[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kornelia cmoknęła synaw policzek. Chodzmy więc  zakomenderowała. Augur już przybył i czeka w ogrodzie.Przestań przewracać oczyma, Blozjuszu! Wiem, co myślisz o naszychreligijnych obrzędach, ale to stara tradycja i trzeba jej dochować.Ani ojciec, anidziadek Tyberiusza nie pokazaliby się wyborcom w dniu elekcji bezzasięgnięcia rady wróżbity.Augur postawił na środku ogrodu klatkę z trzema kurami.Okrążył jątrzykrotnie, zanosząc inwokację do bogów i cieni przodków kandydata, poczym rozsypał trochę ziarna na lewo i prawo od klatki i otworzył drzwiczki.Auspicje odczytywało się z zachowania ptaków: czy trzymają się razem, czyrozbiegają i w którą stronę.Jeśli na prawo, oznaczałoby to, że bogowiesprzyjają zamiarom zamawiającego wróżbę, jeśli na lewo, to lepiej z nichzrezygnować.Kury jednak nie chciały w ogóle ruszyć się z klatki.Gdakały i kręciły się wciasnej przestrzeni, jakby nie zauważyły, że mają wolną drogę.Augur tupnąłnogą, zamachał rękami, a w końcu schwycił za róg klatki i mocno potrząsnął.Jedna z kokoszek zdecydowała się wyjść, ale nie zwracała uwagi na ziarno.Uniosła na chwilę lewe skrzydło, jakby chciała się przeciągnąć, a potemzawróciła i podreptała z powrotem do klatki.Augur wyglądał na mocno zakłopotanego. Auspicje są.niewyrazne  oznajmił.Kornelia zmarszczyła brwi. Lewe skrzydło. szepnęła, ogarnięta nagle złym przeczuciem. Niestety, sztuka wróżenia nie jest nauką ścisłą  powiedział Tyberiusz.Przyszłość jest skryta za zasłoną, ale nadejdzie tak czy inaczej.Matka i syn wymienili spojrzenia.Widziała, że jest poruszony, ale nic niepowiedziała.Tyberiusz ruszył do wyjścia.W westybulu przystanął i przezchwilę patrzył na podobizny przodków.Dotknął woskowego czoła ScypionaAfrykańskiego, po czym dał odzwiernemu znak, by otworzył drzwi.Na ulicy czekał na niego spory tłum zwolenników.Wielu spędziło przed jegodomem całą noc, zmieniając się na warcie u drzwi.Kampania dobiegała końca iatmosfera była coraz gorętsza.Między poszczególnymi frakcjami dochodziłodo tak zajadłych bójek, że niejeden obawiał się o życie Tyberiusza.Krążyłypogłoski, że jego wrogowie zmawiają się, by go zamordować jeszcze przedwyborami; oponenci głosili, że to on sam rozsiewa takie plotki, by podjudzićswoich stronników.Niezależnie od pobudek ludzi zebrało się sporo, a kiedyujrzeli go w drzwiach, zaczęli wiwatować.Tyberiusz uśmiechnięty zrobił krok naprzód, ale potknął się o próg i straciłrównowagę.Ratując się przed upadkiem, uderzył dużym palcem lewej nogi o wystający kamień z taką siłą, że był przekonany, iż złamał kość.Na pewnozdarł sobie paznokieć; krew musiała płynąć obficie, bo wkrótce przesiąknęłaprzez cienką skórę buta.Zrobiło mu się słabo, musiał nawet zwalczyć mdłości.Odruchowo wyciągnął rękę, szukając pomocy; natrafił na ramię Blozjusza iwsparł się na nim mocno. Zraniłeś się!  szepnął filozof. Myślisz, że to zauważyli?  Tyberiusz trzymał głowę spuszczoną i mówiłprzez zaciśnięte zęby.Blozjusz potoczył wzrokiem po rozkrzyczanym tłumie. Chyba nie. Dobrze.Ruszamy więc jakby nigdy nic. Możesz iść? Jeśli mi pomożesz.Najpierw jednak muszę do nich przemówić.Ci ludziewarowali tu przez całą noc, czekając na tę chwilę.Tyberiusz stanął wyprostowany i nawet zdobył się na uśmiech.Uniósł ręce,by uciszyć zgromadzonych. Wierni moi stronnicy i przyjaciele, drodzy Rzymianie! Długa noc sięskończyła i cokolwiek tam nasi wrogowie knuli, my dalej żyjemy!Odpowiedziała mu kolejna salwa wiwatów i śmiechu. Pilnowaliście mnie od zmroku do świtu i za to wam z serca dziękuję.Zawaszą lojalność odpłacę służbą! Jeśli zostanę trybunem na drugą kadencję,przyrzekam czuwać nad waszym dobrem.zwrócić wam ziemię, do którejmacie niezbywalne prawo, i chronić was przed chciwymi grabieżcami i ichbandziorami! Obiecuję dołożyć wszelkich starań, by uczynić Rzym waszychdzieci lepszym, bogatszym i bardziej sprawiedliwym miejscem dla wszystkichciężko pracujących obywateli! Jednakże abym mógł spełnić tę obietnicę, muszęte wybory najpierw wygrać.Nie będzie to takie proste, zwłaszcza że aby móckandydować, muszę żyć.A zagrożenie ze strony nieprzyjaciół jest realne.Mogąmnie zaatakować w każdym miejscu i czasie.Nie boję się walki.Stoczyłem wżyciu niejedną.Pierwszy wdarłem się na mury Kartaginy, za co wyróżnionomnie specjalną koroną.Znacie mnie, niejeden z was, dzielnych ludzi, bił się zemną ramię w ramię w Hiszpanii.Tu, w Rzymie, nie jestem jednak żołnierzem,tylko zwykłym obywatelem.Nie noszę broni, więc to wy musicie być mi strażą.Bez waszej ochrony jestem bezbronny. Obronimy cię!  krzyknął ktoś z tłumu, co podchwycili i inni. %7łycie zaciebie oddamy, jeśli będzie trzeba! Do tego nigdy nie dojdzie, modlę się o to do Jowisza.Jeśli jednak wyczujęniebezpieczeństwo i będę potrzebował kręgu dzielnych ludzi, możecie mnienie dosłyszeć.Głos mam ochrypły i może zginąć we wrzawie.Dam wtedy takisygnał. Tyberiusz uniósł wysoko obie ręce i ugiął łokcie tak, że dłoniewskazywały na głowę.Gest był zrozumiały: do mnie! Ludzie jęli klaskać i skandować jego imię.Grakchus ścisnął ramię Blozjusza,wolną ręką pomachał zwolennikom i ruszył przed siebie, starając się niekrzywić z bólu. Może to i dobry znak, że się uderzyłem  szepnął do filozofa. Wróżbawskazywała na zły początek.no, to teraz mam go już za sobą!Utykając lekko  zraniony palec rwał go niemiłosiernie  Tyberiuszpomaszerował ku Kapitolowi, gdzie miały się odbyć wybory.Kiedy schodziłzboczem Palatynu, do jego orszaku przyłączali się kolejni stronnicy, a jeszczewięcej czekało ich na Forum.Rozstępowali się przed nim, wiwatując na jegocześć i wyciągając ręce, by go dotknąć, a potem ruszali za pochodem.Na stopniach wiodących na wzgórze trybun przystanął pod łukiem ScypionaAfrykańskiego i popatrzył na reliefy przedstawiające sceny triumfów dziadkaw Afryce i Azji.Scypio przeżył bitwę pod Kannami, w której zawstydził swąniezłomną postawą innych oficerów, potem stracił ojca i pomścił go, a przedostatecznym rozgromieniem armii Hannibala starł się z nim także na słowa iwygrał.Tyberiusz roześmiał się na myśl, że taka błahostka jak rozbity palecmiałaby teraz powstrzymać wnuka bohatera.Przysiągł sobie w duchu, żewejdzie na plac wyborów bez utykania i bez pomocy Blozjusza, nie okazująccierpienia.Przeszedł pod łukiem, ale po kilkunastu krokach jego uwagę zwrócił nagłyhałas dobiegający gdzieś od góry.Skrzecząc przerazliwie i bijąc skrzydłami,dwa kruki zwarły się w walce na dachu najbliższego budynku.Po lewej stroniedrogi.Strąciły dachówkę, która upadła prosto pod nogi Tyberiusza,roztrzaskując się na kawałki. Nieudane auspicje, potknięcie, a teraz to. Trybun drgnął. Jedna zławróżba za drugą. Bzdury!  tchnął mu w ucho Blozjusz. Kury jak to kury, głupie ptaszyska.Ludzie się codziennie potykają i kaleczą palce.Kruki się biją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Kraszewski Józef Ignacy 1 Rzym za Nerona; 2 Caprea i Roma Cezarowie i chrzeÂœcijanie
  • StrybaÅ‚a StanisÅ‚aw Grecja i Rzym
  • Steven Saylor Zagadka Katyliny
  • Kraszewski Józef Ignacy Sieroce dole doktor kanalia i kochajÄ…ce rodzeÅ„stwo
  • 02.Redemption of Callie & Kayden Jessica Sorensen CaÅ‚oÂść
  • Anne Rice Godzina Czarownic T.4 m76
  • JENS LAPIDUS Czarna Trylogia Sztokholmska 01 Szybki cash. Głód, nienawiÂść, pogoÅ„
  • Daniel Goleman Inteligencja emocjonalna w praktyce
  • Deaver Jeffery Pożegnanie smutnej gwiazdy
  • Caldwell Ian, Thomason Dustin Regula czterech
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reyes.pev.pl