[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzadko kiedy zajrzy domnie któryś z dawnych urzędników.Jedynie kochanyFranciszek pamięta o staruszce.I sam przychodzi,, gdy czegoś potrzebuję, to wystarczy doniego zatelefonować.Co prawda teraz nie mamy telefonu Czyto byle urzędniczkowi magistratu potrzebny telefon? Albotakiej, co w barze nalewa mleko gościom? Niedaleko jestautomat i stamtąd zwykle dzwonię do Franciszka Wczoraj był umnie ten poczciwina.Obiecał te nieszczęsne róże podciąć wprzyszłym tygodniu.- Franciszek pytał o klucze?- Tak.Trochę kluczył jak zając.Najpierw wspominał męża, adopiero pózniej zapytał, czy pan prezes zabrał ze sobą klucze,które zawsze nosił na złotym łańcuszku" Powiedziałam, że nie iże łańcuszek sprzedałam.To on z kolei zaczął się dopytywać,czy te klucze są w domu i czy ich komuś nie dawałam.Kiedydowiedział się, że ich nie ma i nie wiem, co się z nimi stało,Posmutniał i powiedział: szkoda, pani prezesowo, bo tego mitylko brakuje żebym wszystko wiedział".A panu do czego teklucze potrzebne?- Milicja prowadzi dochodzenie w pewnej sprawie Wiemy, żesprawca posługiwał się podobnymi kluczami.Dlatego wszędzieich szukamy.Czy Franciszek nic pani nie wspominał o banku?- Nie interesuję się bankiem.Co to dziś za bank? Zwykłyurząd.- To byłoby chyba wszystko, czego chciałem się dowiedziećod szanownej pani - kapitan podniósł się z krzesła.- Uspokoił mnie pan.Już się obawiałam, że coś nowego znajmłodszą latoroślą.- O kim pani mówi?- Nie wie pan? O Cześku.Sądziłam, że znowu coś zbroił imilicja po niego przyszła.Nawet dziecka nie umieli wychować.Kapitan ukłonił się starszej pani, szarmancko pocałowałpodaną mu rękę i za chwilę znalazł się na ulicy.Dwie wiadomości były ciekawe.Pierwsza, że klucze zostały wWarszawie.Potulicki zginął w Lublinie, klucze aż do powstania,jak twierdzi jego żona, znajdowały się na %7łoliborzu.Co się znimi pózniej stało? Może leżą w jakimś zakamarkuzrujnowanego domu? Może posiadł je złodziej? Ale jakimsposobem? Czy nie za pośrednictwem młodego Potulickiego,który, sądząc z odezwań starszej damy, miał już kontakty zeświatem przestępczym i konflikty z milicją.Kapitan postanowiłdowiedzieć się czegoś więcej o młodym człowieku.Najbardziej jednak sensacyjną nowiną było, że stary woznyFranciszek również poszukuje kluczy.Czyżby coś wiedział lubkogoś podejrzewał? A może stara się kogoś kryć i celowoutrudnia pracę milicji tak, jak świadomie ukrył, że wydziałksięgowości pracował w godzinach nadliczbowych w dniukradzieży?Na żadne z tych pytań oficer milicji nie umiał daćodpowiedzi.Niemniej trafił na nowy trop.Czy doprowadzi ondo wyjaśnienia tajemnicy zaginięcia 10 000 000 złotych zzamkniętego i pilnie strzeżonego skarbca bankowego?Tymczasem porucznik Roman Widera uganiał się za innymkompletem kluczy.Nie pozostało nawet najmniejszego śladupo domu przy ulicy Focha dzisiaj zmienionej na ulicę Moliera.Nie pozostało również żadnego znaku ze słynnej restauracjiLangnera, mieszczącej się tutaj na parterze, i po ArturzeZliwowskim oraz innych mieszkańcach starej warszawskiejkamienicy.W tym miejscu stał niewykończony biurowiec zczerwonej cegły, z podcieniami w stylu niesławnej pamięciMDM.Nie było tu nawet nikogo, kogo można było zapytać olosy ludzi, mieszkających niegdyś w tej okolicy, a równieżwydział ewidencji ludności nie miał żadnych danych o osobieArtura Zliwowskiego - posiadacza trzeciego kompletu kluczy.Porucznik był uparty.Nie dawał za wygraną.Pojechał dodyrekcji telefonów.Tam otrzymał do wglądu stare przedwo-jenne książki telefoniczne.Po długim wertowaniu udało musię znalezć kilka nazwisk ludzi, którzy mieszkali i mieli telefonyprzy ulicy Focha i przy sąsiedniej, Trębackiej.Ze spisem tychnazwisk Widera ponownie odwiedził wydział ewidencjiludności.Teraz poszło mu lepiej, gdyż udało mu się ustalić, żeżyje i mieszka w Warszawie wdowa po właścicielu wielkiegoantykwariatu, dawniej mieszczącego się na rogu Trębackiej iKrakowskiego Przedmieścia, w domu, gdzie dzisiaj znajduje sięProkuratura Generalna.Sam właściciel antykwariatu mieszkałw budynku sąsiadującym z mieszkaniem Zliwowskiego.Pouzyskaniu aktualnego adresuwdowy porucznik udał się na ulicę Sewerynów.Miła, starsza pani nie skąpiła informacji.Pamiętała i znałaArtura Zliwowskiego i jego całą rodzinę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]