[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Z Shelley.No, a co potem?Nie bądz taka cyniczna. Chętnie odparłam łagodnie. Wypiszę cię najpierw, a potem pójdziemy.Wstałam i przeszłam obok niego.Po drodze na chwilę chwyciłam i ścisnęłam jegoramię.Ten gest wszystko uprościł, a cała dwuznaczność, złożoność naszych relacjinagle znikła.Ten uścisk mówił: Tak.- 76 -SRRozdział 9Jak tu miło, Jay powiedziałam, kiedy zamykał za mną drzwi.Weszłam zprzedpokoju do salonu. Co zrobiłeś z podłogą? Wygląda świetnie. Kazałem wycyklinować, a potem nałożyć kilka warstw lakieru.Byłanaprawdę brzydka.Szkoda, że jej nie widziałaś, kiedy się tu wprowadziłem.Facet,który mieszkał przede mną, chyba przykleił do niej klejem wykładzinę.Hollander miał dwupokojowe mieszkanie w hotelu dla rezydentów.Dwupokojowe mieszkania miały salony dwa razy większe niż trzypokojowe, co wrezultacie sprawiało, że metraż dwupokojowych i trzypokojowych mieszkań był takisam.Alex McCabe i ja rozmawialiśmy o tym kiedyś długo przy piwie.Doszliśmy downiosku, że mieszkania dla rezydentów szpitala, zbudowane w latach trzydziestych,były przeznaczone dla dwóch typów lekarzy (płci męskiej): kawalerów i żonatych zrodziną.Wydawało nam się, że kawalerom przydzielali dwupokojowe mieszkania, wktórych zapewniono im dużo miejsca w salonie, bo przecież chłopcy zawsze będąchłopcami i będą organizowali imprezy.A do tego potrzebna jest większa przestrzeńw salonie, prawda? Co cię tak śmieszy? zapytał Hollander. Nic.Przypomniałam sobie tylko imprezę, którą tu zrobiłeś w zeszłym rokulatem. Och, byłaś na niej? Miałem tu tylu gości, że nie zdążyłem chyba nawet zewszystkimi się przywitać.Boże, jaki oni zrobili wtedy bałagan.Sprzątanie powszystkich zajęło mi całe dwa dni. Wydawałeś od tego czasu jakieś przyjęcia? O nie! Jedno wystarczy.Teraz bywają tu tylko prywatne kolacje a deux.Stałam na środku pokoju, gdzie znajdowały się meble.Hollander zostawiłzupełnie pusty pokój z wyjątkiem orientalnego dywanu rozmiarów dwa na trzypołożonego na samym środku, którego brzegi wyznaczały po dwóch stronach miękkiesofy.Wielki, kwadratowy, mahoniowy stolik do kawy z grubymi nogami stałrozstawiony na dywanie jak zawodnik sumo.Ponadpółmetrowy koń z porcelanyznajdował się na środku stołu.To była naprawdę piękna ceramika, którą widuje się na- 77 -SRwystawach galerii i antykwariatów na Madison Avenue.Jego brązowe cętkiprzypominały trochę wypłowiałe plamy politury.Dywan z meblami tworzył wyspęosamotnioną na środku oceanu lśniącej, dębowej podłogi.Wystrój wydał mi siędziwnie znajomy, jakbym go już gdzieś widziała.Może w dodatku do gazety NewYorker", reklamującym orientalne dywany Wrażenie uleciało, nim się nad nim głębiejzastanowiłam.Spojrzałam na białe ściany.Zupełnie nagie.Tworzyły ciekawy efekt.Przypomniałam sobie, że Hollander stoi za mną. Mogęęę prosiś o pani płaszsz, madame dyszał na moją szyję, udającfrancuski akcent.Posłusznie zsunęłam z ramion mój biały fartuch. Mogęę równieeeeż prosiś o setoskooop, sze paniii?Zdjęłam stetoskop i władczym gestem podałam go, nie odwracając się nawet. Mogęę prosiś o resztę ubrania pani i bieliznę? Odpada. Proszęę mi wybaszyć, szanowna paniii.Wskaszę paniii stolik.Poszłam za Jayem do kuchni i usiadłam na jednym z krzeseł, przypominającychte z paryskich kafejek.Oparłam ręce o marmurowy blat stołu. Ukradłeś ten wyszynk Borgiom w Village? Ukradłem? Madame.Cóż za dobór słów.U Pierre'a mają takie same.Obraziliby się. No to ciekawe, gdzie więcej pada na mordę. Pewnie trochę to staromodne, co?Otworzył lodówkę i wyjął zdrową ręką kratkę jajek i kartonik z grzybami. Ależ nie.Mówię zupełnie serio.Podoba mi się ten wystrój. Dzięki. Pomóc ci? Może pokroisz grzyby? Jasne.Odrobina masła ześlizgnęła się z lady i wylądowała na podłodze. Cholera rzucił Jay. Masło zeskoczyło mi z noża.Wstałam. Dobra, pomogę ci.- 78 -SRWestchnął głęboko, a potem powiedział: Chciałbym się dowiedzieć, co się stało z Shelley.Powiedziałam mu.Przyrządziliśmy omlety, zjedliśmy je, a ja opowiedziałam mu, co wiem.Pózniej wydawało mi się nawet, że dużo pózniej, ale kiedy spojrzałam nazegarek, było dopiero piętnaście po dziesiątej, siedziałam przy stoliku z marmurowymblatem, a Jay przygotowywał herbatę.Uparł się, że zrobi ją sam ( Muszę się do tegoprzyzwyczaić powiedział, wskazując gips.) Promienie słońca wpadały przez okno,a na zewnątrz powietrze przepełniał kryształowy blask.Wewnątrz czułam spokój,żyłam chwilą obecną, odcięta od przeszłości i przyszłości. Rozmawiałaś z detektywami? zapytał, stawiając po kolei oba kubki zherbatą na stole. Tak odparłam. Z którymi? Byli Kelly i Ost. Chcesz mleka albo cukru? Wolę bez.Wyjął karton mleka z lodówki i usiadł.Zastanawiałam się, jaki był w łóżku.Wyglądał na takiego, co może być albodziko namiętny, albo wyjątkowo opanowany.Trudno było powiedzieć. Kelly to ten z czarnymi włosami i krzaczastymi brwiami? Nie, to Malinowski.Kelly to blondyn, partner Malinowskiego.Dlaczegowydawało mi się, że musi być w typie tych dwóch skrajności, albo opanowany, albodziki? Wygląda na Irlandczyka? Tak.Chyba jest dziko namiętny.Mam taką nadzieję.Jay pokiwał głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]