[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Silny wiatr podsycał płomienie, a z każdąchwila z klifów sypały się kolejne salwy.Wkrótce cała flota Norsów stała w ogniu.W tym momencie kilku dymiącym okrętom udało sięodpłynąć od centrum piekła, które rozpętało się nawodach zatoki, ale było ich niewiele.W czasiekrótszym, niż zajęło zainstalowanie machin wojennych,całe ludzkie plemię zostało niemal całkowiciezgładzone z powierzchni ziemi.Sigmar obserwował rozgrywającą się poniżej rzez znieukrywaną satysfakcją.Niebezpieczeństwo ze stronyNorsów grożące jego imperium zostało zażegnane i nieczuł żadnego żalu, obserwując tysiące ludziumierających na jego oczach.Król Wolfila obrócił się w stronę Sigmara i podał muprawicę.- Moi ludzie chcieliby ci za to podziękować, króluSigmarze.Powiedz mi, jak mogę ci się odwdzięczyć,ponieważ nie chcę być niczyim dłużnikiem.- Nie potrzebuję zapłaty, Wolfilo - odpowiedziałSigmar.- Chcę tylko, żebyś przysiągł, że od tej chwilijako król będziesz moim bratem oraz że ty i twoiwojownicy będziecie w przyszłości maszerować u megoboku po kolejne zwycięstwa.- Zgadzam się, Sigmarze - obiecał Wolfila.- Od tejpory Udosesi i Unberogenowie będą braćmi miecza.Jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebował pomocynaszych wojowników, wystarczy że powiesz.Królowie wymienili uścisk dłoni i Wolfila oddalił sięsprężystym krokiem, aby dołączyć do swych żołnierzy,niosąc miecz i tarczę wysoko w górze, opromienionyblaskiem padającym od olbrzymich ognisk na dole, wktórych świetle jego włosy nabrały koloru krwi.- Oni nam tego nie zapomną - odezwał się Wolfgartpo tym, jak król Wolfila ich opuścił.- Mam na myślitych, którzy ocaleją.Któregoś dnia wrócą, żeby się za tozemścić.- Będziemy się tym martwić pózniej - odpowiedziałSigmar, odwracając wzrok od rozgrywającej się poniżejrzezi.Oczy Pendraga miały wyraz wielkiego smutku igniewu.Chwycił Sigmara za ramię i zmusił go, aby tenjeszcze raz spojrzał na płonące morze.- Czy tak to ma wyglądać, bracie? Czy w taki sposóbchcesz wykuwać swoje imperium? Mordując? Jeżelitak, to ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego!- Nie, to wcale nie tak ma wyglądać - odburknąłSigmar, strząsając z ramienia rękę przyjaciela.- Ale cowedług ciebie miałem zrobić z Norsami? Wchodzić znimi w układy? Przecież to barbarzyńcy!- A czy my nimi nie jesteśmy, czyniąc coś takiego?!- Czyniąc coś takiego, jesteśmy zwycięzcami -odpowiedział Sigmar.- Słucham ich krzyków i myślę oludziach, którzy zginęli pod ostrzami ich toporów imieczy.I cieszę się, że robimy to, co robimy.Myślę okobietach zgwałconych lub wziętych w niewolę, odzieciach złożonych w ofierze na krwawych ołtarzach icieszę się, że to robimy.Myślę o tych wszystkichludziach, którzy będą mogli spokojnie żyć, dzięki temu,co musieliśmy dzisiaj zrobić, i cieszę się, że to robimy.Czy mnie rozumiesz, Pendragu?- Myślę, że tak, bracie - odpowiedział Pendrag,odwracając się.- Ale bardzo mnie to zasmuca.- Dokąd idziesz? - zapytał Sigmar.- Nie wiem - odparł Pendrag.- Daleko stąd.Rozumiem, dlaczego to musiało się dokonać, ale niemam ochoty słuchać przedśmiertnych jęków tych,których palimy żywcem.Pendrag ruszył ścieżką w dół klifu, przeciskając sięmiędzy uzbrojonymi wojownikami.Sigmar chciałruszyć za nim, ale Wolfgart powstrzymał go.- Niech idzie, Sigmarze.Zaufaj mi, potrzebuje trochępobyć sam.Sigmar pokiwał głową i powiedział:- A czy ty rozumiesz, że musieliśmy to zrobić?- Tak - odpowiedział Wolfgart.- Rozumiem, ale tylkodlatego, że nie mam takiego serca jak Pendrag.On jestmyślicielem i w chwilach takich, jak ta.No cóż, totrochę jak przekleństwo.Ale nie martw się, dojdzie dosiebie.- Mam nadzieję - powiedział Sigmar.- I co teraz? - zapytał Wolfgart.- Teraz złożymy ofiary dziękczynne Ulrykowi iMorrowi.Koniec bitwy to początek obowiązku wobeczmarłych.- Miałem na myśli, co z nami.Wracamy do domu?Sigmar potrząsnął głową:- Nie, jeszcze nie.Jest jeszcze jedna sprawa napółnocy, którą musimy się zająć, zanim wrócimy doReikdorfu.- To znaczy?- Artur - odpowiedział Sigmar.Unberogeńska armia ruszyła z miejsca pogromuNorsów wzdłuż północnych zboczy gór, zmierzając wstronę gniazda rodowego Teutogenów.Podróż przezlasy rosnące na północ od gór była najeżonaniebezpieczeństwami i Sigmar niejednokrotniewyczuwał nieludzkie oczy utkwione w sobie, jak gdybyz leśnych ostępów obserwowała ich cała armiapotworów.Gdy wreszcie przekroczyli dach świata i wynurzylisię spomiędzy cienistych lasów, Sigmar ujrzał góręFauschlag, z której Artur sprawował rządy nad swymludem.Mimo że wciąż znajdowali się o sto kilometrów odszarej góry, wydawała się ona olbrzymia i jedyna wswoim rodzaju, dominując nad krajobrazem niczymwymierzona w niebo iglica.Potężny szczyt stałoddzielony od wznoszącego się na wschodzie pasmagór i sprawiało to wrażenie, jak gdyby grupa szarychstrażników wygnała jednego z towarzyszy ze swegogrona.Obecność licznej armii nie przeszła oczywiścieniezauważona przez Teutogenów i już wkrótce Sigmarczuł, że z każdym krokiem, który niesie ich bliżej wstronę góry Fauschlag, obserwuje ich coraz więcejnieprzyjaznych par oczu.Dobrze utrzymana i przejezdna droga skręciła wpewnym momencie lekko na południe, w stronę mniejniebezpiecznych leśnych terenów, a następniedoprowadziła ich do podnóża gigantycznej fortecypółnocy.Ogrom skalnej budowli wydawał się trudny doogarnięcia umysłem i uwierzenia, nawet gdy stało sięprzed nią osobiście.Góra Fauschlag była tak wysoka, że z ziemi niesposób było dostrzec osad znajdujących się na szczycie,ale smugi dymu wydobywające się z niektórychpunktów doprowadziły ich do wykutego w podstawiegóry zamku.Wieże z polerowanego granitu wznosiły się po obustronach szerokich wrót z hartowanego drewna,spiętych żelaznymi obręczami i zbitymi za pomocągrubych sworzni.Dziesiątki uzbrojonych wojownikówstrzegło murów, ich włócznie lśniły w świetlesłonecznym, a błękitne i białe sztandary powiewały nawietrze.Ze szczytu Fauschlagu zwisały ciężkie, grubełańcuchy, które opadały wzdłuż zbocza.Na górzeprzymocowane były potężnymi linami i żelaznymiobręczami wbitymi w skałę.Gdy zbliżali się do góry,Sigmar często widział, jak w górę i w dół za pomocątych łańcuchów transportuje się klatki wypełnioneludzmi i towarami.Sigmar zbliżał się w stronę zamku wraz zPendragiem, który niósł jego sztandar opuszczony niskona znak przybycia w celu pertraktacji.Strażnikomogłosił, że przybył, aby wezwać Artura doodpowiedzialności za unberogeńską krew, którą przelalijego wojownicy.Kolejne dni upłynęły bez odpowiedzi i frustracjaSigmara z dnia na dzień przybierała na sile, gdy czekałna wieści od króla Artura.Wreszcie, gdy słońce zaszłopo raz trzeci, odkąd się tu zjawili, podjechał do nichposłaniec, który zjawił się od strony ukrytej w murzefurtki.Sigmar wyjechał emisariuszowi na spotkanie zWolfgartem i Alfgeirem u swego boku, a także zPendragiem, który w ciągu ostatnich dwóch tygodnirzadko kiedy się odzywał, ale teraz niósł dumnieszkarłatny sztandar.Zbliżający się jezdziec był potężnym wojownikiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]