[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zlepe posłuszeństwo stanowiło dla nich usprawiedliwienienawet najbardziej ohydnych czynów.Stawali się sługami zła nie przezwłasną wiarę, lecz z potrzeby wymuszania jej na innych i niszczeniawszystkiego i wszystkich, którzy staną na ich drodze.Nie rozróżnialiświatła od mroku, ponieważ w pewnym sensie postrzegali byt jakoiluzję.%7łycie pozbawione wartości samo w sobie, należało przeżyćsłużąc bogom, nagroda za tę służbę leżała po drugiej stronie.Kiedy Luke lub inny Jedi próbowali ich rozszyfrować, Yuzzhaniejawili się im jako pustka w Mocy.Nie mieli w sobie tej świetlistości,która charakteryzuje wszystkie żywe istoty.Jeśli jednak Moc nie prze-pływała przez nich, czy to możliwe, aby nie istniała w galaktyce, któraich spłodziła? Czy Moc może należeć do jednego miejsca, a do innegonie, jakby była wynikiem jedynego we wszechświecie przypadku ewo-lucji? A może Moc omijała tylko Yuzzhan - a także ich żywą broń, sta-nowiącą właściwie przedłużenie ich samych?Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Mara padła ofiarą takiejwłaśnie broni - choroby, którą wywołali Yuzzhanie.I chociaż siła jejMocy utrzymywała w karbach chorobę, która powalała innych, Lukenie był wcale pewien, że to Moc zwycięży w tej bitwie.Nawet jejczęściowy powrót do zdrowia należało przypisać antidotum, podanemupośrednio przez Yuzzhan.Kamuflaż, oszustwo, złudzenie.Chociaż Yuzzhanie bardzo go interesowali, wiedział, żenajezdzców trzeba przede wszystkim pokonać.Jeśli da się zwyciężyć,nie wybijając Yuzzhan do nogi, tym lepiej.Może wtedy pewnego dniauzyska odpowiedz na swoje pytania.Do tego czasu jednak Jedi musząwspierać wojnę, która ogarnęła galaktykę.W tej chwili Luke zmagał sięz problemem, jak najlepiej powinni Jedi wypełniać obowiązekszerzenia pokoju i sprawiedliwości.Tajemnicze podszepty Mocy przywróciły go do rzeczywistości.Za-uważył, że jego gość milczy już od jakiegoś czasu.Odwrócił się, żebyznalezć się z nim twarzą w twarz.- Przepraszam, Talonie, co powiedziałeś?Talon Karrde uśmiechnął się blado.Zamiast podjąć przerwany te-mat, pogładził końce czarnych wąsów i przyjrzał się mistrzowi Jedi zeszczerym zainteresowaniem.- Wiesz co, Luke.sam już nie wiem, ile razy zastanawiałem się,jak wygląda kosmos widziany oczami Jedi.Kiedyś mówiłem sobie, żeniewiele różnicie się od kapłana H'kig lub Ithorianina, który usłyszałzew.Ale te porównania jakoś mnie nie przekonały.Widzicie rzeczy,których nie widzą inni.a może nie mogą widzieć.Ale nie są towytwory stanu umysłu, który Jedi wypracowali sobie na przestrzeniwieków.Zaglądacie w samo serce rzeczywistości i ta zdolność kierujewaszymi czynami.Niebieskie oczy Karrde'a zabłysły.- Widziałem, jak podejmowałeś niezrozumiałe dla mnie decyzje,które pózniej okazały się właściwe.Widziałem, jak Mara robi dokładnieto samo.Skoro szczycę się umiejętnością wykorzystywania informacjiniedostępnych dla innych, zawsze zadawałem sobie pytanie, czy twojedecyzje opierały się na danych, do których ja nie miałem dostępu, czyteż może Moc daje ci możliwość odwracania rzeczywistości w tęstronę, jakiej wymagają twoje wizje.Czuję, że ty się posługujesz tądrugą metodą, ale z Marą jest inaczej - Karrde zaśmiał się krótko.-Szkoda, że cię nie znałem w czasach, kiedy dopiero co opuściłeśTatooine.zanim stałeś się takim mędrcem.Tak, wiem, że Mara teżma swoje przemyślenia, ale Moc skłania ją raczej do kierowania sięintuicją.Luke powoli zsunął z głowy kaptur szaty Jedi.- Mara i ja różnimy się i uzupełniamy w taki sam sposób, jak Ana-kin i Jacen.Istnieją różne aspekty Mocy i nie każdy Jedi koncentrujesię na tym samym.Moi mistrzowie zawsze wypominali mi, że patrzę wprzyszłość, nie widząc jej naprawdę.- A czy twój ojciec mógł patrzeć w przyszłość? - ostrożnie zapytałTalon.- Mój ojciec nie był tym, który patrzy, ale soczewką.- Luke pogrą-żył się we wspomnieniach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]