[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. W tej chwili umknęło mi niestety sedno sprawy, lecz chciałem przez to rzec, że jestemniezmiernie zaszczycony, mogąc poznać in personam[7] tak wybitnego przedstawiciela palestry. Niezmiernie mi miło, ale. Ależ to mnie jest miło.To ja jestem, można rzec, beneficjentem tego spotkania. Proszę pana, czekają na nas uciął Rolicz i nieodwołalnie ruszył w stronę stołu.Zasiedli więc w komplecie do dania głównego i ochoczo zabrali się do jedzenia.Przezdłuższy czas jedynymi uwagami były komplementy dla talentów kulinarnych Elżbiety, któraodbierała je, wdzięcznie się krygując.Kwaśniak, od kiedy dokonał odkrycia o profesji PawłaWencla, bardzo się pilnował i praktycznie przestał się do Hanny odzywać.Szukał natomiastsposobności porozmawiania z nim sam na sam.Taka okazja nadarzyła się po deserze, kiedy Pawełznów wyszedł zapalić.Kwaśniak udał się w ślad za nim.Gdy wszedł do gabinetu, Paweł siedział na skórzanej dwuosobowej sofie i ze wzrokiemutkwionym w oknie palił cygaretkę. Przeszkadzam? Kwaśniak pocierał ręce i stał lekko zgarbiony, w pozie lisazakradającego się do kurnika. Pan pali? niechętnie odezwał się Paweł. W zasadzie nie, ale nie ma jak dobre cygaro w męskim gronie.Cholernie miło jest takpogawędzić przy kominku Kwaśniak ukradkiem rozglądał się po małym gabinecie.Stało tamkilka skórzanych foteli, ściany zabudowane były półkami uginającymi się pod książkamii czasopis- mami.Kwaśniak zaczął spacerować wzdłuż nich, przeglądając pozycje.Pawełostentacyjnie milczał. O, cały zbiór Puzo? Mamy zbieżny gust.Pokaż mi swoje książki, a powiem ci, kimjesteś. Kwaśniak uśmiechał się porozumiewawczo.Paweł utkwił w nim nieruchome, ironicznespojrzenie. Tak pan lubi Puzo? Z pewnością czytał pan Rodzinę Borgiów.Niezły gagatek byłz tego papieża Aleksandra VI, prawda? Zwiętym Cię zwać nie mogę, ojcem się nie wstydzę,kiedy, wielki kapłanie, syny twoje widzę. Doskonała pamięć, mecenasie.Ja się zaczytywałem w Puzo, ale w liceum i nie znamgo na pamięć! Winszuję. To akurat staruszek Kochanowski Do ojca świętego.Ale mów mi Paweł. Pawełwydmuchnął chmurę dymu. Doskonale, niezmiernie mi miło, zwłaszcza że jesteśmy z jednej korporacji.Nie od razuskojarzyłem, ale jak jesteś bratem Mateusza, skądinąd mojego dobrego przyjaciela, to. Chciałeś zapalić? Paweł podsunął mu humidor. A, chętnie.Ależ wybór! Rzadko, bo rzadko, ale kupuję sobie cygarka.Zawsze pierwszejjakości.Ale w tej chwili chyba wolałbym cygaretkę.Paweł wstał, obszukał kieszenie i poczęstował gościa. W pierwszej chwili nie skojarzyłem, że jesteś bratem Mateusza.A więc wreszcie mamprzyjemność ze słynnym mecenasem Wenclem ze spółki Wencel, Zagajewicz i Zybert.Macie jużrenomę na rynku.Paweł zbył to milczeniem.To indywiduum działało na niego jak płachta na byka. Cholernie miło byłoby spotkać się na lunchu i pogadać o interesach.Mam ciekawedojścia, a męczy mnie już praca u żabojadów.Myślałem o pracy w malutkiej kancelarii, alezawsze się trochę obawiałem.Paweł zmierzył go morderczym wzrokiem. Solidna korporacja to zawsze korporacja, ale ta zależność! perorował dalej Kwaśniak,pokasłując i krztusząc się dymem. Wprawdzie zarabiam tam przyzwoicie, ale mam już dosyć.Chcę wypłynąć na szersze wody, ale tylko z zaufanymi ludzmi.Mam dojścia i możliwości,których szkoda nie wykorzystać. Myślałeś o własnej praktyce? mruknął Paweł na odczepnego. Tak, ale brak mi infrastruktury, zaplecza.Nie mam do tego głowy. Kwaśniak zawzięciegestykulował i pstrykał palcami.Paweł milczał niezbyt zachęcająco. Mam układy z prezesamiparu sieci handlowych.Tak jak mówiłem, pstrykam palcem i idą za mną, bez konsekwencji.Wiesz,układy personalne.A poza tym, chciałbym poświęcić się pracy naukowej.Trochę publikuję, możecoś ci się przewinęło przez ręce? %7łałuję, ale nie.Przepraszam, idę zaczerpnąć powietrza.Wyszedł, nie oglądając się na Kwaśniaka, który poderwał się z kanapy i potarł dłonie.Towarzystwo przeniosło się do salonu.Edward z Ryszardem patrzyli przez okno. Trzydzieści tysięcy wydałem na samo podświetlenie przystani.Robi wrażenie, co? Rzeczywiście, imponujące.Kupiłeś, widzę, nową żaglówkę? Edward pocierał spódlampki z koniakiem szczupłymi, suchymi palcami. Mateusz się w to bawi lekceważąco machnął ręką Ryszard. Używane Tango 730.Chłopak ma głowę na karku, kupił okazyjnie od jakiegoś zagłodzonego pasjonata.Mapierwszorzędny sprzęt za jedną czwartą ceny. Szkoda tylko, że nie ma czasu żeglować rzucił jadowicie Piotruś.Kucał koło kominkai dorzucał drwa.Zdawał się wkładać w tę czynność całe serce. No cóż, minęły już czasy, kiedy się jezdziło na Mazury na miesiąc Rolicz pociągnąłspory łyk koniaku.Salon pustoszał.Mati wymówił się zmęczeniem, Pawła nigdzie nie było widać, Kwaśniakosaczał starego Rolicza, stary Wencel zaczął rozdzierająco ziewać.Hanna z Matyldą usiadły same koło kominka.Hanna odchyliła głowę, wspierając jąo wezgłowie pluszowego fotela i w rozleniwieniu obserwowała huczący ogień spodprzymkniętych powiek.W prawej ręce trzymała kieliszek z winem.Matylda siedziała na drugimfotelu, naprzeciwko siostry.Co chwila zmieniała pozycję, jakby nie mogła sobie znalezć miejsca.W końcu nie wytrzymała.Pochyliła się w stronę Hanny i przyciszonym głosem powiedziała: Być może wpadnie jutro na Mazury na parę godzin. Gdy już wyjawiła tę najwyrazniejmocno absorbującą ją kwestię, siadła wyprostowana jak struna, czekając na reakcję siostry. Jak to? Przecież miałaś od niego odpocząć? Hanna przeniosła wzrok z kominka narozpaloną twarz siostry. Wiem, ale nie dam rady.Nie wytrzymam.Muszę go zobaczyć! Zrozum.to jest jak wir Matylda zająknęła się, a następnie nerwowo zaśmiała, odruchowo szukając papierosów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]