[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grunt, żeby pomóc Zenkowi wylezć z błota, w które się pakuje.Biedny chłopak.A jego matka.- Ale może jak ukochany kajak do niego wróci, to coś się w nim zmieni?Szef rozdzielił banknoty:- Chyba tak.No, niech będzie.Składamy się po połowie na Zenka.Za rokprzypłyniemy zobaczyć, czy nie wyrzuciliśmy pieniędzy za burtę.- Ruszmy się! Jacek, sklarujmy jacht, bo coś twojej siostrzyczki nie widać! - wstałemz burty.- A potem za okonie! I nie krzyw się, pomogę ci.W dwa noże pójdzie szybciej! No,już mi ślinka leci na samą myśl o chrupiącej skórce okonia!Ledwo zdążyliśmy uporać się z grotem, gdy nadbiegła Zośka:- Panie Pawle, panie Pawle! - wołała z daleka.- Niech pan pozwoli na chwilę!Uśmiechnąłem się:- Możesz mówić tutaj.Pan Samochodzik nie byłby sobą, gdyby już dawno nierozszyfrował naszej tajemnicy! Podziękuj wujkowi, bo nie wahał się narazić na katar,towarzysząc ci w nocnych czuwaniach nad Trollem i jego cierpiącym na bezsennośćkapitanem!- A psik! - kichnął przytakując mi szef.- Ojejku! Też mi! - Zośka z rozpędu łomotnęła o podłogę kokpitu.- Starsi panowiesobie żartują, a tu sprawa tak się ma, że chyba nie na darmo ślęczałem nad legowiskiem Trolla zamiast rozejrzeć się za jakimś sympatycznym żeglarzem.- Zwłaszcza dobrze zbudowanym, opalonym na Murzyna i ganiającym na katamaranieTornado - Jacek nie omieszkał wykazać się dobrą orientacją w skrytych marzeniach siostry.Tylko pogroziła mu pięścią.- Daj spokój! I słuchajcie uważnie.- Słuchamy! - zawołaliśmy zgodnie.- Gdy tak czuwałam, zwłaszcza wtedy, jak zalecił mi pan Paweł, gdy jacht wypływał,zwróciłam uwagą.to znaczy po pewnym czasie.na dziwne drewienko.Tu jest wzdłużnabrzeża lekki prąd i wszystkie śmiecie, co brudasy wyrzucą z jachtów, płyną sobiepowolutku.A to drewienko stało w miejscu.Złapałem się za głowę, a potem uchwyciłem, nie bardzo wiedząc co robię, dziewczynęza ręce:- Zośka! Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej o tym drewienku?Pan Tomasz westchnął głęboko i zrobił ruch, jakby się łapał za serce:- Jedyna córko mej jedynej siostry!.Jacek patrzył to na jednego, to na drugiego ze zdumieniem, a na Zośkę, na wszelkiwypadek, z politowaniem.- Nie rozumiem.Machnąłem ręką:- Co tu rozumieć? Jeśli zwykłe śmiecie spływają z prądem, a tylko jedno drewienkonie, to znaczy, że jest - zacząłem sylabizować - nie-zwy-kłe! A co mogło być nie-zwy-kłe-gona Trollu ?- Sonar! - odciął się Jacek, ale było widać, że już łapie, o co chodzi i, tak jak panaTomasza i mnie, ogarnia go rozpacz.- Skarb Hasan-beja! Ech, Zośka!.Dziewczynie aż łzy pokazały się w oczach, gdy tak ją zaatakowano z trzech stron:- Chciałam się upewnić - wybąkała.- Raz mi się wydawało, że to inne drewienko, razbyła duża fala.- Kęsim, kęsim! - zawołał Jacek.- To chyba jest stosowny tatarski okrzyk na podobneokazje.I muzułmańskie niebo pewno teraz aż drży od takiego zawołania Hasan-beja i jegopotomków!- Przestań się wygłupiać! - krzyknął pan Tomasz, ale zaraz się poprawił: - Albo nieprzestawaj! Lepsze wygłupy niż biadolenia! Możesz też zawyć jak wilk z Popielna, a kto wie,czy ci nie zawtórujemy!- Ułła.- zaczął chłopak, ale zośka położyła mu dłoń na ustach:- Spoko.Rozpętałam tę aferę, wkurzyłam was, a to może nie jest drewienko odskarbu.- Myślisz? - zaciekawiłem się.- A dlaczego?Zośka poprawiła włosy:- Myślę tak, bo skarb czcigodnego Hasan-beja płynie gdzieś teraz na podłej Nimfie ,a drewienko nadal nie chce popłynąć.Przed chwilą sprawdzałam.Nie może wskazywaćmiejsca ukrycia skarbu, skoro go tam nie ma!- A jeśli Batura polubił jego towarzystwo? - zaśmiał się Jacek.- Nie posądzam go coprawda o sentymentalizm, ale to maleństwo było przez jakiś czas strażnikiem jego łupu.- Piegus też był - mruknąłem.I nagle poczułem zimny dreszcz przebiegający plecy:- Skarbu nie ma.A drewienko i piegowaty nadal go pilnują
[ Pobierz całość w formacie PDF ]