[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zauważyłam, że woda w basenie zapomocą automatycznych urządzeń jest stale zmieniana, choćnikt z mieszkańców tego domu chyba od dawna nie korzystał zkąpieli.Mimo to pośród dziko rosnącej trawy były markizy, awygięty łuk trampoliny świadczył o sportowych upodobaniachgospodarzy.Jak stwierdziłam - organizm mój stanowczodomagał się wytchnienia.Z poczucia obowiązku dotąd jeszczenie wychodziłam na miasto, ani razu też nie byłam nad mo-rzem, choć szum fal wieczorami, kiedy cały dom pogrążony byłwe śnie, docierał do mojego pokoju.Praca w laboratoriumpoczątkowo zabierała mi kilka godzin dziennie, potem, kiedySvenson wyjeżdżał, czułam się dziwnie związana z tą samotnąkobietą, która niezmiennie w czasie nieobecności mężasiadywała przy oknie i spędzała tam cały czas do jego powrotu.Zdawało mi się, że powinnam nad nią czuwać, choć takiegopolecenia nie otrzymałam i prawdopodobnie w żaden sposóbnie mogłabym jej przyjść z pomocą, gdyby zaszła taka potrzeba.Jednak okno pokoju pani Svenson w sposób magnetycznyprzyciągało mój wzrok.Widok prawie zawsze był taki sam:pochylona głowa rysowała się za firanką, przygarbione plecynosiły piętno znużenia.Siedziała, podpierając się na ręce,godzinami, czasami tylko zmieniała układ rąk albo naglewstawała, ale zaraz potem opadała na fotel.Oczywiste było, żenic ją nie obchodzi otaczający świat.Takie obserwacje chorej kobiety z natury rzeczy nie mogłynapawać optymizmem, więc też dla odprężenia, z uczuciemfizycznej radości, wskoczyłam do basenu.Przepłynęłam gokilkakrotnie wzdłuż i wszerz, czując ulgę po tych dniachintensywnej pracy, pełnej napięcia nerwowego, dniach, którebyły bądz co bądz sprawdzianem moich umiejętnościzawodowych.Ileż razy przecież z trudem musiałampowstrzymać drżenie rąk, aby nie przedawkować któregoś zeskładników lekarstw o bardzo silnym działaniu toksycznym.Byłam całkowicie odpowiedzialna za to kruche, wiszące nawątłej nici życie ludzkie. Nie, jednak atmosfera tego domu nie wpływa dodatnio namoje nerwy - pomyślałam otrząsając się z resztek wody natrawie.- Nie wiedziałem, że piękne nimfy nawiedziły RóżaneKrzewy - odezwał się nagle za mną wesoły, silny głos męski.Oparty o drzewo, stał ciemnowłosy mężczyzna, patrząc zuśmiechem w moją stronę.- Domyślam się co prawda, że topani jest tym aniołem opatrznościowym tego domu.Przypuszczam też, że będziemy się często widywać.StevenMaxwell - do usług. No, na brak urodziwych mężczyzn jakoś nie mogę sięuskarżać w tym domu - przemknęła mi myśl, kiedypodawałam mokrą jeszcze rękę nowemu znajomemu, Maxwellbył bowiem typem sportowca o muskularnych ramionach, aponadto twarzą szczerą i otwartą, o regularnych rysach budziłmimowolne zaufanie.- Słyszałem od Olafa, że jest pani tytanem pracy i arcy-mistrzem od maści, pigułek i innych trucizn.W ogóle samesuperlatywy - mówił dalej, rozciągając się bez skrępowaniaobok mnie na trawie.W przeciwieństwie do Svensona, którybył okazem neurastenika, promieniowało od niego zadowoleniez życia, wywołane zapewne dobrym zdrowiem i pogodnymusposobieniem.Na tle tego samotnego, przez nikogo nieodwiedzanego domu, przesiąkniętego smutkiem, graniczącymniemal z beznadziejnością, wydał mi się wprost niezwykłymzjawiskiem.Przez cały czas mojego pobytu w RóżanychKrzewach , choć nie trwał jeszcze długo, tak dalece odwykłamod widoku normalnego człowieka, że poczułam radość z faktu,że Maxwell jest taki, jaki jest: wesoły, zdrowy, ulepiony zezwykłej gliny.Dotąd wydawało mi się, że jestem tu zupełniesama, bo niemej, bezszelestnie poruszającej się gospodyni,która zresztą zadziwiająco sprawnie zarządzała całym domem,nie mogłam brać pod uwagę.- Cieszę się, że moja praca znalazła uznanie w oczach panaSvensona - odpowiedziałam, wcielając się od razu w rolęanioła opatrznościowego za tysiąc dolarów uposażeniamiesięcznie.- Znalazła, i to duże - podchwycił z uśmiechem Maxwell.-Pani wie, Olaf znajdował się już na skraju wyczerpanianerwowego.Ale, na litość Boską, niech się pani nie zamęcza,niech pani żyje jak każda młoda, ładna dziewczyna.Przecieżnie można pani tu więzić.Czuję, że będę musiał któregoświeczoru porwać panią na dancing do Brownsville, o ilenaturalnie nadobna miss pozwoli.- I o ile pozwoli pani Maxwell - podchwyciłam zaczepnie.- Brawo, świetnie, oto celny strzał w kierunku ustaleniamego stanu cywilnego - Steven roześmiał się pełną piersią.-Otóż pani Maxwell jak dotąd nie istnieje, mam trzydzieścisiedem lat i jestem starym kawalerem.No, ale cóż zrobić.Wszystkie kobiety, którymi interesowałem się, dały mi kosza.Ale ja jestem nieustraszony, niczym się nie zrażam i próbujędalej.Jeżeli jednak oświadczę się pani i także zostanęodrzucony, to nie wiem, czy to przeżyję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]