[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyleciałyz Lakenheath.a może z Mildenhall? Ile one spalają pa-liwa? Pewnie sporo, uznała - całkiem jak ta absurdalnieprzerośnięta terenówka Diany.To z kolei przypomnia-ło Annie o policyjnych samochodach śmigających tami z powrotem po drodze koło domu już dobrze przedśniadaniem.Niezwykłe.To miejsce bywa czasem ruchli-we jak Picadilly Circus.Jeszcze raz poszła ścieżką w kierunku morza.Dwóri ogrody zajmowały wyniesiony cypel terenu, od wscho-du i od zachodu okolony przez otwarte mielizny.Podczasprzypływu były one zalewane przez morze, ale odpływzostawiał je odsłonięte i lśniące, królestwo kormoranów,ostrygojadów i innych ptaków.Na końcu cypla, pozagranicą ogrodu, rozciągał się siedemdziesięciometrowyRYZYKO ZAWODOWE 109spłachetek kamienistej plaży.Był to jedyny fragment do-stępnego brzegu na przestrzeni kilku mil i jako taki za-pewniał Annie i Perry'emu względną prywatność.A ra-czej zapewniałby, pomyślała ze złością Anna, gdyby nieto, że tu właśnie Gunter trzymał swoje sieci i łodzie.Kamyki zazgrzytały pod jej nogami, zapach morskiejsoli wypełniał powietrze.Poprzedniej nocy był sztorm,przypomniała sobie Anna, ale teraz morze się uspokoi-ło.Przez chwilę spoglądała ku horyzontowi, słuchającszumu fal.Wtem wśród mokrych kamieni u jej stóp cośprzyciągnęło jej wzrok.Schyliła się i podniosła maleń-ką srebrną rękę, jakiś rodzaj wisiorka.Aadne, pomyślałabezwiednie i wsunęła znalezisko do kieszeni puchowejkurtki.Zrobiła jeszcze kilka kroków po plaży i zatrzy-mała się nagle, dopiero teraz zadając sobie pytanie - skądu licha to coś wzięło się na jej plaży?14iz dotarła do swojego biurka o 8.30, by zastać tamwiadomość z centrali, nakazującą jej pilny kontaktLz Zanderem.Spoglądając na swój kubek FBI i zasta-nawiając się, czy będzie kolejka do czajnika, włączyła kom-puter i ściągnęła zaszyfrowaną notkę Frankiego FerrisaZostawił numer budki telefonicznej w Chelmsford i prosiłżeby dzwoniła o podanej pełnej godzinie, aż odbierze.Zadzwoniła o 9.00.Podniósł już po pierwszymdzwonku.- Możesz mówić? - spytała Liz, trzymając notatniki ołówek w pogotowiu.- Przez chwilę tak.Jestem w wieżowcu, ale jeśli sięrozłączę to.No więc porobiło się, ktoś stuknął gościana punkcie odbioru.- Zabito kogoś?- Ta.Ostatniej nocy.Nie wiem gdzie, nie znam szcze-gółów, ale zdaje się, że była strzelanina.Eastman świruje,klnie szmatogłowych i Pakistańców i takie tam.- Do rzeczy Frankie, zacznij od początku.To jestsprawa, o której usłyszałeś od kogoś, czy byłeś wtedyw biurze Eastmana, czy jak?112 STELLA RMINGTON- No więc poszedłem do biura.To w budynku Writtle,który.- Po prostu opowiedz, co się działo.- Dobra, no więc, wpadłem na Kena Purkissa, to ma-gazynier Eastmana.Mówił, żeby nie iść na górę, bo cośsię stało i szef szaleje.- Bo ktoś został zabity w miejscu odbioru?-Tak.- Wiesz co to był za odbiór?- Nie.- Powiedział, gdzie to się stało?- Nie, ale myślę, że to na tym cyplu, gdziekolwiek tojest.Ken mówił, że szef mówił, że Szwaby przeciążająsiatkę.I że kiedy oni mają problem z głowy, to jego pro-blemy właśnie się zaczynają.I jeszcze różne rzeczy o Pa-kistańcach i takich tam.- Rozmawiałeś z Eastmanem osobiście?- Nie, wziąłem sobie do serca radę Kena i się zmyłem.Mam się z nim widzieć pózniej.- Właściwie dlaczego mi to wszystko mówisz, Fran-kie? - spytała Liz, choć znała odpowiedz.Frankie chro-nił własny tyłek.Jeśli Eastman wpadnie - co może sięzdarzyć, jeśli doszło do morderstwa - Frankie nie miałzamiaru iść razem z nim na dno.Chciał mieć jakiegośasa w rękawie, móc się targować, póki ma jakieś informa-cje, które może sprzedać, nie siedząc jeszcze w policyjnejceli.A jeśli Eastman się wywinie, to chciał jeszcze mócdla niego pracować.- Chciałem ci pomóc - powiedział Frankie urażonymtonem.- Rozmawiałeś z Morrisonem?RYZYKO ZAWODOWE 113- Nie gadam z tym skurwielem.Sprawa jest tylkomiędzy tobą a mną, albo koniec umowy.- Nie ma żadnej umowy, Frankie - powiedziała Lizspokojnie.- Jeśli masz informacje o popełnieniu mor-derstwa, musisz zawiadomić policję.- Nie mam im nic konkretnego do powiedzenia - za-protestował Frankie.- To co wiem i co ci powiedziałemto tylko gadanina.Zamilkł.Liz nie mówiła nic.Czekała.- Myślę, że mógłbym.- %7łe mógłbyś.- %7łe mógłbym zobaczyć, co da się zrobić.Jeśli chcesz.Liz przemyślała swoje możliwości.Nie chciała wcho-dzić w kompetencje Wydziału Specjalnego z Essex, alewyglądało na to, że Frankie za nic nie będzie chciał roz-mawiać z Morrisonem.Więc i tak Liz przekaże im teinformacje.- Jak mogę się z tobą skontaktować? - spytaław końcu.- Daj mi jakiś numer.Zadzwonię.Liz podała mu numer i telefon zamilkł.Spojrzała nanabazgrane notatki.Niemcy, Arabowie, Pakistańczycy.Siatka przeciążona.To jakaś historia z narkotykami? Takto brzmiało.Prochy to była działka Melvina Eastmana.Jego specjalność handlowa, można powiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]