[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem wracał na plebanię i do krwi siębiczował.W najbliższą sobotę przeżywał radośd z prawdziwego nawrócenia.Obaj księża byli złączeni cudownym wprost braterstwem serc.Wspólnieodmawiali brewiarz, wspólnie odwiedzali chorych, a także wspólnie odbywali krótkieprzechadzki, w czasie, których ksiądz wikary często prosił swego proboszcza o radę wtrudnych sprawach duszpasterskich.Ksiądz Balley stwierdzał, bez cienia jednak zazdrości,wzrastającą w parafii popularnośd młodego księdza.Kiedy widział, że jego konfesjonałjest coraz mniej uczęszczany, a przeciwnie, konfesjonał księdza wikarego jest obleganyprzez coraz liczniejszą rzeszę penitentów, z całą szczerością powtarzał słowa PoprzednikaChrystusowego:.Liczył wtedy sześddziesiąt trzylata.Czuł, że siły coraz bardziej go opuszczają.Był jednak szczęśliwy, że ma tak cennegopomocnika.Ciężar lat oraz trudne przeżycia z okresu Terroru coraz bardziej dawały znad osobie.Pomimo to nie przestawał za parafię modlid się i pokutowad.Podobnie jak ksiądzVianney, on także się umartwiał, tak, że poczciwa kucharka była wprost zrozpaczona, gdyten sam kawałek pieczeni pojawiał się stale na stole, aż sczerniał.Często żaliła się przedwdową Bibost, która z kolei pocieszała ją mówiąc: Jest pani na usługach dwóchświętych, i na to pani nic nie poradzi.%7łyją oni bardziej łaską Bożą niż twoim jadłem. Wtakim razie powinni wziąd sobie anioła do pro wadzenia gospodarstwa! wzdychałapoczciwa kobieta.Obaj księża wyprzedzali się także w pełnieniu uczynków miłosierdzia.Poboryproboszcza były tak skromne, że nie wystarczyłyby na utrzymanie domu, gdybyparafianie po kryjomu nie dostarczali kucharce różnych wiktuałów.Gdy jednak ksiądzproboszcz dojrzał jakieś zapasy w spiżarni, zaraz rozdawał je ubogim.Ksiądz zaś wikaryrozdawał całą swoją pensję, do ostatniego grosza.Pozbywał się nawet bielizny i ubrania.Pewnego dnia ksiądz Balley dojrzawszy wystające spod sutanny postrzępionenogawki spodni księdza wikarego, udał się do Lyonu, gdzie miał kilku bardzo ofiarnychprzyjaciół.Było to w Adwencie.Na Boże Narodzenie zdumionemu księdzu Vianneyowisprezentował nowe spodnie: To jest podarunek do mego starego przyjaciela, pana65Jaricot, fabrykanta jedwabi w Lyonie rzekł uśmiechając się. Po Nowym Roku musiszkoniecznie pójśd i osobiście mu podziękowad.Ksiądz Jan-Maria przyjął podarunek z oporami, schował do szafy i w dalszym ciąguchodził w swoich postrzępionych spodniach.O wiele bardziej był zadowolony zwłosiennicy, którą mu przyniosła Kolumbina Bibost od matki.Włożył ją zaraz i robiłwrażenie, jakby się w niej czuł doskonale.W kilka tygodni po Nowym Roku ksiądz Balley przypomniał wikaremu, że ma pójśddo Lyonu i podziękowad swemu dobroczyocy. A przede wszystkim nie zapomnij ubradnowych spodni nalegał.Ksiądz Vianney z ciężkim sercem posłuchał i mimo mrozu iśniegu udał się do miasta nad Rodanem.Pan Jaricot przyjął go niezwykle serdecznie imając tego dnia paru zaproszonych gości, po prostu zniewolił młodego księdza do zajęciamiejsca przy stole.Ksiądz wikary usiadł obok córki fabrykanta, Pauliny Jaricot.Młoda dziewczyna zzapałem opowiadała o swojej podróży do Rzymu.Z początku Vianney słuchał jej zroztargnieniem, lecz gdy zaczęła opowiadad o wykopaliskach prowadzonych wkatakumbach, zapomniał o swojej nieśmiałości i bardzo się nimi zainteresował.Ostatniow katakumbach świętej Pryscylli odkryto grób młodej dziewczyny, prawdopodobniezmarłej za wiarę.Wskazują na to palma i strzała, wyryte na kamiennej płycie.CałeWieczne Miasto czci ją, jako świętą. A jak się ona nazywa? zapytał kapłan. Napłycie nagrobkowej są wypisane słowa: Filomena, pax tecum. Filomena powtórzył zamyślony ksiądz Vianney.Wracając do Ecully, bezprzerwy powtarzał imię młodej dziewicy, które, jak mu się zdawało, rozpalało w jegosercu jakieś szczególne światło.W pewnej chwili na drodze został zaczepiony przeztrzęsącego się z zimna żebraka w łachmanach.Ksiądz wikary na próżno szukał grosza wkieszeni. Nic ci dad nie mogę, mój przyjacielu rzekł zawstydzony. Ksiądz ma ciepłeubranie, a ja umieram z zimna jęczał starzec. Przecież nie oddam ci sutanny westchnął kapłan. Nagle promyk radości przemknął po wychudłej jego twarzy.Mojespodnie.Tak jest, mogę się z tobą zamienid na spodnie. Zechce ksiądz? Tak jest.Odejdzmy trochę na bok, w krzaki.Zamiana doszła do skutku, i dziadodszedł bardzo zadowolony. No, jak tam te twoje nowe spodnie? zapytał ksiądzBalley
[ Pobierz całość w formacie PDF ]