[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem, \e wielu z was nie miało doczynienia z magią, ale jako rodowici Julatsańczycy byliście przez jej moc błogosławienika\dego dnia waszego \ycia.Nie mo\emy pozwolić tej mocy umrzeć.Przez setki latmagowie Julatsy poświęcali się dla swych ludzi.Nie zapominajcie, jak wielu z nich zginęło wobronie miasta.Teraz, w czasie naszej najsro\szej potrzeby, nadeszła chwila, by spłacić tendług.Wszyscy, którzy wraz ze mną dobrowolnie wkroczą do Całunu, niech powiedzą:  Tak.Odpowiedział mu nierówny, ale rosnący w siłę chór głosów, zakończony wysokim  tak ,wypowiedzianym cienkim głosikiem dziecka.Mag przesunął wzrok z powrotem na lordaSenedai. Twoje słowa są jak robaki wijące się w gnijącym trupie.Wydałeś na nas wyrok śmierci,mordujesz jeńców wojennych.Julatsa ma prawo się bronić, a twój szanta\ sprowadzi śmierćna ciebie i twych współplemieńców.Ale nie damy ci satysfakcji z widoku Julatsańczykówbłagających o litość. Nie zawsze tak będzie, nie zawsze zwycięstwo będzie twoje  powiedział Barras, widząc nienawiść na twarzy wesmeńskiego wodza.Wiedział ju\, \e stary mag, któregoimienia nie potrafił sobie przypomnieć, odniósł niewielkie, a jednak zwycięstwo. Puść moich ludzi  za\ądał mag.Senedai nie miał wyboru.Pokręcił głową, machnął ręką i stra\nicy odsunęli się odjeńców.śaden nie próbował uciekać, a zaskoczone twarze stra\ników mówiły wszystko.Zaledwie kilku zrozumiało sens rozmowy wodza z magiem, a nawet pośród nich nie wszyscypojmowali, dlaczego jeńcy nie próbują się ratować. Staniemy w szeregu i niech ka\dy chwyci za ręce osoby stojące obok. Jeńcy w ciszyprzesunęli się do przodu, kobiety i mę\czyzni dumnie wyprostowani, a dzieci milczące zpowodu wyczuwalnej atmosfery doniosłości.Barras nie mógł na to patrzeć, ale wiedział, \e odwrócenie wzroku byłoby zdradą wobecaktu olbrzymiej odwagi, jaki rozgrywał się przed nim.Pragnął zawołać do nich, by uciekali,walczyli, nie poddawali się śmierci.A jednak jakaś cząstka niego podpowiadała, \e taabsolutna solidarność jeszcze bardziej zaniepokoi lorda Senedai.Teraz przynajmniej poznałsiłę woli i determinację ludu Julatsy.Ruch pod bramą ustał.Pięćdziesięciu Julatsańczyków stało o krok od Całunu-Demonów,na ich twarzach malowała się groza w obliczu nieuniknionej śmierci i zła emanującego zpowierzchni Całunu.Wiatr świstał w murach kolegium.Za szeregiem jeńców Senedai i jegostra\nicy stali niepewni.Ich cel miał zostać osiągnięty, ale inicjatywa została im odebrana.Stary mag stał w środku szeregu.Jego prawa dłoń była spleciona z malutką rączkądziecka, lewa trzymała rękę starego mę\czyzny.Patrzył prosto na blanki. Kerelo, moja pani, Barrasie, generale, składamy tę ofiarę z dumą i honorem.Sprawcie,by nasze poświęcenie nie poszło na marne. Nie pójdzie  odparł Barras łamiącym się głosem. Jak ci na imię?  zapytała Kerela stojąca obok dr\ącego Negocjatora. Theopa, pani. Theopo, twoje imię będzie \yć wiecznie w pamięci przyszłych pokoleń julatsańskichmagów  powiedziała Kerela. Jest mi wstyd i przepełnia mnie \al, \e nie znałam cię lepiej. Wystarczy, \e poznałaś mnie teraz, pani.I nas wszystkich  mag podniósł jeszcze głos. Chodzmy, przyjaciele i wstąpmy w chwałę.Bogowie będą nam \yczliwi, a demony oka\ąnam litość  jedynie wyraz twarzy Theopy zdradzał, i\ kłamie.Dziewczynka, którą trzymał, zaczęła cicho szlochać.Theopa pochylił się i wyszeptał dojej ucha jakieś słowa i choć nikt ich nigdy nie poznał, mała, słysząc je, pokiwała głową, atwarz rozjaśnił jej uśmiech. Zamknijcie oczy i chodzcie za mną  zawołał mag donośnym, pewnym głosem.Wraz zcałym szeregiem dał krok naprzód.Pięćdziesięciu Julatsańczyków padło z otwartymi ustami nim zdołali wydobyć śmiertelny krzyk, demony wyrwały dusze z ich ciał.Barras poczuł łzy spływające mu po policzkach.Obok niego przeszedł \ołnierz, szepcząc coś ledwie słyszalnie.Ale Kard usłyszał. Od tej chwili nie wolno ci opuszczać kwatery  warknął do podwładnego. Nierozmawiaj z nikim po drodze.Pózniej sam się tobą zajmę  \ołnierz pobladł i oddalił się. Nie karz go srogo  poprosił Barras. Nazwał cię mordercą. Miał rację.Kard przesunął się i stanął na wprost elfa, zasłaniając go przed stojącymi na doleWesmenami. Nigdy, przenigdy nie wolno ci w to uwierzyć.Morderca stoi pod tymi murami.Idosięgnie go sprawiedliwość.Barras gestem odsunął Karda. Lordzie Senedai!  zawołał.Wesmen odwrócił się i spojrzał w górę. Niech zmory z piekła nawiedzają twoje sny ka\dej nocy twojego krótkiego \ycia.Senedai skłonił się. Wrócę tu w południe.Wtedy umrą kolejni.Barras zaczął się przygotowywać.Z tego miejsca mógł dosięgnąć wesmeńskiego wodza,spalić jego ciało i spopielić kości.Powstrzymała go Kerela, burząc jego koncentrację. Rozumiem twoją nienawiść  powiedziała  ale wewnątrz Całunu tylko zmarnujeszenergię.Zamiast tego wykorzystajmy ją do znalezienia sposobu wyzwolenia nas iwesmeńskich jeńców.Chodz, Barrasie.Musimy odpocząć i pomyśleć.Kerela sprowadziła płaczącego Barrasa z murów. ROZDZIAA 14Tessaya musiał wiedzieć, \e się zbli\a, ale była to zarówno cena, jaką Styliann był gotówzapłacić, jak i ryzyko, które musiał ponieść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Warren Adler Wojna paÅ„stwa Rose 02 Dzieci paÅ„stwa Rose
  • Wells Rebecca Ya Ya 02 Boskie sekrety siostrzanego stowarzyszenia ya ya
  • Hieber Leanna Renee Percy Parker 02 Walka ÂœwiatÅ‚a i mroku o Percy Parker
  • Lensman 02 Smith, E E 'Doc' First Lensman
  • Benzoni Juliette Fiora 02 Fiora i zuchwaÅ‚y
  • Benzonnni Juliette Fiora 02 Fiora i zuchwaÅ‚y(1)
  • Coulter Catherine Gwiazda 02 Dzika gwiazda
  • Erich Maria Remarque Czarny obelisk
  • In Death 23 ÂŚmierć o tobie pamiÄ™ta Nora Roberts
  • Iris Murdoch Mily i dobry
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amcocker.keep.pl