[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alaric otworzył usta, a potemje zamknął.- Chciałbym wiedzieć, co ma z tym wszystkim wspólnegoMeredith - powiedział Stefano.Nie uśmiechał się.Meredith, która wpatrywała się dotąd w zamyśleniu w papiery nabiurku Alarica, podniosła wzrok.Mówiła spokojnie, bez emocji.- Rozpoznałam go.Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedywidziałam go po raz pierwszy, bo to było prawie trzy lata temu.Potem uświadomiłam sobie, że to było w szpitalu, u dziadka.Powiedziałam prawdę tamtym ludziom, Stefano.Mój dziadek zostałzaatakowany przez wampira.Na chwilę zapadła cisza, a potem Meredith kontynuowała.107RS- To się stało dawno temu, zanim się urodziłam.Nie zostałciężko ranny, ale nigdy do końca nie wyzdrowiał.Stał się.Taki jakVickie, tylko bardziej brutalny.Doszło do tego, że bali się, że zrobikrzywdę sam sobie.Więc zabrali go do szpitala, gdzie miał byćbezpieczny.- Szpitala psychiatrycznego - dopowiedziała Elena.Poczuławspółczucie dla przyjaciółki.- Och, Meredith.Dlaczego nic niepowiedziałaś? Nam mogłaś powiedzieć.- Wiem.Mogłam.Ale nie mogłam.Rodzina trzymała to takdługo w tajemnicy.Albo przynajmniej próbowała.Z tego, coCaroline pisała w pamiętniku, najwyrazniej o tym słyszała.Rzecz wtym, że nikt nigdy nie wierzył dziadkowi w opowieść o wampirze.Myśleli, że to jego kolejna halucynacja.Miał ich wiele.Nawet ja munie wierzyłam.Aż pojawił się Stefano.A potem, nie wiem, zaczęłomi się to wszystko układać w głowic.Ale tak naprawdę nie wierzyłamw to, co myślę, dopóki ty nie wróciłaś, Eleno.- Dziwię się, że mnie nie znienawidziłaś.- Nie mogłabym przecież.Znam ciebie, znam Stefano.Wiem, żenie jesteście zli.- Nie spojrzała na Damona.- Ale kiedyprzypomniałam sobie, jak Alaric rozmawiał z dziadkiem w szpitalu,zrozumiałam, że on też nie jest zły.Tylkonie wiedziałam, jak zebrać was wszystkich razem, żeby toudowodnić.- Ja też cię nie rozpoznałem - powiedział Alaric.- Staruszek miałinne nazwisko.To ojciec twojej matki, prawda? A ciebie mogłemwidzieć gdzieś w poczekalni, ale byłaś wtedy dzieckiem.Zmieniłaś się- dodał z uznaniem.Bonnie zakaszlała znacząco.Elena próbowała poukładać to wszystko w myślach.- Więc co ci ludzie robili tam z kołkiem, skoro nie ty im kazałeś?- Musiałem oczywiście poprosić rodziców Caroline o zgodę nazahipnotyzowanie jej.I powiedziałem im o wynikach.Ale jeślimyślisz, że miałem cokolwiek wspólnego z tym, co się dzisiajwydarzyło, mylisz się.Nawet o tym nie wiedziałem.108RS- Opowiedziałam mu o tym, co robiliśmy, o poszukiwaniu innejmocy - dodała Meredith.- Chce pomóc.- Powiedziałem, że mogę pomóc - poprawił ją ostrożnie Alaric.- To zle - zareagował Stefano.- Albo jesteś z nami albo przeciwnam.Jestem ci wdzięczny za to, co dzisiaj zrobiłeś, ale faktempozostaje, że to ty przyczyniłeś się do naszych kłopotów.Teraz musiszzdecydować - jesteś po naszej stronie czy ich?Saltzman rozejrzał się, przyglądając się każdemu z nich:spokojnemu spojrzeniu Meredith, uniesionym brwiom Bonnie, Elenieklęczącej na podłodze i Stefano.Potem obrócił się do Damona, któryopierał się o ścianę, ponury i mroczny.- Pomogę - oświadczył w końcu.- Do diabła, nie przegapię takiejokazji do badań.- W porządku - powiedziała Elena.- Jesteś z nami.Więc cozrobimy jutro z panem Smallwoodem? Co, jeżeli będzie chciał jeszczeraz zahipnotyzować Tylera?- Zagram na zwłokę.Nie będę mógł tego robić długo, alezyskamy trochę czasu.Powiem mu, że muszę pomóc przy balu.- Zaraz - wtrącił Stefano.- Nie powinno być żadnego balu, nie,jeżeli można tego uniknąć.Masz dobre relacje z dyrektorem,powinieneś porozmawiać z radą szkoły.Niech to odwołają.Alaric wyglądał na zdumionego.- Myślisz, że coś się stanie?- Tak.Nie tylko z powodu tego, co zdarzyło się przy innychtakich okazjach, ale dlatego, że wokół narasta zło.Czułem to przezcały tydzień.- Ja też - dodała Elena.Dotąd nie zwróciła na to uwagi, alenapięcie, które czuła, które ją alarmowało, nie pochodziło tylko z niej.To było wszędzie wokół.Powietrze było od niego gęste.- Coś sięstanie, Alaricu.Saltzman wypuścił powietrze z lekkim gwizdnięciem.- Cóż, spróbuję ich przekonać, ale nie wiem, czy mi się uda.Waszemu dyrektorowi piekielnie zależy na tym, żeby wszystko109RSwyglądało normalnie.A nie mogę podać żadnych racjonalnychpowodów, żeby odwołać imprezę.- Postaraj się.- Tak zrobię.A tymczasem może powinnaś pomyśleć o swoimbezpieczeństwie.Jeżeli to prawda, co mówi Meredith, to większośćataków spotkała ciebie i twoich bliskich.Twojego chłopaka ktośwrzucił do studni, twój samochód wylądował w rzece, twojenabożeństwo żałobne zostało przerwane.Meredith mówi, że nawettwoja siostrzyczka była w niebezpieczeństwie.Jeśli coś się jutrostanie, może powinnaś opuścić miasto.Teraz Elena była zaskoczona.Nigdy nie pomyślała o atakach wten sposób, ale Saltzman miał rację.Słyszała, jak Stefano wciągapowietrze, i poczuła jego palce zaciskające się na jej dłoni.- On ma rację - powiedział.- Powinnaś wyjechać, Eleno.Jamogę tu zostać, aż.- Nie.Nigdzie bez ciebie nie pojadę.A poza tym - ciągnęłapowoli, z namysłem - nigdzie nie pojadę, dopóki nie znajdziemy innejmocy i nie powstrzymamy jej.- Spojrzała na niego poważnie, terazmówiła szybko.- Stefano, nie rozumiesz, nikt inny nie ma z nią szans.Pan Smallwood i jego przyjaciele nie mają pojęcia, co się dzieje.Alaricmyśli, że można z nią walczyć, machając rękami.Nikt nie wie, z czymwalczy.Tylko my możemy pomóc.Dostrzegła opór w jego oczach i poczuła, że jest spięty.Ale wciążpatrzyła na niego i widziała, jak jego zastrzeżenia znikają jedno podrugim.Z tego prostego powodu, że to była prawda, a on nie cierpiałkłamać.- W porządku - zgodził się w końcu, z bólem w głosie.- Alekiedy tylko to się skończy, wyjeżdżamy.Nie pozwolę ci zostać wmieście, po którym straż obywatelska biega z kołkami.- Dobrze.- Odwzajemniła uścisk jego palców - Kiedy to sięskończy, wyjedziemy.Stefano zwrócił się do Alarica.110RS- A jeżeli nie uda się wyperswadować im jutrzejszej imprezy,myślę, że powinniśmy nad nią czuwać.Jeśli coś się stanie, może udanam się zapobiec najgorszemu.- To dobry pomysł - odpowiedział Alaric, ożywiając się.-Możemy spotkać się jutro po zmroku w tej sali.Nikt tu nieprzychodzi.Możemy tu czuwać całą noc.Elena spojrzała na Bonnie wzrokiem pełnym wątpliwości.- To.to oznaczałoby, że Bonnie i Meredith nie mogłyby pójść nabal.Bonnie wyprostowała się.- No i co z tego? - powiedziała wzburzona.- Co to ma do choleryza znaczenie?- Racja - zgodził się Stefano.- W takim razie postanowione.-Poczuł ból i się skrzywił.Elena się zaniepokoiła.- Musisz pójść do domu i odpocząć.Alaric, możesz nas odwiezć?To niedaleko.Stefano zaprotestował, twierdząc, że może iść, ale w końcu siępoddał.Pod pensjonatem, kiedy Stefano i Damon wysiedli zsamochodu, Elena nachyliła się do Alarica, żeby zadać jeszcze jednopytanie.Gryzło ją to, odkąd opowiedział im swoją historię.- Ci ludzie, którzy spotkali wampiry.Jaki to miało wpływ na ichpsychikę? To znaczy czy wszyscy oszaleli i mieli koszmary? Czyniektórzy się nie zmienili?- To zależy od osoby - odpowiedział.- I od tego, jak wiele miałaz nimi kontaktów, i jakiego rodzaju.Ale jednak głównie odosobowości ofiary, od tego, jak sobie z tym poradziła.Elena skinęła głową i nic nie powiedziała, dopóki jego samochódnie zniknął w śnieżnej nocy.Potem obróciła się do Stefano.- Matt.111RSRozdział 12tefano spojrzał na Elenę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]