[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak trzeba było - powiedział - to mały chwyt, sądzę, że wybaczysz mi, mój chłopcze,tę drobną nieszczerość.- Czy wasz apel do sumień też był tylko chwytem?- Przyjacielu, czyż uważasz mnie za cynika? - zakaszlał Trepka.- Mój apel był szczery iwypływał z mojej humanistycznej natury.- Liczycie, że ich zeznania uproszczą sprawę?120- Nie.Nie liczę na żadne zeznania.Z tej prostej przyczyny, że oni raczej nic jużciekawego nie mogą mi powiedzieć.- Po co więc to wszystko?- Powiedziałem już, że robię to dla nich.Chcę im zostawić złudzenie, że w czymśprzysłużyli się sprawie.Wydaje mi się to konieczne dla ich moralności jako naukowców.Dlaich samopoczucia.- Kapitalne! - zadrwiłem.- Ale nie wmówicie we mnie, że przyświecał wam tylko tenbezinteresowny cel.Trepka chrząknął.- Istotnie, przyjacielu, masz rację.Nie byłem zupełnie bezinteresowny.Przykro mi, alewciąż nie mogę się zdobyć na czystą bezinteresowność.- A więc macie w tym drugi cel?- Mam.- Jaki?Zamiast odpowiedzieć Trepka zaczął zdradzać wybitne zainteresowanie czystościąubrania i strzepywać niewidoczny pyłek z marynarki.Zrozumiałem, że już się niczego więcejod niego nie dowiem.Urażony, opuściłem laboratorium, gdzie wkrótce miała się zacząć komedia ostatnichprzesłuchań.Rozdział XXXChwilę marudziłem w hallu, potem wyszedłem do ogrodu odetchnąć świeżympowietrzem.Rzecz jasna, cały czas myślałem o sprawie, a ściślej mówiąc, o moim udziale wśledztwie.Bilans był dla mnie wybitnie niekorzystny.Nie odznaczyłem się niczym.Nibyuczestniczyłem w wydarzeniach, Trepka niby nie ukrywał przede mną żadnych faktów, ajednak czułem, że znajduję się na uboczu.Trepka nie chciał mi zdradzić najważniejszego -wniosków, jakie wyciągał ze swoich odkryć, i chociaż dochodzenie weszło w ostatniestadium, wyraznie odsunął mnie od udziału w rozwiązaniu tej całej historii.Tak więc na pięćminut przed zakończeniem wiedziałem, że nic nie wiem.Sokrates uważał podobno, że to jużdużo, ale ja byłem innego zdania.To mnie cholernie upokarzało.- Paweł - usłyszałem znajomy głos koło siebie.Odwróciłem się i zobaczyłem Halinkę.- Już po przesłuchaniu? - zapytałem.- Tak! Pocałuj mnie, Paweł - po raz pierwszy zwróciła się do mnie po imieniu - to jestnasz wielki dzień.- Była jakoś radośnie podniecona.Serce zabiło mi niespokojnie.- Co się stało?- Mam ci coś ważnego do powiedzenia, ale musisz mi przyrzec, że nikomu nie powiesz.Patrzyłem na nią oszołomiony.- O co chodzi, Halinko?- Ta historia skończy się zupełnie inaczej, niż kapitan myśli.- Nie rozumiem.- Słuchaj - wzięła mnie za rękę - czy ta sprawa jest dla ciebie bardzo ważna?- Chyba tak - rzekłem zdumiony.- Ale dla ciebie osobiście.Czy daje ci.no.jakąś szansę życiową?- No, raczej nie.Mój udział był tu zupełnie skromny.- Będzie inaczej! - powiedziała z zapałem Halinka.- Nie rozumiem.- Finisz będzie należał do ciebie.Rozumiesz.Ty się najbardziej odznaczysz.- Co ty wygadujesz, Halinko!121- Przyrzeknij tylko, że nikomu się nie wygadasz, choć przez dwie godziny.%7łe nie daszsobie wydrzeć zwycięstwa.- Zwycięstwa?- Chodzi o to, żeby cała zasługa była po twojej stronie.Rozumiesz, tylko po twojej.Przyrzeknij.- Jeśli to nie będzie niezgodne z obowiązkami służby, mogę przyrzec, ale o co chodzi?- Mówiłam ci: chodzi o, to, że ta sprawa skończy się zupełnie inaczej, niż myśli kapitan.- Inaczej? W jakim sensie?- Praca Epsilon nie przepadnie.Drgnąłem.- Oszalałaś chyba! Przecież została spalona.- Tak.Została spalona, ale Trepka nie wie o jednym: że istnieją fotokopie.- Fotokopie? - wykrzyknąłem.- Posłuchaj.Zaraz ci wszystko wyjaśnię.Tydzień przed śmiercią, zaraz po tympierwszym zamachu, profesor Mistral kazał mi zadzwonić do Protasiuka, że przyjedzie wniedzielę w sprawie fotokopii.Protasiuk to taki nasz nadworny fotograf w Piasecznie -uśmiechnęła się.- Na drugi dzień wyjechaliśmy do Przystani.Profesor wysiadł wPiasecznie przed zakładem Protasiuka, a mnie kazał jechać do domu.Nie zjawił się na obiad.Niepokoiliśmy się, co się z nim stało.Zadzwoniłam do Protasiuka.Protasiuk powiedział, żeprofesor będzie zajęty do wieczora.Cała ta historia zupełnie mi wywietrzała z głowy.Dopieroteraz, kiedy kapitan mówił o pracy Epsilon , przyszło mi na myśl.że może chodziło ofotokopie tej rozprawy o białaczce.- Istotnie - rzekłem podniecony - to jest kapitalna poszlaka.- Paweł, cieszysz się?- Tak - szepnąłem czując, że wstępuje we mnie nowy duch.- Lecz w takim razieprofesor powinien mieć te fotokopie.Tymczasem nie znaleziono ich u niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]