[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze środka wolno wyciekała czerwona, galaretowata maz.Prędko twardniała, rozrastając się na wszystkie strony.Gurek powiedział, że to miejsce rośnie.Kurna, wcale się niepomylił! Robiło się coraz mniej przyjemnie. Idziemy! zakomenderowałam.Po zbyt krótkim odpoczynku torbusy jęczały ze zmęczenia, głodu ipragnienia.Szamani przeżywali jeszcze większe męczarnie.Potygodniach bezczynnego leżakowania zwiotczały im mięśnie.Nessledwo powłóczyła nogami.Coraz bardziej się denerwowałam.Czy zmiany obejmą dużą częśćTrójki? Co się stanie z uciekinierami z Mo-Vay? Gdzie się osiedlą?Co z nerwusami?Niosłam Wombebe i Gruby Ogon.Wombebe głaskała mnie potwarzy, jakbym miała policzek z jedwabiu.Odsuwałam jej rękę, alesię tym nie zrażała.Gruby Ogon, uwieszony na mojej szyi, ćwierkałmi do ucha.Nie ważyli dużo, ale i ja opadałam z sił.Bałam się, żejeśli klapnę na ziemię, już się nie podniosę.Z ulgą zauważyłam, że segmentowce wokół nas są w mniejszymstopniu oblepione pełzakiem.Po chwili usłyszałam odgłosy walki.Kanał musiał być niedaleko.Czułam ciśnienie w myślach.Dopadły mnie wyostrzone,niechciane wizje.Zatoczyłam się tak gwałtownie, że dwa torbusyfiknęły kozła na chodniku. Co ci? spytał Gurek.Wraz z Glidą próbował mnie postawić.Brutalnie ich od siebie odsunęłam i przyłożyłam ręce do skroni.Wydawało się, że silny ucisk palców wynosi mój umysł wysoko wpowietrze.Mimo przyćmionego światła dostrzegłam wyraznie całąokolicę, w tym swoje leżące ciało.Czułam się od niego oddzielona, ajednocześnie wiedziałam, że więz pozostała.Byłam zlepkiempragnień i przekonań, delikatnie uwiązanym do cielesnej powłoki.Znajdowaliśmy się w pobliżu stromych brzegów kanału, gdzieprzeprawiałam się przed paroma dniami.Nieco na zachód, kołozrujnowanej linii wąskotorowej, gromadziły się masy wystraszonychludzi, wiejących przed skutkami transformacji.Obserwowałam sceny przemocy i dzikiego zamętu.Byli tacy, copróbowali płynąć, lecz dusili się i tonęli w wodzie nafaszerowanejmiedzią.Inni rzucali się na szczątki mostu kolejowego; łudząc się, żejakimś cudem dostaną się na drugi brzeg, nabijali się na ostreszpikulce.Wszędzie nad brzegiem wrzały bitwy.Ukryci w motłochukadaiczowie niepostrzeżenie i z zabójczą dokładnością eliminowaliodosobnionych nerwusów.Broń błyskała żelazem i miedzią, sylwetkasię rozmywała i w tym samym momencie delikwentowi wyrywanoserce.Krążyłam nad okolicą, zafascynowana ich umiejętnościami.Naraz kątem oka dostrzegłam dziwnie rozmyty, zniekształconyfragment świata, coś jakby miraż.Podfrunęłam bliżej, zaciekawiona.Na straży stały nerwusy.Zanurkowałam niżej, ale że powietrzezaczęło uciekać spode mnie jak piasek spod nóg na wydmach, prędkosię wycofałam.Instynkt mi mówił, że jest tam Leesa Tulu.I Ike.Poleciałam nad rubieże Trójki.Mei siedziała w kucki wśródpozostałych członków Wspólnoty.Mocą swoich połączonych energiiczi utrzymywali na wodzie prymitywne tratwy, obsadzonewiosłującymi wojownikami.Tratwy kolebały się na środku kanału,gdy w górze toczyła się wojna duchów.Powinna być niewidzialna dlaoczu (czy mi się nie zdawało?) niczym pierwsze podmuchy silnegowiatru.Tak czy owak, dokładnie widziałam diabelskie salwy ze stronyTulu i żar bijący falami z umysłów członków Wspólnoty.Jedna zprzeciwstawnych sił próbowała wywrócić tratwy, druga ratować jeod tego.Mei wbiła we mnie wzrok, jakbym skutecznie przeszkadzała jej wpracy.Znowu ty?! rzuciła oskarżycielsko.Co robisz u mnie w głowie?Skąd wiesz, że to ja? odpowiedziałam myślą.Wstała z mocno zaciśniętymi pięściami.Cholera, Parrish, jesteśmy ze sobą związane! Jak to się stało, dodiabla?Ty tu jesteś szamanką odparłam.Powinnaś wiedzieć lepiej.Prześwietlałam jej myśli, kiedy wspominała naszą wspólnąprzygodę w Mo-Vay.Wytworzyła się wtedy jakaś więz między nami,którą obie najchętniej byśmy zerwały.Niechciana, leczbezdyskusyjna.Spadaj stąd! Próbujemy ratować tratwy.Wy, czyli kto? Kogo tym razem zdradzasz, Mei?Wspólnota pyta, czy masz ich.ee.Umysły członków Wspólnoty obskoczyły ją, wykorzystały nasząłączność, złaknione informacji o losie swoich braci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]