[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W podręcznikachhistorii nie było ludzi, którzy mieszkali w tych domach: bylicieniami, zjawami, byli nierzeczywiści.Dopiero gdy trzymającAleksa za rękę, wędruję tą zbombardowaną drogą, dociera domnie, że to wcale nie było tak.Były krew, chaos i odór palonegomięsa.Byli ludzie tacy jak my: gdy zaskoczyły ich bomby, możewłaśnie jedli, rozmawiali przez telefon, gotowali obiad albośpiewali pod prysznicem.Przepełnia mnie żal za wszystkim, cozostało utracone, i gniew wobec tych, którzy to zniszczyli.Wobec ludzi z mojego świata czy może raczej z mojegostarego świata.Nie wiem już, kim jestem ani gdzie przynależę.Choć to nie do końca prawda.Alex.Wiem, że należę do niego.Nieco bliżej szczytu wzgórza natykamy się na zadbanybiały dom pośrodku pola.Jakimś cudem wyszedł z blitzu bezszwanku i gdyby nie oderwana okiennica, która zwisa teraz poddziwnym kątem, stukając delikatnie na wietrze, mógłby to byćdom, jakich w Portland wiele.Wygląda tak niezwykle pośrodkutej pustki, wśród ruin dawnego świata.Niepozornie, jaksamotna owca zagubiona na obcym pastwisku. Czy ktoś tu teraz mieszka? pytam Aleksa. Czasami ktoś się tu schroni, kiedy pada albo jest zimno.Ale tylko włóczędzy, Odmieńcy, którzy wybrali życie pozaosadami. Znów chwila wahania przed słowem Odmieńcy ,grymas, jak gdyby zostawiało ono nieprzyjemny smak w ustach. My raczej trzymamy się od tego miejsca z daleka.Mówi się,że bombowce mogą wrócić, by dokończyć dzieła.Choć możeto raczej kwestia przesądów.Ludzie uważają, że ten domprzynosi pecha. Rzuca mi wymuszony uśmiech. Jest jednakdokładnie wysprzątany.Są tu łóżka, koce, ubrania wszystko.Ja też przyniosłem tu swoje naczynia.Alex wspomniał mi kiedyś, że ma swoje własne miejsce wGłuszy, lecz gdy zaczęłam go wypytywać o szczegóły,powiedział tylko, że sama muszę je zobaczyć.Wciąż mnie dziwito, że tutaj, pośrodku tego pustkowia, żyją ludzie, którzypotrzebują naczyń, koców i tych wszystkich zwyczajnych rzeczy. Tędy.Alex schodzi z drogi i ciągnie mnie znowu w stronę lasu.Nawet się cieszę, że znów wchodzimy między drzewa.Tadziwna otwarta przestrzeń z samotnym domem, rdzewiejącądziwna otwarta przestrzeń z samotnym domem, rdzewiejącąciężarówką i zniszczonymi budynkami budzi niepokój.Wyglądajak ziejąca rana na powierzchni świata.Tym razem idziemy w miarę wydeptaną ścieżką.Turównież drzewa oznaczone są co jakiś czas niebieską farbą, alewygląda na to, że znaki nie są już Aleksowi potrzebne.Posuwamy się szybko, jedno za drugim.Na tym odcinku drzewawycięto, a podszycie usunięto, dzięki czemu wędrówka jestdużo łatwiejsza.Ziemia pod moimi stopami została wydeptanaprzez dziesiątki stóp, które szły tędy przed nami.Jestem pewna,że to już niedaleko.Serce zaczyna mi mocniej walić w piersi.Nagle Alex odwraca się w moją stronę takniespodziewanie, że prawie na niego wpadam.Gasi latarkę i wciemności znów wyrastają dziwne tańczące kształty. Zamknij oczy mówi i wiem, że się uśmiecha. Po co? I tak niczego nie widzę.Niemal słyszę, jak przewraca oczami. Lena, proszę. Dobrze już, dobrze. Zamykam oczy, a on bierze mnieza ręce.A potem prowadzi kilka metrów, mrucząc: noga dogóry, uważaj na kamień albo trochę w lewo.Przez cały tenczas rośnie we mnie jakiś nerwowy niepokój.Wreszciezatrzymujemy się i Alex mnie puszcza. Jesteśmy na miejscu oznajmia z ekscytacją w głosie.Możesz otworzyć oczy.Zatem otwieram je i na chwilę odbiera mi mowę.Kilkarazy próbuję wydobyć z siebie jakieś słowa, ale w końcu zmoich ust wydostaje się jedynie cienki pisk.moich ust wydostaje się jedynie cienki pisk. No i.? pyta zniecierpliwiony. Jak ci się podoba?Wreszcie udaje mi się wyjąkać: To.to jest prawdziwe.Alex prycha. Jasne, że jest prawdziwe. To znaczy.jest niesamowite.Robię kilka kroków naprzód.Teraz już nie jestem pewna,jak dokładnie wyobrażałam sobie Głuszę, ale cokolwiek to było,było na pewno inne niż to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]