[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Juliusz, jakby wcale nie słuchał, przechadzał się w zamyśleniu po pokoju. Nie wiem, czy w murach klasztornych, czy koszarach wojskowych nabyłeś takiego darudywinacyjnego 126 rzekł z lekceważeniem.Katylina wzruszył ramionami i usiadł na dawnym miejscu.Juliusz zatrzymał się nagle wswej przechadzce po pokoju. Słyszałeś już o żwirowskim dworze? Zaklętym? A tak! zaklętym, jak go nazywa lud. Nasłuchałem się o nim niestworzonych rzeczy od twego ekonoma i mandatariusza. Wiesz, w nim jakaś osobliwsza tkwi tajemnica.Czorgut zerwał się na równe nogi. Co, i ty wierzysz w chodzącego nieboszczyka?! wykrzyknął w najwyższym zdziwie-niu. Nie w nieboszczyka, ale w tajemnicę, którą osłania. Więc rzeczywiście coś osłania?Juliusz, zamiast odpowiedzi, przystąpił do małego biurka mahoniowego i dobył z niego ja-kiś papier zapisany. Patrz rzekł rozwijając oto kopia testamentu starościca.Punkt 21 opiewa: Chcę i postanawiam niezmiennie, aby nie wpadający w ogólny, Juliuszowi %7łwirskiemuzapisany, spadek mój pałac żwirowski, starożytna siedziba moich przodków, pozostał nietknięty w swym urządzeniu i aby tak, jak dziś się znajduje, stał zamknięty dla wszystkich ażdo zupełnej ruiny.W nim zawarł powieki mój ojciec, ostatni z prostej linii %7łwirski, który za-sługą około ojczyzny uświetnił to imię, nie chcę więc, aby ktokolwiek inny rozgaszczał się wjego murach.Wykonawcą i przestrzegaczem tego punktu niniejszej mej woli ostatniej mia-nuję mego wiernego kozaka Kostia Bulija.Przeznaczam mu na mieszkanie dawniejszy domogrodnika.Rzeczony Kost' Bulij ma być tylko stróżem żwirowskiego dworu, wszakże jeślibytego potrzeba była, może w każdej chwili wystąpić wobec praw jako jego legalny właściciel. Całkiem jasno mruknął Katylina. Nieboszczyk niezupełnie dowierzał swemu spad-kobiercy i ubezpieczył się na wszelki wypadek.Choćbyś i nie chciał uszanować tego punktujego ostatniej woli, to nie ujdzie ci to żadną miarą, bo wtedy Kost' Bulij może wystąpić zewszelkimi prawami właściciela. Nie o to mi chodzi przerwał Juliusz niecierpliwie w punkcie tym nie widzę nicszczególnego.Nieboszczyk tyle dziwactw popełnił za życia, że mógł sobie pozwolić jedno pośmierci.Otrzymałem zanadto wiele z jego łaski, abym mógł choćby w myśli tylko pokuszaćsię o stary dwór żwirowski.Jestem jednak silnie przekonany, że dwór ten nie zawsze stoi pu-sto. Nie rozumiem cię! Niezawodnie ktoś w nim przebywa czasami. Nieboszczyk? Oszalałeś! Według ostatniej jego woli sprowadziłem ciało jego z Drezna i pochowałempo wszelkiej formie w familijnym grobowcu w żwirowskim kościele. Więc może sam Kost' Bulij zakrada się do wnętrza.125a l i a s (łac.) inaczej126d y w i n a c y j n y (łac.) wróżbiarski, proroczy67 W takim razie musiał niezawodnie otrzymać do tego tajemne upoważnienie, i to tylko najakieś wypadki nadzwyczajne.Człowiek ten nie mógłby ani o włosek odstąpić od woli swegodawnego pana. Skądże jednak wnosisz o jakichś wypadkach nadzwyczajnych? Przed trzema dniami zrobiłem osobliwe odkrycie. Ty sam? wykrzyknął Katylina. Mymi własnymi oczyma.Szanując ślepo wolę nieboszczyka, ani śmiałem się zbliżyćkiedy do żwirowskiego dworu i nigdy też nie powstała we mnie myśl zajrzeć do niego dośrodka.Wszystkie zaś obiegające o nim po całej okolicy wieści poczytywałem tylko za prostewymysły bujnej wyobrazni i zabobonności naszego ludu, który nie mogąc się pogodzić z na-głą śmiercią nieboszczyka na zagrobowe skazywał go życie.Ale słuchaj, przed kilku dniamibyłem w Orkizowie, gdzie zastawszy liczniejsze nieco towarzystwo, zabawiłem do póznegowieczora.Rozmowa toczyła się bardzo długo o żwirowskim dworze.Jedna z pań mieszkają-cych w okolicy zebrała skrzętnie wszystkie szczególne wieści i pogłoski o pośmiertnym po-jawianiu się starościca i bawiła nimi zawzięcie całe towarzystwo.Uważałem, że cała ta roz-mowa jakiś widocznie nieprzyjemny na hrabiu Zygmuncie wywierała wpływ, za toż z oso-bliwszym zajęciem przysłuchiwała się Eugenia. Ach! bąknął Katylina przez zęby. Wypytywała się o każdy najdrobniejszy szczegół, interesowała każdą najpotworniejsząbaśnią ciągnął dalej Juliusz. Nie wiem, skąd się to wzięło, ale nazajutrz po raz pierwszyjakaś dziwna owładnęła mnie ciekawość.Wybrałem się konno na małą przejażdżkę i sam niewiedząc kiedy ujrzałem się. W pobliżu Zaklętego Dworu. Nie śmiałem żadną miarą żądać od Kostia Bulija, aby mi otworzył przynajmniej dziedzi-niec dworu, skręciłem na bok mimo rowów, głogu i krzewów, zasadzonych umyślnie powszystkich stronach, podjechałem pod sam parkan ogrodowy.W jednym miejscu z małegopagórka mogłem, wznosząc się w strzemionach, zajrzeć do środka. I wtedy ujrzałeś? zagadnął żywo Katylina. Nic nie ujrzałem w pierwszej chwili: wspaniały niegdyś ogród wyglądał strasznie opusz-czony i zaniedbany, ścieżki i ulice pozarastały bujną trawą, najpiękniejsze kwiaty podziczałypośród gęstych zarośli chwastów, rozmaite najszlachetniejsze krzewy skoszlawiały i skarło-waciały przez nikogo nie pielęgnowane i nie dozierane.Przypatrując się temu wszystkiemuwpadłem mimowolnie w jakąś smętną zadumę, kiedy wtem. Wtem? poderwał Katylina. Zdawało mi się, że w zakręcie jednej z ubocznych ulic szpalerowych mignął się jakiścień ludzki.W chwilkę potem ukazała się jakaś postać kobieca na samym rogu ulicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]