krwi.Pocieszające, nie ma co.Mocniej ścisnęłam kubek.- Ilu was jest?Uniósł dłonie i odsunął się.- Właśnie na nas patrzysz.- Jeden? Jesteś jedyny?- W Ameryce Północnej tak.Na świecie żyje jeszcze chyba dwoje zrodzonych z mgły".Jak już wspomniałem, nie rodzimy sięzbyt często.- A co z Crank? Przecież to twoja siostra.- Jenna nie jest moją siostrą.Nie łączą nas więzy krwi.- Ale.- nie wiedziałam, jak to rozumieć.Zamilkł, próbując znalezć właściwe słowa.- To miejsce sprawia, że ludzie łączą się w grupy.Spotykasz podobnych do siebie, kogoś, komu możesz całkowicie zaufać, istajecie się rodziną.Violet właśnie się tego uczy.To dlatego znika teraz rzadziej niż kiedyś.- Wzruszył ramionami.Najwidoczniejkrępowały go takie zwierzenia i udowadnianie, że ma dobre serce.- Jenna straciła rodziców, a potem brata.Załamała się.Kiedy jąznalazłem, nadal siedziała przy jego ciele.Myślała, że jestem jej bratem i poszła ze mną.Nigdy nie próbowałem jej wyprowadzaćz błędu.Nie widziałem potrzeby, żeby jeszcze bardziej ją ranić.To jej sposób radzenia sobie z rzeczywistością.Wymyśla różnerzeczy.Słysząc to wszystko, poczułam ucisk w piersi.- Jak on zginął?- Nie jestem pewien.Znalazłem ich w śródmieściu, w dzielnicy handlowej.W ruinach.Nigdy nie chodz tam sama, bez względuna porę dnia.To raj drapieżników.Chyba właśnie dlatego Novem zostawiło tę dzielnicę w spokoju.Wolą oddać ruiny siłom zła,niż ryzykować, że przeniosą się one do Dzielnicy Ogrodowej.- Spojrzał przez okno, po którym spływały ostatnie krople deszczu.-Wygląda na to, że przestało padać.Nie drążyłam tematu, po części dlatego, że nie chciałam odpowiadać na jego pytania.Może gdy przyjdzie na nie pora, odwdzię-czy mi się tym samym.- Chcesz pójść na rynek? - zapytał.- Obiecałem dzieciakom, że przyniosę coś na obiad.- Jasne.Od Francuskiego Rynku nad rzeką dzielił nas krótki spacer przez plac.Kiedy dotarliśmy na miejsce, wyszło słońce.Turyści imieszkańcy miasta schronili się tam przed deszczem, więc pod dachem kłębił się tłum klientów.Przestrzeń wypełniały jaskrawekolory warzyw i owoców, mięs i serów, roślin i ozdób ogrodowych.Sebastian szedł zdecydowanym krokiem, a ja spokojnie się35rozglądałam, szperałam, przyglądałam się klientom i zastanawiałam się, kto jest człowiekiem, a kto nie, i czy jako donś jestem wstanie odróżnić jednych od drugich.Ale nikt się nie wyróżniał.Nowy 2 był także rajem dla pogan, wiccan i alternatywnej młodzieży, więc wokół roiło się odoryginalnych strojów i licznych kolczyków w ciele.Porzuciłam detektywistyczne ambicje i zaczęłam myszkować na straganach, wdychając zapach kawy i chleba, świeżo ściętychkwiatów, a nawet rzeczną woń, która od czasu do czasu docierała na rynek, przynoszona lekkim wietrzykiem.Na straganach ustawionych z okazji Mardi Gras sprzedawano koraliki, maski i kostiumy.Już po chwili zatraciłam się w tęczybarw i labiryncie wąskich przejść, zostawiając Sebastiana, który targował się o siatkę ziemniaków.Koraliki Mardi Gras byłyzimne w dotyku i spływały po dłoni jak woda.Maski wyglądały pięknie, choć zarazem niepokojąco i uwodzicielsko.Wpadła mi w oko maska z czarnego aksamitu ze złotą podszewką i puszystymi czarnymi piórkami.Od razu pomyślałam oViolet.Wiedziałam, że będzie nią zachwycona.Wyobraziłam sobie tę maskę odsuniętą na czubek jej małej głowy.Postawiłamplecak na ziemi i wyjęłam trochę pieniędzy.Na drugim straganie kupiłam francuskie pączki dla Duba i Henriego oraz metalową łamigłówkę dla Crank.Potem zaczęłamsię zastanawiać, co mogłoby się spodobać Sebastianowi oraz, przede wszystkim, czy te prezenty nie wydadzą im się dziwne.Na skraju długiej zadaszonej konstrukcji zaczęłam oglądać powiewające na wietrze apaszki.Kiedy odwróciłam się w poszu-kiwaniu Sebastiana, mocny podmuch owinął nimi moją twarz i szyję.Wyswobodziłam się z ich satynowych pieszczot i wpadłamprosto na czyjeś twarde ciało.- Ojej, przepraszam.%7ładnej odpowiedzi.Zero ruchu - ten człowiek nawet nie drgnął.Zcisnęło mnie w żołądku i serce mi zamarło zmrożone złymprzeczuciem.Podniosłam głowę.Znowu czarna podkoszulka.Następny jasnowłosy olbrzym.Następne odjechane ostrze i następna tarcza.Korciło mnie, żeby wyjąć pistolet zza paska spodni, ale w pobliżu byli ludzie.Zawahałam się, zaskoczona.Nie powinnam była się wahać.Olbrzym chwycił mnie za rękę, obrócił się i wywlókł mnie z rynku.- Hej! - Szamotałam się, czując nagły przypływ adrenaliny.- Sebastian! - Zaparłam się nogami i mocno szarpnęłam, próbującodkleić palce zaciśnięte wokół mojej ręki.- Puszczaj!Nie puścił.O mało nie upadłam, bo pociągnął mnie jeszcze mocniej.Zamknął w mocnym uścisku obydwa moje nadgarstki iciągnął mnie w stronę rzeki.Mój wzrok padł na sprzedawcę chust.Widząc, że spuścił głowę i wycofał się w ciemny kąt stoiska, zaczęłam się zastanawiać,czy takie rzeczy to tutaj codzienność.Niemożliwe.Krzyknęłam jeszcze raz, z nadzieją, że zwrócę na siebie uwagęturystów, ale od rynku dzieliło mnie już kilka metrów, a łódki kołyszące się na wodzie i hałas panujący wśród straganów musiałyzagłuszyć moje wołanie.Na widok wody przyszła mi do głowy nagła, przerażająca myśl: on zamierzał mnie utopić.Zaczęłam się wyrywać, pochyliłamsię i ugryzłam go w dłoń.Uścisk zelżał na tyle, że mogłam uwolnić jedną rękę, więc mocno rąbnęłam drania w lewy policzek.Wyciągnęłam pistolet zza paska, ale kiedy go uniosłam, chwycił mnie za nadgarstek i odsunął moją rękę w bok, oddalając lufęod celu.Wałczyłam, lecz nie miałam szans wygrać z kimś o takiej posturze i sile
[ Pobierz całość w formacie PDF ]