[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak prędko dał się ponieść panice, jakdaleki był od prawdziwej skruchy, jak nieprzygotowany do szukania owej prawdziwejżyczliwości w stosunku do Toby'ego którą powinien się kierować.Modlił się teraz oów najtrudniej osiągalny dar wnikliwości, o trzezwe uświadomienie sobie, że sięzgrzeszyło; a gdy spoglądał przez kratę na ołtarz, czuł się uspokojony, wzmocniony,podniesiony na duchu.Ma zadanie do wykonania i Bóg nie pozwoli, żeby spotkała goklęska.Postanowił koniecznie rozmówić się z Tobym.Jego pragnienie zobaczenia chłopca było wciąż bardzo żywe.Wychodząc z kaplicyzdecydował, że odłoży spotkanie do dnia następnego.Ta mała abstynencja pomożemu się lepiej opanować, zresztą w ogóle miał nadzieję, że nazajutrz będzie spokojniej-szy.Podczas obiadu nadal unikał spojrzenia Toby'ego i słuchał uważnie słów odczy-tywanych przez Katarzynę.Wzruszało go jej wyrazne przywiązanie do autorki dzieła iprzypomniał sobie, co mu kiedyś Katarzyna mówiła o wpływie, jaki Julianna wywarłana jej decyzję pójścia do klasztoru.I doprawdy, jak wiele dusz ta łagodna mistyczkapocieszyła, jak wielu dodała otuchy swoim prostym zrozumieniem, czym jest rzeczy-wiście miłość Boga.Michał wziął nauki tekstu do siebie i wyciągnął wniosek, że jegoniezliczone wątpliwości, jego niemożność działania w sposób prosty i naturalny, sąobjawami braku wiary.Po południu poszedł w odległy kąt ogrodu i jakiś czas był zajęty ciężką pracą fi-zyczną.Wyrzekł się rozkoszy koparki mechanicznej na rzecz Patchwaya.Zresztą całajego radość z tej jaskrawo pomalowanej zabawki była zepsuta.Gdy przekopywał zie-mię, znowu opadły go różnorakie myśli.Podczas kolacji był nerwowy, niespokojny inie miał apetytu.Gdy wstali od stołu, poszedł do kancelarii i usiłował napisać projektapelu n pomoc finansową.Ale umysł miał otępiały.Niedawna zawiła struktura jegomyślenia zaczęła się walić.Odkładanie rozmowy wydało mu się teraz czymś absur-dalnym i niepotrzebnie dezorientującym Toby'ego.Odczuwał tępe i gwałtowne pra-gnienie, połączone z mieszaniną bólu i przyjemności, co samo w sobie nie było przy-jemne, by mieć to już za sobą.A nade wszystko musiał się uwolnić od tęsknoty, którauniemożliwiała mu wszelkie inne działanie.Michał postanowił, że nie będzie rozmawiał z Tobym ani w swojej kancelarii, ani wsypialni.Rozważając teraz wszystko dokładnie, skoro postanowił nie czekać dłużej,uznał, że spotkanie powinno mieć charakter rzeczowy, nie intymny.Planował je i za-stanawiał się, co powie, nawet z pewnego rodzaju satysfakcją.Przypomniał sobie, żeprzyrzekł pokazać Toby'emu miejsce, gdzie żerują kozodoje; uznał teraz, że jeśli roz-mówi się z chłopcem przy okazji spełnienia tej obietnicy, nada ich spotkaniu pożądanyton zwyczajności.Przekona w ten sposób Toby'ego, że nic się specjalnie nie zmieniło iże nie ma jakiegoś przerażającego braku ciągłości między czasem sprzed a czasem poprzykrym zdarzeniu wczorajszego wieczora.Dowiedział się od Margaret Strafford, żeToby jest w sadzie; a że sama się tam wybierała, obiecała przekazać mu wiadomość.Michał czekał na niego przy promie na drugim brzegu jeziora.Chciał skrócić tęczęść drogi, którą mieli odbyć wspólnie.Chciał się też upewnić, czy nie ma gdzieś wpobliżu Nicka.Na szczęście nie zobaczył go ani na łące, ani w lesie."Wracając nadjezioro Michał dostrzegł Toby'ego.Chłopiec biegł od strony domu w dół trawiastegozbocza, wskoczył do łodzi, o mało jej nie zatapiając, przepchał ją na drugi brzeg takszybko, jak pozwalał na to jej niezdarny ciężar, i zdyszany stanął obok Michała nadrewnianym pomoście. Cześć, Toby powiedział Michał spokojnie, obracając się natychmiast i prowa-dząc go na ścieżkę leśną. Pokażę ci kozodoje.Pamiętasz, że ci to obiecałem.Toniedaleko stąd.Wiesz coś bliższego o kozodojach?Toby, wpatrzony Uparcie w ziemię, potrząsnął głową. Lelek kozodój zaczął wyjaśniać Michał jest ptakiem przelotnym.Powinienodlecieć bardzo niedługo, a zanim odleci, śpiewa zwykle ze szczególnym zapałem.129Jest to ptak naprawdę niezwykły, jak się o tym zaraz przekonasz.Jego łacińska nazwabrzmi caprimulgus, kozodój, ponieważ dawniej wierzono, że żywi się kozim mlekiem.Głos kozo-doja, który, mam nadzieję, usłyszysz, jest jiakby bulgotaniem na dwa tony.Lata tylko o zmroku, a lot ma bardzo dziwaczny, niezwykle szybki, ale nieregularny,przypominający trochę lot nietoperza.Odznacza się jeszcze jedną osobliwą cechą.Kiedy siedzi na gałęzi, często zakłada skrzydła na grzbiet.Toby się nie odzywał.Weszli dość głęboko w las i chociaż na otwartej przestrzenibyło jeszcze jasno, tutaj zapadał już mrok.Osłabione światło zachodzącego słońca niemogło wedrzeć się między drzewa, które zdawały się wytwarzać własną ciemność.Skręcili w szeroką, trawiastą aleję, wzdłuż której posadzono między dębami i wiązamidużo drzew iglastych.Było tu trochę jaśniej, ale mimo to cieniście i z każdą chwilągęstniał mrok.Aleja prowadziła do muru Opactwa, widocznego w oddali, muru prze-wierconego w tym miejscu małą furtką, na której zatrzymały się ostatnie promieniesłońca.Mniej więcej w połowie alei Michał zatrzymał się pod drzewem.Stali w milczeniu,wsłuchani w nieuchwytną dla ucha, a jednak żyjącą i poruszającą się ciszę lasu, któryogarnia ciemność.Stali tak długo, nie patrząc na siebie, ukołysani w końcu do stanuodrętwienia.Nagle tuż obok między drzewami odezwał się, niczym sygnał, głuchy,klekocący dzwięk.Tuż po klekotaniu zabrzmiał cichy, jakby bełkotliwy terkot i zno-wu klekotanie; i raptem w gęstniejącym mroku alei pokazały się ptaki.Migały w prze-locie między drzewami, wracały, znowu przelatywały w uporczywym, okrężnym tań-cu nietoperzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]