[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pogadam z kumplem odpowiedziałem dyplomatycznie. Jasne Julio zgasił cygaro i wskoczył na swoją koję.Spało mi się bardzo dobrze.Obudził mnie stuk burty Diabolo o coś,podejrzewałem, że o inny statek.Leżałem z zamkniętymi oczyma iwsłuchiwałem się w dobiegające mnie dzwięki.Na Diabolo panowałaabsolutna cisza, nie licząc dzwięków pracujących maszyn. Uwaga! Pobudka, zbiórka w mesie za kwadrans! usłyszałem zgłośnika głos Danielle.Leniwie przeciągnąłem się i wstałem.Okazało się, że Julio już nie spał oddawna.Leżał na posłaniu ubrany, ogolony, a teraz przyglądał sięprzyklejonemu do sufitu schematowi Wilhelma Gustloffa. Chyba nastał dzień ostatecznego rozrachunku powiedziałpstrykając palcem w rysunek. Spakowałeś się? zapytałem. Nie mam nic, z czym nie potrafiłbym się rozstać w pięć sekund odpowiedział Julio. Nieprzywiązywanie się do rzeczy to zasady hinduizmui rzemiosła szpiegowskiego.Szybko wziąłem prysznic, ubrałem się i poszliśmy z Juliem do mesy.Czekał tam na nas obfity, ale lekki obiad złożony z chudych mięs, sałatek isurówek.Do tego do picia podano soki i kawę.Jedliśmy w milczeniu.Każdychyba trawił wydarzenia ostatnich dni.Wtem otworzyły się drzwi i weszłaDanielle.Wyglądała oszałamiająco pięknie w obcisłym kombinezonie donurkowania.Obok niej stal facet, którego podobno okradłem z milionadolarów.Rano, przy śniadaniu dowiedzieliśmy się, że Rosjanie nagle wyjechali wśrodku nocy.Olbrzym objadał się, jakby cały dzień czekała go głodówka.Widząc moje krytyczne spojrzenie, przełknął potężny kęs jajecznicy i odezwałsię. Panie Tomaszu, takie śniadanie mamy wliczone w cenę pokoju.Niech pan spojrzy, ilu tu siedzi gości? Jesteśmy prawie sami, a kto zje tyleżarcia.Zresztą cały dzień pewnie spędzimy wokół tych baterii Adolfa. A skąd wiesz, że one jeszcze istnieją? Ha, nie docenia mnie pan Olbrzym żartobliwie pogroził mipalcem. Zadzwoniłem na Hel i szukałem jakiegoś przewodnika.Mają tamtylko jednego emerytowanego komandora.Zapytałem go, czy wie, gdzie tocudo stoi, a on od razu, że nawet mnie tam zaprowadzi. Zwietnie z zadowoleniem zatarłem ręce.Po posiłku wsiedliśmy do Rosynanta i wyjechaliśmy z podjazduhotelowego w lewo, na wschód, w stronę Helu.Prawie za tablicą oznaczającąkoniec miejscowości Jurata ujrzeliśmy duży asfaltowy plac przypominającykształtem pętlę autobusową.W lesie, wśród sosen ukrywały się, jakby niecospeszone swoją obecnością w tak uroczym zakątku, betonowe słupkipołączone drutem kolczastym. Co? Przenieśli tu mur berliński? dziwił się Olbrzym. Do niedawna końcówka Półwyspu Helskiego była wielką baząMarynarki Wojennej, gdzie nie każdy miał wstęp opowiadałem. Trzebabyło mieć przepustkę, żeby jechać dalej.Ten płot to nic innego jak ogrodzeniespecjalnego ośrodka wypoczynku, gdzie od czasu do czasu odpoczywaprezydent Aleksander Kwaśniewski.Zobacz, że tu wszędzie jest zakazzatrzymywania się.Słyszałem, że nawet ci, którzy stanęli za potrzebą musielipłacić mandat.Przed samym Helem zobaczysz to samo: placyk i wartownie.Tak jak zapowiadałem, nim dojechaliśmy do miasteczka, zobaczyliśmydawne wojskowe budynki, obecnie zagospodarowane przez harcerzy.Przejechaliśmy przez przejazd kolejowy i minęliśmy ukryte w lesie po prawejstronie, obok dworca, setki mieszkalnych wagonów kolejowych.To byłapamiątka po kolejarskich wczasach.Pracownicy PKP przyjeżdżali na Hel imieszkali w domkach na torach.Z ulicy Dworcowej skręciliśmy w lewo wulicę Przybyszewskiego.Stały przy niej szare bloki z betonowych cegieł,jeszcze przedwojenne, i w specyficznej odmianie koloru pomarańczowego,już powojenne.Przy budynku kina, tuż obok bramy zamykającej wjazd nateren jednostki wojskowej, stał szczupły mężczyzna w marynarskimmundurze z dystynkcjami komandora.Starszy pan, mimo siedemdziesięciulat, miał bystre spojrzenie i wesołe ogniki w oczach. Komandor Hael przedstawił się. Podobno po duńsku oznaczato słowo Hak , tak jak nazywany jest Półwysep Helski. Czyli właściwy człowiek na właściwym miejscu zażartowałOlbrzym. Panowie tu poczekają, a ja pójdę po materiały rzekł komandor.Potruchtał do pobliskiego bloku.Leniwie przeciągnąłem się.Olbrzymnerwowo zapalił papierosa. Jakoś pan podchodzi do tej wyprawy bez entuzjazmu zauważył. Ależ skąd zaprzeczyłem to bardzo pożyteczna wycieczka. Jednak pan uwierzył w Bursztynową Komnatę! ucieszył się.Nie odpowiedziałem, bo już nadchodził komandor i uważnie rozglądał siędookoła.Nasz przewodnik rozwiesił na drzewie mapę półwyspu zzaznaczonymi ruchami wojsk, okrętów, polami ostrzału.Na trawie postawiłwypchaną papierami skórzaną teczkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]