[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.171Następnego dnia w szkole wysiłek zużyty do przesłania sugestiidał o sobie znać.Kiedy schodziła do tylnego korytarza po trzeciejlekcji, nieoczekiwanie poczuła zawroty głowy.Zachwiała się i spadłaby ze schodów, gdyby Jack Force jej niezłapał.- Trzymaj się.- Powiedział.- yle się czujesz?Schuyler otworzyła oczy.Jack patrzył na nią z niepokojem.- Straciłam tylko równowagę.Zemdlałam.Inne dziewczęta na schodach wymieniły porozumiewawczeuśmiechy.Omdlenia w szkole zdarzały się regularnie, będącoczywistym objawem anoreksji.To jasne, że Schuyler cierpi na jakieśzaburzenia łaknienia.Każdy widzi, że jest chuda jak szczapa.- Odwiozę cię do domu.- Jack pomógł jej wstać.- Nie, Oliver.mój zausznik.on może.i naprawdę, to nictakiego.Po prostu za dużo pracowałam nad urokiem.- Wyjaśniłapółprzytomnie.- O ile wiem, Oliver ma właśnie prezentację na angielskim.-Oznajmił Jack.- Ale jeśli chcesz, zawołam go.Schuyler potrząsnęła głową.Nie, to nie byłoby w porządku,prosić Olivera, żeby zawalił lekcję tylko, dlatego, że ona się zlepoczuła.- Daj spokój, wsadzę cię do taksówki i odstawię do domu.Lawrence pisał coś w swoim gabinecie, gdy Hattie zastukała dodrzwi.- Panienka Schuyler wróciła, proszę pana.Chyba zasłabła wszkole.Van Alen zszedł na dół, zastając Jacka Force'a, wnoszącegoSchuyler do domu.Wyjaśnił, że zasnęła w taksówce, w drodze.- Tak przy okazji, jestem Jack Force.- Przedstawił się.- Wiem, kim jesteś.Zanieś ją na kanapę.- Polecił Lawrence,wskazując drogę do salonu.172Jack ostrożnie położył Schuyler na obitej pluszem sofie, aLawrence przykrył ją pledem.Skóra Schuyler była tak blada, że niemal przejrzysta, ciemne,wilgotne rzęsy rzucały cień na policzki.Oddychała nieregularnie, ztrudem.Lawrence położył chłodną dłoń na rozpalonym czole wnuczkii natychmiast poprosił Hattie o termometr.- Ma gorączkę.- Zawołał z niepokojem w głosie.- Zemdlała w szkole.- Wyjaśnił Jack.- W taksówce wszystkowydawało się w porządku, ale potem powiedziała, że jest śpiąca i.no, sam pan widzi.Grymas niezadowolenia na twarzy Lawrence'a pogłębił się.- Mówiła, że pracuje nad urokami.- Jack ostro popatrzył na niegospod oka.- Tak, ćwiczymy.- Przytaknął Lawrence.Zajął miejsce na sofie idelikatnie wsunął termometr między wargi Schuyler.- To wbrew zasadom Komitetu.- Zauważył Jack.- Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek przejmował sięzasadami, Abbadonie.- Wzruszył ramionami Lawrence.Do tej chwiliżaden z nich nie wspominał o dawnej przyjazni.- Ty, który poparłeśnas w Plymouth za cenę własnej reputacji.- Czasy się zmieniły.- Mruknął Jack.- Jeśli to, co mówisz, jestprawdą, sam odpowiadasz za stan Schuyler.Lawrence sięgnął po termometr.- Czterdzieści cztery stopnie.- Powiedział spokojnie.Takatemperatura w przypadku człowieka oznaczałaby natychmiastowąśmierć.Ale Schuyler była w połowie wampirem i gorączka mieściłasię w akceptowalnym dla jej rasy zakresie.- Rzeczywiście trochę zawysoka.- Orzekł.- Ale porządny odpoczynek powinien pomóc.Kilka minut pózniej Schuyler obudziła się i zobaczyła dziadkaprzyglądającego się jej uważnie.Zadrżała pod wełnianym pledem iotuliła się nim ciaśniej.- Kochanie, czy coś podobnego przydarzało ci się wcześniej?- Czasami.- Przyznała cicho Schuyler.173- Po ćwiczeniach?Schuyler skinęła głową.Nie przyznawała się, bo nie chciałaprzerywać lekcji.- Powinienem był to zauważyć.Pierwszy raz taki stan - twojahibernacja - wystąpił jakiś czas po tym, jak ścigałaś mnie w Wenecji,prawda?Schuyler przytaknęła.Przypomniała sobie słowa doktor Pat.Ciosem może to być opózniona reakcja.- Wiem już, czemu jesteś tak słaba.- Pokiwał głową Lawrence.-Wyrzucam sobie, że wcześniej niczego nie dostrzegłem.Wyjaśnieniejest proste.Kiedy korzystasz z wampirzych mocy, twoje błękitnekrwinki pracują ponad siły, a ponieważ z powodu mieszanej krwi niemasz zbyt dużo czerwonych krwinek, zaczynasz słabnąć.Istniejetylko jeden sposób na przywrócenie równowagi w twojej krwi.Musiszznalezć familianta.- Ale nie mam jeszcze osiemnastki.- Zaprotestowała Schuyler,mając na myśli dozwolony wiek dla świętego pocałunku według zasadKomitetu.- Zamierzałam poczekać.- Mówię poważnie, Schuyler.Twoja matka zapadła w śpiączkę inie chciałbym, żebyś podzieliła jej los.Chociaż posiadasz specjalnemoce, o jakich wampiry w twoim wieku mogą najwyżej pomarzyć,pod wieloma względami jesteś znacznie słabsza od przeciętnegobłękitnokrwistego.Nie możesz uciec przed postępującą przemianą, alemożesz kontrolować jej najbardziej szkodliwe efekty.Musisz znalezćfamilianta, zanim skończysz osiemnaście lat.Człowieka.Dla twojegowłasnego dobra.Jack odchrząknął i Schuyler ze zdumieniem zauważyła jegoobecność.Nie odzywał się podczas przemowy jej dziadka.- Chyba się już pożegnam.Miał właśnie wyjść, kiedy drzwi do pokoju otwarły sięgwałtownie.Stanął w nich Oliver Hazard- Perry, wyrazniepodenerwowany widokiem Jacka.174- Słyszałem, że Schuyler musiała się wcześniej zwolnić szkoły.Martwiłem się, przyjechałem, kiedy tylko mogłem.Trójka wampirów popatrzyła na niego, myśląc o tym samym.Oliver był człowiekiem.Czerwonokrwistym.A Schuylerpotrzebowała familianta.- Co jest? - Zapytał Oliver, kiedy nikt mu nie odpowiedział.-Dziwnie pachnę, czy jak?175ROZDZIAA 33ROZDZIAA 33Nadszedł czas, aby wypróbować plan, Walentynkowe róże stałysię kroplą, która przepełniła czarę.Ale rzecz nie tylko w kwiatach - jejbrat coraz śmielej zbliżał się do tej półkrewki.W zasadzie już nieszukał usprawiedliwień tego, że kręci się po korytarzu przed klasąSchuyler albo przesiaduje w szkolnej bibliotece lub Repozytorium,żeby ją spotkać.Mimi nawet przyłapała ich, jak bezwstydnie flirtowali przyludziach! A dopiero, co przyjaciółka doniosła jej, że podobno Jackwynosił Schuyler ze szkoły na rękach.W to akurat Mimi w ogóle nieuwierzyła.Zgodnie z instrukcją w książce narysowała ogryzkiem kredypentagram na jasnej drewnianej podłodze.Następnie umieściłaniezbędne składniki w małej metalowej miseczce na toaletce: liściewerbeny, liście wawrzynu, płatki lilii, majeranek, serce ropuchy iskrzydło nietoperza.Wszystko to wydawało się zdecydowanie nie na miejscupomiędzy licznymi kryształowymi flakonikami perfum i drogichfrancuskich kosmetyków.Podpaliła od świecy gałązkę rozmarynu.Zdmuchnęła świecę iwrzuciła płonące zioło do miseczki.Buchnął wysoki, fioletowypłomień.Mimi spojrzała na siebie w lustrze, ze zdumieniem spostrzegając,że jej pokój, jeszcze przed chwilą wypełniony popołudniowymsłońcem, pogrążył się w mroku, rozjaśnionym jedynie blaskiemwydobywającym się z miseczki.Jej ręce lekko drżały, kiedy otwierała małą pergaminową kopertę,zawierającą włosy Schuyler Van Alen.Wytrząsnęła zawartość nadłoń.176Zgodnie z książką powinna wrzucić włosy w płomień,wypowiadając słowa, które miały przynieść zagładę jej wrogom.Mimi zamknęła oczy i rzuciła kosmyk w ogień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]