[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu, gdy wyzuty z sił i emocji oparł się o burtę, słuchając wciemności szumu wody, wyczuwając zmiany jej rytmu, zastanawiając się,czy w tych dzwiękach kryją się ostatnie słowa Adama, wypowiedziane kiedyzanurkował w toń, pozostawiając swoje niedokończone ziemskie sprawy wrękach nieprzygotowanego do tego Duncana.Zapadł w półsen, tuląc do piersi rzezbiony kamień, przyciskając ucho dodesek, raz po raz widział obrazy Adama oraz Everinga i słyszał niepokojące,niezrozumiałe szepty, aż nagle zbudził się, gwałtownie siadając.- Guziki! - zawołał, zrozumiawszy pierwszą, niewielką część zagadki.W oddali usłyszał głosy.Uklęknąwszy przy okienku, po raz pierwszyspojrzał przez nie na sień z masywnym stołem oraz pionową drabinką wio-dącą na wyższe pokłady.Wzdłuż cel przesuwał się jakiś cień, przystającprzy każdej, aż wrzucił do jego kajutki małą kromkę suchego chleba i33nadgniłe jabłko.Potem znikł, z głośnym trzaskiem rygla zamykając za sobązewnętrzne drzwi.Jedząc, Duncan zrozumiał, że głosy należały do innychwięzniów w głębi korytarza, rozmawiających ze sobą przez okienka wdrzwiach, ożywionych po posiłku.Duncan nie rozróżniał poszczególnychsłów, tylko beznadziejny ton tych głosów.- Jesteś tam? - szepnął przez swoje okienko, kiedy przełknął poży-wienie, nagle zapragnąwszy czyjegokolwiek towarzystwa, nawet tej wa-riatki.- O co ci chodziło z tym czarnym wiatrem?Zastanawiał się, jaką popełniła zbrodnię, cóż takiego okropnego uczyni-ła, żeby zasłużyć na zesłanie do zabójczych tropikalnych plantacji? Słyszałkiedyś o kobiecie skazanej na zesłanie za zamordowanie nowo narodzonegodziecka.- Ja też bałem się sztormu - powiedział ściszonym głosem, zawstydzo-ny tym, jak rozpaczliwie pragnie usłyszeć choć jedno słowo.- Słyszałaś tengłos wcześniej? Jakby jakiś przerażający duch mówił do nas przez burtę.Słyszałaś go już kiedyś?Jednak nie otrzymał odpowiedzi.Czyżby to sobie wyobraził? Może traciłzmysły?Po kilku godzinach dowiedział się, w jaki sposób więzniowie odróżnialinoc od dnia.W nocy przychodziły szczury.Obudził go szczęk żelastwa.Jakaś postać weszła do celi, zamknęła zasobą drzwi i usiadła, stawiając obok siebie osłoniętą i dającą niewiele świa-tła lampę.- Przyniosłem ci koc - szepnął przybysz, wręczając Duncanowi po-strzępiony wełniany materiał i następny kubek wody.- Jak twoje żebra?- Lepiej, dzięki tobie, panie Lister - odparł Duncan, prawie opróż-niwszy kubek.- Co ze statkiem?- Kapitan chciał zawinąć do Halifaksu, żeby go naprawić.WielebnyArnold się nie zgodził.Straciliśmy fokmaszt.Więzniowie od trzydziestugodzin pracują przy pompach.Kazali mi wysprzątać kabinę nawigacyjną.- To tam znalazłeś guzik? Ten, który tkwił w sercu?- Tak.Zimnokrwisty, gwałtowny czyn.Na guziku była wygrawerowanamapa, bardzo mała.Biżuteria jakiegoś lorda.Ktokolwiek ukradł ten guzik,zrozumiał, że lepiej, by go nie złapano z czymś takim na statku.- Wyjął z34kieszeni kawał solonej wieprzowiny i podał Duncanowi.- Jezu Chryste! -wykrzyknął.- Twoje ręce!Duncan wyciągnął palce do światła.Krew sączyła się z tuzina napuch-niętych ranek.- Rana na moim boku krwawiła.Szczury były głodne.Wskazał dwa martwe gryzonie leżące pod ścianą, o którą je rozgniótł.Dozorca cicho jęknął.- Zamykaj okienko po rozniesieniu posiłku - pouczył go, pochylił sięi wyrzucił trupy na korytarz.- A w nocy zasłaniaj szparę pod drzwiami.Nerwowo obejrzał się za siebie.Duncan przypomniał sobie, że Lister nienależał do dozorców mających prawo przebywać na więziennym pokładzie.- Przecież nie muszę siedzieć tutaj następną noc - zaprotestował.-Niech mnie przeniosą do brygu.Nic nie zrobiłem, żeby.Stary żeglarz nachylił się, uciszając go machnięciem ręki.- Kapitan zachowywał się jak szaleniec.Kopnął kogoś usiłującego ocu-cić cię po tym, jak cię wyciągnęli, i próbował wyrzucić cię za burtę.Wieleb-ny Arnold odciągnął go na bok.Zachowywał się tak, jakbyś był pierworod-nym Ramseya, a nie jego niewolnikiem.Kiedy skończyli rozmawiać, dwajmarynarze znieśli cię tutaj, a kapitan wykrzykiwał, że wywiesi cię za burtęgłową w dół, jako przynętę dla rekinów.Rzucał oskarżenia.Dwukrotnapróba ucieczki.Celowy sabotaż.Mówi, że ma prawo cię osądzić i powiesićna rei.Arnold musiał umieścić cię tu za karę, żeby cię ocalić, chłopcze.Po-każ się kapitanowi, a poderżnie ci gardło.Teraz trwają targi.- Targi?- Kapitan oprócz oskarżeń wysunął żądania.Domaga się odszko-dowania od Kompanii Ramseya.Wielebny twierdzi, że niedbalstwo załogitamtej nocy omal nie doprowadziło do zatonięcia statku i gdyby załogazostała na swoich stanowiskach, nie stracilibyśmy profesora Everinga, takwięc kapitan powinien zapłacić Kompanii za utratę guwernera.Duncan splótł dłonie, patrząc na brudną słomę pod nogami.- Kto wygra w tym sporze?- Wiem tylko, że ty będziesz nagrodą.Bosman mówi, że jeśli wygra ka-pitan, to zaszyje cię w worku z kamieniami i wyrzuci za burtę.Przez długą chwilę w celi było słychać tylko pomruk morza.35- Czy przynajmniej miała porządny pogrzeb? - zapytał głuchym głosemDuncan.Czoło Listera zmarszczyło się ze zdziwienia.- Nie pamiętasz? Wyciągnąłeś ją, chłopcze! - oznajmił stary dozorca zpodziwem w głosie.- Myśleliśmy, że już po tobie, skoro miałeś ledwie półsekundy na owiązanie się liną i kulę kapitana w boku.Miałeś jedną szansęna tysiąc.Kobieta była prawie martwa.Kiedy cię zabrali, wielebny Arnoldsię nią zajął.Zaczął ugniatać jej brzuch, ale potem byłem potrzebny nadziobie i nie widziałem nic więcej.Duncan podniósł głowę.- Ona żyje?- Nie było pogrzebu.Ta wiadomość wywołała nieoczekiwany przypływ emocji.Anioł spadł, aon wyciągnął go z morza.- Ale kim.?- To chora z kabin na dziobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]