[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łe robiła to dla pieniędzy i żebynie stracić pracy.Gunvald odniósł wrażenie, że to prawieprostytutka, flądra, dość tępa.Mówi też, że ona jestpodobna do Zsa-Zsy Gabor, nie wiem, kto to taki.- Pan Larsson i kobiety.Mógłbym napisać powieśćpod takim tytułem.- Manssonowi zeznała, że wyświadczała równieżprzysługi, tak to określa, klientom Assarssona.Na jegorozkaz.Assarsson urodził się w Góteborgu, a wsiadł przyDjurgardsbron.- Dzięki, stary.Tak zaczynałaby się moja książka: Urodził się w Góteborgu, a wsiadł przy Djurgardsbron".Wspaniale.- Każdy początek jest dobry - odpowiedział Melanderniewzruszenie.Martin Beck po raz pierwszy wtrącił się do rozmowy.- A więc pozostaje tylko Stenstróm i ten nie rozpoznany.- Tak rzekł Melander. O Stenstrómie wiemytylko, że jechał do Djurgarden, dość dziwne.I że miał przysobie broń.O nie rozpoznanym wiemy tylko, że byłnarkomanem w wieku od trzydziestu pięciu do czterdziestulat.Nic więcej.160- Obecność wszystkich pozostałych w autobusie byłaumotywowana - powiedział Martin.- Tak.- Wyjaśniliśmy, dlaczego się tam znajdowali.- Tak.- Nadszedł więc moment, by zadać klasyczne jużpytanie - rzekł Kollberg.- Co Stenstróm robił w tymautobusie?- Trzeba pomówić z dziewczyną powiedział MartinBeck.- Z Asą Torell? Przecież sami z nią rozmawialiście.I potem była jeszcze raz przesłuchiwana.- Kto ją przesłuchiwał? - spytał Martin Beck.- Rónn, przeszło tydzień temu.- Tylko nie Rónn powiedział Martin do siebie.- Co masz na myśli? - spytał Melander.- Rónnowi nic nie można zarzucić odpowiedziałMartin - tylko on nie bardzo się wyznaje, w czym rzeczw tym wypadku.A poza tym on nie miał ścisłego kontaktuze Stenstrómem.Kollberg i Beck długo spoglądali na siebie w milczeniu,aż wreszcie Melander przerwał ciszę:- No? Więc co Stenstróm robił w tym autobusie?- Miał się tam spotkać z dziewczyną - powiedziałKollberg niechętnie. Albo z kapusiem.Rola Kollberga w tego rodzaju przeglądach polegałazawsze na przeciwstawianiu się, ale tym razem robił to bezprzekonania.- Zapominasz o jednym rzekł Melander. Od161dziesięciu dni obniuchujemy każdy kąt na tym terenie.I nie znalezliśmy nikogo, kto by przed wypadkiem słyszało Stenstrómie.- To o niczym nie świadczy.W tej części miasta pełnonajdziwniejszych melin i podejrzanych lokali, w takichmiejscach policjant nie jest popularny.- Teorię przyjaciółki możemy w każdym razie pominąć,jeżeli chodzi o Stenstróma - powiedział Martin Beck.- Z jakiego powodu? natychmiast odparowałKollberg.- Nie wierzę w nią.- Przyznasz jednak, że jest prawdopodobna.- Tak.- Okay.A więc pomińmy ją.Chwilowo.- Pytaniem zasadniczym więc byłoby: co Stenstrómrobił w tym autobusie? Powiedziawszy to Martin Becknatychmiast spotkał się z przeciwpytaniem:- A co tam robił ten nie rozpoznany?- Tego możemy chwilowo zostawić w spokoju.- Wcale nie.Jego obecność tam jest równie godnauwagi, jak obecność Stenstróma.Ponadto nie wiemy, ktoto był, w jakiej sprawie udawał się i gdzie.- Po prostu jechał autobusem.- Po prostu jechał?- Tak.Wielu nie mających mieszkania tak postępuje.Za koronę można przejechać dwie trasy.Parę godzin jezdzić.- W metrze cieplej zauważył Kollberg.- I metremmożna jezdzić, ile się żywnie podoba, byle nie wychodzićz tunelu, tylko przesiadać się z pociągu na pociąg.162- Owszem, ale.- Zapominasz o jednej ważnej rzeczy.Ten nierozpoznany miał nie tylko okruchy haszyszu i innychnarkotyków w kieszeniach.Miał też więcej pieniędzy niżwszyscy pozostali pasażerowie razem wzięci.- Co wyklucza podejrzenie, że chodziło o rabunek- wtrącił Melander.- Nie zapominajmy - rzekł Martin Beck - że, jak sampowiedziałeś, ta część miasta jest nafaszerowana melinamii pensjonacikami specjalnego rodzaju.Może mieszkałw której z tych dziur.Nie, wracajmy do zasadniczegopytania.Co Stenstróm robił w autobusie?Dobrą minutę siedzieli milcząco.W pokoju obokdzwoniły telefony.Od czasu do czasu słyszeli głosy,Gunvalda Larssona czy Rónna.W końcu Melander spytał:- A co Stenstróm potrafił?Wszyscy trzej znali odpowiedz.Melander kiwnąłgłową i sam sobie odpowiedział:- Stenstróm potrafił śledzić.- Tak - powiedział Martin Beck.- To była jegospecjalność.W tym był zręczny i uparty.Potrafił tygodniamiza kimś chodzić.- Pamiętam, jak do szaleństwa doprowadził tegomordercę seksualnego z promu na Gota Kanał, cztery latatemu.- Zaszczuł go - powiedział Martin Beck.Nikt nie zaprzeczył.- Już wtedy potrafił to robić.A potem nauczył się torobić znacznie lepiej - stwierdził Martin Beck
[ Pobierz całość w formacie PDF ]