[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy Richard demonstrował ci już swoje muzyczne umiejętności? O, widzę, że macie tu guitarrę.-Wskazała instrument.- Czasami grał na niej, a ja tańczyłam.Te hiszpańskie tańce są zupełnie inne niż nasze.Trochę barbarzyńskie, ale tyle w nich energii.Caroline skinęła głową.- Tak, grał canto flamenco.Chętnie zobaczyłabymten taniec.- Zastanawiała się, czy będzie się pokrywał z jej wyobrażeniami.Jessica wahała się przez chwilę.W końcu jednakodstawiła filiżankę i wstała.- Niestety, do flamenco potrzebny jest odpowiedni strój, a nie taka krępująca ruchy suknia.-Wskazała dzieło swoich rąk.- Zrobię jednak, co będę mogła.Zdjęła buty i stanęła boso na podłodze.Rozpuściła też związane z tyłu włosy i stanęła w charakterystycznej pozie.Richard sięgnął po guitarrę i rozpocząłostrym akordem, a Jessica odpowiedziała pstryknięciem palcami.Po chwili zawirowała gwałtownie, żeby zaraz zwolnić.Taniec był dużo dzikszy i bardziej swobodny niżCaroline to sobie wyobrażała.Stwierdziła, że ciotkawcale nie wygląda w tym momencie na damę, ale najakąś tygrysicę gotową do skoku.Momenty wolnemieszały się z szybszymi partiami, a całość wyrazniestanowiła jakąś historię.Tak, jakby taniec opowiadało miłości, Zazdrości i zdradzie.Takie przynajmniejodnosiła wrażenie.W końcu muzyka się urwała, a Jessica zastygłaz uniesionymi do góry rękami.Po czym opadła na fotel i wyciągnęła przed siebie bose stopy.- Uff! - westchnęła.- Czy.czy wszystkie Hiszpanki są takie? - wyrwało się Caroline.Kapitan i ciotka spojrzeli na siebie i wybuchnęligłośnym śmiechem na widok jej zdumionej miny.W drodze powrotnej Jessica wyjaśniła, że Hiszpanki zwykłe przebywają w domu i mają o wiele mniejswobody niż angielskie damy.Jednak prawdą też jest,że znacznie częściej krwawo rozprawiają się z niewiernymi kochankami.W ogóle Hiszpania to niezwykły kraj.Ciotka chyba po raz pierwszy zaczęła tak szerokorozwodzić się na temat klimatu Półwyspu Iberyjskiego, a także temperamentu mieszkających tam ludzi.Widać było, że wspomnienia są w niej wciąż żywe.- John uwielbiał ten kraj.Bardzo żałował, że niemożemy spokojnie poznawać jego uroków - powiedziała, patrząc w przestrzeń.A potem nagle przeniosła wzrok na siostrzenicę.- Przepraszam, Caro, żeciągle paplę, ale to spotkanie przypomniało mi mojemałżeństwo.Przez ostatnie lata starałam się o wszystkim zapomnieć.Teraz widzę, że nie tędy droga.- Czy.czy kapitan Dalton należał do twoich bliskich przyjaciół? - spytała niepewnie Caroline.- John bardzo go cenił.Podobno słynął z odwagi.Był dwukrotnie odznaczony, chociaż nigdy o to niezabiegał.Dziewczyna zamyśliła się na chwilę.Przypomniała sobie grę na fortepianie na cztery ręce i Richardaz ptakami na ramionach.177- To dziwne.Wydaje się bardzo łagodny - szepnęła.Jessica uśmiechnęła się do siebie w zamyśleniu.Ileżto razy słyszała podobne opinie na temat ludzi, którzy zasłynęli w czasie wojny.Jej mąż, dobierając sobie żołnierzy wystrzegał się zawadiaków.Zwykł mawiać, że tacy ludzie pierwsi biorą nogi za pas, kiedystają w obliczu prawdziwego niebezpieczeństwa.Potrafią bić się jedynie ze słabszymi i zastraszonymi.- Oczywiście, że jest łagodny - potwierdziła.- Takjak mój John.Jednak zapewniam cię, że potrafi sięteż bronić i rzadko traci zimną krew.Słyszałam, żejako dowódca patrolu trafił kiedyś ze swoimi ludzmipod ostrzał francuskich wyborowych strzelców.Wśród żołnierzy wybuchła panika, ale on ich zdołałuspokoić, a następnie sam podczołgał się do okopówi zabił Francuzów.Został wtedy ranny.- W nogę?- Nie, to było jeszcze w Hiszpanii.Miał wówczasunieruchomioną lewą rękę, ale nie zostawił swojegopododdziału i walczył prawą - opowiadała Jessica.-Jego ludzie go uwielbiali.- Wcale się im nie dziwię - rzekła w zadumie Caroline.Trudno się było do tego przyznać, ale ona samażywiła coraz większy podziw dla Richarda Daltona.Josiah Chelmsford pożegnał się z nim następnegodnia rano.Richard wiedział, że będzie mu brakowaćjego objaśnień, ale z drugiej strony czuł, że wrazz nim pozbędzie się presji dotyczącej Wargrave.Niepodjął jeszcze decyzji dotyczącej majątku.Chciałmieć nieco więcej czasu na zastanowienie, chociażmyślenie szło mu ostatnio opornie.Gdy tylko usiło-178wal zastanowić się nad swoją przyszłością, przed jego oczami pojawiała się postać delikatnej dziewczyny, która z natchnioną miną grała coś na fortepianie.Obaj panowie zjedli jeszcze razem śniadaniei oczywiście prawnik poczuł się zobligowany do poruszenia najważniejszej sprawy:- Czy może już się zdecydowałeś, mój chłopcze?- Nie, jeszcze nie - padła odpowiedz.Chelmsford westchnął ciężko.Następnie dopił kawę i wstał od stołu.- Wobec tego daj mi znać, gdybyś się w końcu namyślił.Somers i Hain mają ci pomagać, jakbyś miałjakieś problemy.Richard również się podniósł i przeszedł za nim dowyjścia.- Chciałem panu podziękować za wszystko, co pandla mnie zrobił - odezwał się, ściskając dłoń Chelms-forda.- Niezależnie od tego, jaką podejmę decyzję,doceniam pańskie starania i życzliwość.Stary prawnik skierował się do powozu.Przystanął jednak na moment i odwrócił się w jego stronę.- Nie robię tego dla ciebie, mój chłopcze.A w każdym razie, nie tylko dla ciebie - poprawił się.- Majątek Davenportow zasługuje na dobrego dziedzica.Wszystko jest w twoich rękach.Z tymi słowami Chelmsford wsiadł do powozu.- Będę o tym pamiętał! - krzyknął za nim Richard.Konie ruszyły, najpierw wolno, potem coraz szybciej.Po paru minutach powóz przejechał przez bramę.Kapitan czekał aż jego ciemna sylwetka ukaże sięjeszcze na zboczu wzgórza, a następnie skierował siędo domu.W jadalnym Zostawił nie dopitą kawę, ale nie miał179w tej chwili na nią ochoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]