[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo ja, Geralt, przez chwile znalem twoje mysli.W tym takze te, do których nie chcesz sie przyznac, które ukrywasz nawet przed soba.Bo zeby mnie zatrzymac, musialbys mnie zabic.A ciebie przeciez mysl o zabiciu mnie z zimna krwia napawa wstretem.Prawda? Wiedzmin milczal.Tellico ponownie poprawil rzemien lutni, odwrócil sie i ruszyl ku wyjsciu.Szedl smialo, ale Geralt widzial, ze kurczy kark i garbi ramiona w oczekiwaniu na swist klingi.Wsunal miecz do pochwy.Doppler zatrzymal sie w pól kroku, obejrzal.- Bywaj, Geralt - powiedzial.- Dziekuje ci.- Bywaj, Dudu - odpowiedzial wiedzmin.- Powodzenia.Doppler odwrócil sie i ruszyl w strone ludnego bazaru, raznym, wesolym, rozkolysanym krokiem Jaskra.Tak jak Jaskier wymachiwal ostro lewa reka i tak jak Jaskier szczerzyl zeby do mijanych dziewek.Geralt powoli ruszyl za nim.Powoli.Tellico w marszu chwycil lutnie, zwolniwszy kroku wzial dwa akordy, po czym zrecznie wybrzeczal na strunach znana Geraltowi melodie.Odwróciwszy sie lekko, zaspiewal.Zupelnie jak Jaskier.Wróci wiosna, deszcz splynie na drogi Cieplem slonca serca sie ogrzeja Tak byc musi, bo ciagle tli sie w nas ten ogien Wieczny ogien, który jest nadzieja- Powtórz to Jaskrowi, jesli zapamietasz - zawolal.- I powiedz mu, ze "Zima" to kiepski tytul.Ta ballada powinna sie nazywac "Wieczny Ogien".Bywaj, wiedzminie! - Hej! - rozleglo sie nagle.- Bazancie! Tellico odwrócil sie zaskoczony.Zza straganu wylonila sie Vespula, gwaltownie falujac biustem, mierzac go zlowrózbnym spojrzeniem.- Za dziewkami sie ogladasz, oszuscie? - zasyczala, falujac coraz bardziej podniecajaco.- Pioseneczki spiewasz, lajdaku? Tellico zdjal kapelusik i uklonil sie, usmiechajac szeroko charakterystycznym Jaskrowym usmiechem.- Vespula, moja droga - powiedzial przymilnie.- Jakem rad, ze cie widze.Wybacz mi, moja slodka.Winien ci jestem.- A jestes, jestes - przerwala Vespula glosno.- A to, co jestes mi winien, teraz zaplacisz! Masz! Ogromna miedziana patelnia rozblysla w sloncu i z glebokim, donosnym brzekiem wyrznela w glowe dopplera.Tellico z nieopisanie glupim grymasem, zastyglym na twarzy, zachwial sie i padl, rozkrzyzowawszy rece, a jego fizjonomia zaczela sie nagle zmieniac, rozplywac i tracic podobienstwo do czegokolwiek.Widzac to, wiedzmin skoczyl ku niemu, w biegu zrywajac ze straganu wielki kilim.Rozscielajac kilim na ziemi, dwoma kopniakami wturlal nan dopplera i szybko, acz ciasno zrolowal.Usiadlszy na pakunku, wytarl czolo rekawem.Vespula, sciskajac patelnie, patrzyla na niego zlowrogo, a tlum gestnial dookola.- Jest chory - rzekl wiedzmin i usmiechnal sie wymuszenie.- To dla jego dobra.Nie róbcie scisku, dobrzy ludzie, biedakowi trzeba powietrza.- Slyszeliscie? - spytal spokojnie, ale dzwiecznie Chappelle, przepychajac sie nagle przez tlum.- Prosze nie robic tu zbiegowiska! Prosze sie rozejsc! Zbiegowiska sa zabronione.Karane grzywna! Tlum w mgnieniu oka rozpierzchnal sie na boki, po to tylko, by ujawnic Jaskra, nadchodzacego szparkim krokiem, przy dzwiekach lutni.Na jego widok Vespula wrzasnela przerazliwie, rzucila patelnie i biegiem puscila sie przez plac.- Co sie jej stalo? - spytal Jaskier.- Zobaczyla diabla? Geralt wstal z pakunku, który zaczal sie slabo ruszac.Chappelle zblizyl sie powoli.Byl sam, jego strazy osobistej nigdzie nie bylo widac.- Nie podchodzilbym - rzekl cicho Geralt.- Jesli bylbym wami, panie Chappelle, to nie podchodzilbym.- Powiadasz? - Chappelle zacisnal waskie wargi, patrzac na niego zimno.- Gdybym byl wami, panie Chappelle, udalbym, ze niczego nie widzialem.- Tak, to pewne - rzekl Chappelle.- Ale ty nie jestes mna.Zza namiotu nadbiegl Dainty Biberveldt, zdyszany i spocony.Na widok Chappelle zatrzymal sie, pogwizdujac, zalozyl rece za plecy i udal, ze podziwia dach spichlerza.Chappelle podszedl do Geralta, bardzo blisko.Wiedzmin nie poruszyl sie, zmruzyl tylko oczy.Przez chwile patrzyli na siebie, potem Chappelle pochylil sie nad pakunkiem.- Dudu - powiedzial do sterczacych ze zrolowanego kilimu kurdybanowych, dziwacznie zdeformowanych butów Jaskra.- Kopiuj Biberveldta, szybko.- Ze co? - krzyknal Dainty, przestajac gapic sie na spichlerz.- Ze jak? - Ciszej - rzekl Chappelle.- No, Dudu, jak tam? - Juz - rozleglo sie z kilimu stlumione stekniecie.- Juz.Zaraz.Sterczace z rolki kurdybanowe buty rozlaly sie, rozmazaly i zmienily w owlosione, bose stopy niziolka.- Wylaz, Dudu - powiedzial Chappelle.- A ty, Dainty, badz cicho.Dla ludzi kazdy niziolek wyglada tak samo.Prawda? Dainty mruknal cos niewyraznie.Geralt, wciaz mruzac oczy, patrzyl na Chappelle podejrzliwie.Namiestnik zas wyprostowal sie i rozejrzal dookola, a wówczas po gapiach, którzy jeszcze wytrwali w najblizszej okolicy, ostal sie jeno cichnacy w oddali stukot drewnianych chodaków.Dainty Biberveldt Drugi wygramolil sie i wyturlal z pakunku, kichnal, usiadl, przetarl oczy i nos.Jaskier przysiadl na lezacej obok skrzyni, brzdakal na lutni z wyrazem umiarkowanego zaciekawienia na twarzy.- Kto to jest, jak myslisz, Dainty? - spytal lagodnie Chappelle.- Bardzo podobny do ciebie, nie uwazasz? - To mój kuzyn - wypalil niziolek i wyszczerzyl zeby.- Bardzo bliska rodzina.Dudu Biberveldt z Rdestowej Laki, wielka glowa do interesów.Postanowilem wlasnie.- Tak, Dainty? - Postanowilem mianowac go moim faktorem w Novigradzie.Co ty na to, kuzynie? - Och, dziekuje, kuzynie - usmiechnela sie szeroko bardzo bliska rodzina, chluba klanu Biberveldtów, wielka glowa do interesów.Chappelle tez sie usmiechnal.- Spelnilo sie marzenie? - mruknal Geralt.- O zyciu w miescie? Co tez wy widzicie w tym miescie, Dudu.i ty, Chappelle? - Pomieszkalbys na wrzosowiskach - odmruknal Chappelle - pojadlbys korzonków, zmoknal i zmarznal, to bys wiedzial.Nam tez sie cos nalezy od zycia, Geralt.Nie jestesmy gorsi od was.- Fakt - kiwnal glowa Geralt.- Nie jestescie.Bywa nawet, ze jestescie lepsi.Co z prawdziwym Chappelle? - Szlag go trafil - szepnal Chappelle Drugi.- Bedzie ze dwa miesiace temu.Apopleksja.Niech mu ziemia lekka bedzie, a Ogien Wieczny niech mu swieci.Akurat bylem w poblizu.Nikt nie zauwazyl.Geralt? Nie bedziesz chyba.- Czego nikt nie zauwazyl? - spytal wiedzmin z nieruchoma twarza.- Dziekuje - mruknal Chappelle.- Jest was tu wiecej? - Czy to wazne? - Nie - zgodzil sie wiedzmin.- Niewazne.Zza furgonów i straganów wypadla i podbiegla truchtem wysoka na dwa lokcie figurka w zielonej czapce i futerku z laciatych królików.- Panie Biberveldt - sapnal gnom i zajaknal sie, rozgladajac, wodzac oczami od jednego niziolka do drugiego.- Sadze, maly - powiedzial Dainty - ze masz sprawe do mego kuzyna, Dudu Biberveldta.Mów.Mów.Oto on.- Szczawiór donosi, ze poszlo wszystko - powiedzial gnom i usmiechnal sie szeroko, ukazujac szpiczaste zabki.- Po cztery korony sztuka.- Zdaje sie, ze wiem, o co idzie - rzekl Dainty.- Szkoda, ze nie ma tu Vivaldiego, ten migiem obliczylby zysk.- Pozwolisz, kuzynie - odezwal sie Tellico Lunngrevink Letorte, w skrócie Penstock, dla przyjaciól Dudu, a dla calego Novigradu czlonek licznej rodziny Biberveldtów.- Pozwolisz, ze ja policze.Mam niezawodna pamiec do cyfr.Jak i do innych rzeczy.- Prosze - uklonil sie Dainty.- Prosze, kuzynie.- Koszta - zmarszczyl czolo doppler - byly niewysokie.Osiemnascie za olejek, osiem piecdziesiat za tran, hmm.Wszystko razem, wliczajac sznurek, czterdziesci piec koron.Utarg: szescset po cztery korony, czyli dwa tysiace czterysta.Prowizji zadnej, bo bez posredników.- Prosze nie zapominac o podatku - upomnial Chappelle Drugi.- Prosze nie zapominac, ze stoi przed wami przedstawiciel wladz miasta i kosciola, który powaznie i sumiennie traktuje swoje obowiazki.- Zwolnione od podatku - oswiadczyl Dudu Biberveldt.- Bo to sprzedaz na swiety cel.- He? - Zmieszany w odpowiednich proporcjach tran, wosk, olejek zabarwiony odrobina koszenili - wyjasnil doppler - wystarczylo nalac do glinianych misek i zatopic w kazdej kawal sznurka.Zapalony sznurek daje piekny, czerwony plomien, który pali sie dlugo i malo smierdzi.Wieczny Ogien [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Kocikowski, Andrzej; Górniak Kocikowska, Krystyna; Bynum, Terry Wprowadzenie do etyki informatycznej (2001)
  • Zbigniew Nienacki (Andrzej Pilipiuk) Pan Samochodzik i sekret alchemika SÄ™dziwoja
  • Zajdel Janusz Andrzej 1983. CaÅ‚a prawda o planecie Ksi
  • Pilipiuk Andrzej (Olszakowski Tomasz) Pan Samochodzik i Ikona z Warszawy
  • Brodziak Andrzej Funkcja Ewy Sens Ludzkiej Egzystencji
  • BoruÅ„ Krzysztof & Trepka Andrzej Tryl.Kosm. 2 Proxima
  • Andrzej Zbych Stawka wiÄ™ksza niż życie 02
  • Malinowski Andrzej Biomedyczne Podstawy Rozwoju i Wychowania
  • Andrzej ZiemiaÅ„ski Pomnik Cesarzowej Achai t4
  • Andrzej.ZiemiaÅ„ski Przesiadka.w.piekle.(PDF)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl