[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W brukowcachWiesiek nigdy nie gustował, a na Internet go nie stać.Dzięki temu wypłukiwanie margaryny trwało krócej, niżprzepowiedział doktor.Po miesiącu Wiesiek mógł jużsobie beztrosko gwizdać na ptasią grypę i problemy Michaela Jacksona.A dziś, po roku intensywnego detoksu,nie wie nawet, kto rządzi krajem.I zupełnie go to nie obchodzi.Wie natomiast, jak zdobyć indeks na indianisty-kę, w którym klubie wystąpi zespół Hurt i gdzie załatwićbezpłatne warsztaty Cień menedżera".Teraz jednak wcale o tym nie myśli, bo naprawdębardzo się śpieszy.Niby miał se na emeryturze odsapnąć, ale na razie nie ma kiedy, zupełnie.Pewnie przez tenczas, co śmiga niczym z górki, z każdym rokiem szybciej.Dlatego Wiesiek bardzo musi się sprężać, żeby załatwić wszystkie wyznaczone mu przez żonę Halinę za-137dania.Dziś poniedziałek rano, więc pora nastawić pralkę.Jasne, że Halina wolałaby prać jak każdy, w sobotnieprzedpołudnia.W końcu po to ustanowiono soboty, żeby porządni ludzie mieli kiedy rozprawić się z brudami.Wywabić wstydliwe plamy, wymieść za okno kompromitujące kurze, głębiej schować rodzinne szkielety.Niestety podczas remontu blokowiska wyznaczony przez spółdzielnię elektryk tak pokombinował z kablami, że terazHalina musi wybierać: pralka albo telewizor.Inaczejkorki siadają na całym piętrze.O stratach w postaci naderwanych seriali szkoda nawet mówić.Po trzech przepłakanych weekendach i szczegółowej analizie programu w telegazecie Halina oznajmiła, że jedyna możliwapora na wielkie pranie to poniedziałek, ósma trzydzieścido jedenastej.Akurat wystarczy na trzy pełne tury z wirowaniem.A potem trzeba to wszystko rozwiesić.To znaczynie wszystko, tylko wybrane elementy garderoby.Sprane gacie, poplamione koszule i dziurawe skarpety wylądują na suszarce w ciasnej sypialni.Ale nowe obrusy,śnieżnobiałe firany i satynowa pościel mają prawo dumnie powiewać na balkonowych sznurach.I tu już doakcji wkracza Wiesiek, bo Halina ma lęk wysokości.Wiesiek też ma, ale to się nie liczy, bo Halina ma większy.Nawet na stół nie wejdzie, żeby zasłony zmienić,a co dopiero na balkon, w dodatku pochyły.Z każdymrokiem balkon zapada się coraz bardziej i tylko patrzeć,kiedy runie z hukiem w dół.Ale na razie jeszcze wisi,więc Wiesiek łap za miednicę z praniem i do dzieła.Tylko migiem, bo następne zadanie już się nudzi, czekającod świtu w kolejce.Ledwo Wiesiek uspokoi roztrzęsio138ne spacerem w chmurach kolana, już musi pędzić doSwoszowic po kozie mleko.%7łona innego nie pije; pokrowim ma zgagę.- Po krowim mam zgagę - powtarza dziewiętnastyraz, ostentacyjnie siorbiąc uspokajające krople z walerianą.- Dlatego jedz już, Wiesiek, a nie tak się guz-drasz.Znowu Bednarczyki sprzątną ci sprzed nosa całetrzy litry i będę zmuszona pić krowie.A wiesz, co tooznacza? - Wiesiek wie, ale żona i tak mu przypomni.- Zgaga murowana.- O rozczarowaniu nie mówiąc, boto dopada Halinę każdego dnia niezależnie od Wieśko-wych starań.- Już idę, idę - uspokaja ją mąż, rozglądając się za łubianką na truskawki.Po drodze kupiłby ze dwa kilodukatów, to zawiezie córce.I przy okazji zje kilka sztuk,bo przy Halinie nie wypada; ma alergię na truskawkii od samego patrzenia swędzi ją skóra na łokciach.- Chleb też wez w Swoszowicach, jaja od baby i koniecznie krzyżówki.Pamiętasz?- I koniecznie krzyżówki, pamiętam.Jolki też?- Mówiłam, że jolki kupię przy Hali Grzegórzeckiej.Jak ty nic nie słuchasz, Wiesiek, zupełnie nic - zamartwia się Halina, popijając herbatą rooibos trzeciapap.Po niedzieli zawsze ma migreny.Może dlatego, żew poniedziałek trzeba wziąć się w garść i żyć.A przynajmniej sprawiać takie wrażenie przed sąsiadamiz przeciwka.- Słucham, słucham.Kupię kozie, chleb staropolski,jaja od baby i krzyżówki, żadnych jolek.Coś jeszcze?- Jak sobie przypomnę, to ci powiem.- To idę.139- Au revoir - odpowiada płaczliwym głosem Halina, sięgając po obrazek Tadeusza Judy.Tego od dawnoprzegranych spraw i wyblakłych marzeń.Wiesiek tymczasem odpala swojego sfatygowanegomalucha w kolorze rdzy.Próba druga, dziewiąta, jedenasta.Nic, może zaskoczy wieczorem, a na razie - niezawodny składak.I dawaj, w stronę Zakopianki.Trzyuliczki, skrót przez tory.Kiedyś toby się Wiesiek krył,strwożony wypatrywał SOK-istów, ale dziś? Mógłby spacerować dziesięć metrów przed pędzącym pociągiem i nic.%7ładnej kary, nawet upomnienia, bo podobno emerytomi rencistom już wolno. Tylko patrzeć, jak będą mogliprzechodzić Aleje Mickiewicza na czerwonym" - mruczyWiesiek, całkiem zapominając, że i on jest emerytem.Jużod dwóch lat.Z początku to sobie nie mógł znalezć miejsca.Zupełnie.Kręcił się po różowym pokoju, przeszkadzając Halinie w porannym handelku ze świętymi.Spacerował w kółko po miniaturowej jadalni, analizująckażdą roztrwonioną godzinę.Zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby przed laty skoczył przez odpowiedni płot, gdyby nie dał się zastraszyć i nie utknął zachybotliwym biurkiem z okleiną w kolorze lipy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]