[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ministra doposzukiwań w celu sprawdzenia posiadanych w tej sprawie informacji, lecz badania te nie daływyników zadawalających.- Czyli nic nie znalezli, a nie potrafili przyznać się wprost do niepowodzenia -skonkludowałem.- Sprawa była dziwna i pełna niedomówień - odparł ojciec Leszek - Dwa miesiące pózniej, wewrześniu 1920 roku, sprawozdanie z prac poszukiwawczych sporządził te\ jeden z moichpoprzedników, ksiądz prałat Mianowski.Jako gospodarz terenu miał dostęp do przeprowadzonychprac poszukiwawczych.Według niego, coś zostało jednak wydobyte z podziemi kościoła i wtajemnicy wywiezione do Warszawy.Niestety, nie udało mi się dotrzeć do tego sprawozdania.Papiery po księdzu prałacie zaginęły w czasie wojny.Wyczytałem jedynie w międzywojennejprasie, \e konwój wiozący skarb do Warszawy został napadnięty przez nieznanych sprawców, aregalia zostały zrabowane.Ta wersja jest mało prawdopodobna i jest to chyba po prostu plotkasfabrykowana przez władze, które nie potrafiły przyznać się do pora\ki.Opowieść ojca Leszka była bardzo ciekawa, ale zrobiło się ju\ dość pózno.Musiałemrozejrzeć się za noclegiem.Gospodarz nie chciał nawet o tym słyszeć.Na plebanii był wolny pokójgościnny.Porozmawialiśmy zatem jeszcze trochę o interesującej nas sprawie.Pomimo póznej pory,ojciec Leszek zaproponował mi jeszcze obejrzenie podziemi kościoła.Gdy następnego dnia wczesnym rankiem po\egnałem się z przemiłym gospodarzem iwyruszyłem w drogę powrotną słońce rozświetlało pięknie włodzimierskie ulice.Na niebie nie byłoani jednej chmurki.Zapowiadał się piękny dzień.Byłem w dobrym humorze.Wizyta weWłodzimierzu co prawda nie wniosła wiele nowego do sprawy, ale, jak zakładaliśmy z panemTomaszem, jej efekty miały przynieść nadchodzące dni.Droga powrotna do granicy minęła błyskawicznie.Włączyłem radio i słuchając porannychwiadomości nuciłem sobie jakieś melodie.Przejechałem przez Uściług i dotarłem do końca kolejki samochodów stojących na przejściugranicznym.Tym razem ogonek był dłu\szy.Czekając na moją kolej, zadzwoniłem do szefa izdałem mu krótką relację ze spotkania.Szef zapytał o moich aniołów stró\ów.Odrzekłem, \echyba zgubili mój trop, poniewa\ we Włodzimierzu nigdzie nie widziałem białego opla.Po niemal godzinnym oczekiwaniu podjechałem do stanowiska kontroli paszportowej.Ukraiński pogranicznik dłu\szą chwilę oglądał mój paszport, po czym nakazał mi czekać i wszedł znim do budynku urzędu.Początkowo sądziłem, \e jest to normalna procedura kontrolna, ale minęłokilka minut, a \ołnierz nie wracał.Pojawił się po upływie kolejnych kilku minut i ku mojemuzaskoczeniu, kazał mi zjechać na bok.Podjechałem na mały parking znajdujący się za budynkiem.Pogranicznik ponownie zniknął w drzwiach urzędu, a po chwili powrócił w towarzystwie młodegocelnika.- Czy ma pan coś do oclenia? - celnik zapytał łamaną polszczyzną- Nie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - wracam z podró\y słu\bowej.- Pan Paweł Daniec, prawda? - zapytał celnik zaglądając do mojego paszportu.32- Zgadza się - potwierdziłem.- To w jakim celu przyjechał pan na Ukrainę? - zapytał celnik.- Ju\ powiedziałem, był to wyjazd słu\bowy.- A nie handlowy? Nic pan nie wywozi? - indagował dalej celnik.- Chyba powiedziałem wyraznie.Przyjechałem tu odbyć wa\ne spotkanie we WłodzimierzuWołyńskim.Jestem pracownikiem polskiego Ministerstwa Kultury i Sztuki.Proszę, oto mojalegitymacja słu\bowa.Ale celnik nie zamierzał jej oglądać.Podszedł do wehikułu i stanął przy baga\niku.- W dniu wczorajszym ktoś zadzwonił do nas z informacją \e dzisiaj przez nasze przejściebędzie usiłował przejechać niejaki Paweł Daniec, podający się za polskiego muzealnika a który wrzeczywistości jest przemytnikiem.Proszę otworzyć baga\nik.Nie było rady.Spełniłem polecenie celnika.Ten uwa\nie przejrzał mój baga\ osobisty iwnętrze samochodu.Oczywiście nic nie znalazł.Niezra\ony polecił mi wjechać do wnętrzaniskiego budynku stojącego obok urzędu granicznego.W środku znajdował się kanał do oglądupodwozi pojazdów.Kazano mi na niego wjechać.Zrozumiałem, \e ktoś zrobił mi bardzo głupi kawał.Domyślałem się kto.Wiedząc, \e toprowokacją ju\ uspokojony patrzyłem jak celnicy zaglądają we wszelkie zakamarki wehikułu.Nagle jeden z nich sięgnął ręką w zagłębienie nad tylnym prawym wahaczem i namacawszy cośdłonią wyciągnął zawiniątko wielkości dwóch paczek papierosów.Było szczelnie owinięte wczarną folię i oklejone taśmą.- A to co, panie Daniec? Prezent otrzymany w trakcie tego spotkania słu\bowego? - zapytałcelnik z kpiną w głosie.Nic nie odpowiedziałem, natomiast poczułem na plecach nerwowe mrowienie.Sprawa robiłasię nieprzyjemna.Celnik podszedł do stojącego obok stołu, poło\ył pakunek, po czymsfotografował go aparatem le\ącym na stole.Następnie przeciął taśmę.W środku był biały proszek.Celnik wysypał odrobinę na dłoń i posmakował koniuszkiem języka.- To z pewnością nie mąka ani cukier.Prawda, panie Daniec? - zapytał z triumfalnymuśmieszkiem.- Zaraz damy to do analizy.Bohdan, przejrzyjcie dokładnie ten samochód - zwróciłsię do podwładnego.- A pana prosimy z nami.Celnicy zaprowadzili mnie do budynku urzędu.Znalazłem się w pomieszczeniu z kratami wmałym oknie.Chocia\ na zewnątrz świeciło mocno słońce, panował w nim ponury półmrok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]