[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I z tego, co zobaczył -utalentowaną.Studiowała postać ludzką bardziej krytycznie niżprzeciętna panna.Poza tym zaczął czuć do niej dziwny i nietypowy pociąg, aobiecał ciotce, że będzie zachowywał się przyzwoicie - co w jego131RSpojęciu oznaczało, że to Caroline musi uczynić pierwszy krok.Spuściłoczy i popatrzył na nią spod rzęs.- Zawsze się zastanawiałam, dlaczego kobiety zachęca się dopokazywania ramion i dekoltów, a od mężczyzn oczekuje sięzasłaniania każdego kawałeczka ciała ubraniem.- Naprawdę? - zapytał, studiując szczery, zaciekawiony wyrazjej pięknych oczu.- Kobiety są do podziwiania, mężczyzni natomiastdo robienia zakupów i płacenia za nie.Powoli wyciągnęła rękę i powiodła palcem po zewnętrznejstronie jego dłoni, nadgarstku i przedramieniu, aż do łokcia.- Przypuszczam, że ma pan słuszność - powiedziała.- Leczodkryłam właśnie, że można więcej powiedzieć na temat zagadkinadmiernie odkrytej powierzchni skóry.Nie wiedział, co ma o tym myśleć, ale nie zamierzał się spierać.Nie wtedy, kiedy lekki dotyk jej palców na skórze wywołał szybszekrążenie krwi w jego żyłach.Przez krótką chwilę pomyślał, ktokogo jest tutaj zdolny uwieść, lecz jedno spojrzenie na wyraz twarzyzdradzający jej zaprzątnięty jedną myślą umysł dało odpowiedz na topytanie.W tej chwili istniała tylko jego ręka - mięśnie i ścięgna.- Co pani o tym myśli? - zapytał wreszcie.Caroline zamrugała.- To jest.Ma pan ładne przedramię - wybąkała w końcu iwycofała się.Próbując odzyskać lekkość i swobodę, podchwycił tę uwagę.- Aadne? - powtórzył, kręcąc ręką we wszystkie strony.- Adlaczego nie kształtne" albo muskularne"?132RSPrychnęła.Dzwięczała w tych słowach delikatna nuta kiepskozamaskowanego humoru, do którego w ciągu paru ostatnich dnimusiała się dostroić.- Owszem, jest kształtne - poprawiła się.- Przypuszczam też, żejest dosyć muskularne, chociaż zbyt wiele mięśni w przedramieniuchyba nie wygląda dobrze.Mężczyzna powinien mieć przedewszystkim umięśnione ramiona, prawda? No i uda, do konnej jazdy.Zachary podniósł brew.- Ach, tak.Według opinii pani moje przedramię jest za chude!- Ależ nie! Ja.- Nie pozwolę, by pani ubliżała reszcie mojego ciała - przerwał,rozpinając kamizelkę.Opuściło go rozbawienie, był także daleki odpróby uwiedzenia.Urażony w dumie odruchowo jął bronić swojejmęskości i jurności.- Wielkie nieba! Proszę nie.- Nie chce pani się przekonać, czy te przypuszczenia sąprawdziwe? A jeśli moje ramiona są w gorszym stanie niżprzedramiona? Bez wątpienia będzie pani musiała znalezć sobie kogośinnego do malowania.- %7łartuje pan sobie ze mnie, Zachary - oświadczyła, cała wpąsach.- Niech pan usiądzie spokojnie i pozwoli mi rysować.- Ale powiedziała mi pani, że nie muszę siedzieć bez ruchu.Próbuję tylko pomóc.- Rzucił kamizelkę na marynarkę i zacząłrozplątywać węzeł krawata.Caroline popatrzyła na zegar.133RS- Dobrze więc.W imię sztuki.Znieruchomiał zdumiony.- Naprawdę?- Chyba że się pan obawia, iż pana ramiona nie przejdą tejpróby.Och, tego już za wiele.To on miał sobie żartować.Teraz jednaknie mógł się wycofać.- Powiedziano mi, że jestem dobrze zbudowany, dziękuję.Boksuję i fechtuję.I oczywiście jeżdżę konno.- Szarpał się zkrawatem.Przeklęty Reed.Ten człowiek mógł znalezć zatrudnienieprzy nakładaniu pętli skazańcom.- Pomóc panu? - zapytała, krzyżując ramiona.Oczywiste było,że pomylił się co do CarolineWitfeld.Nie była mdlejącym kwiatem, a jeśli sawantką, totakiego rodzaju, o którym nigdy nie słyszał.Większość tych paniennie umiała rozmawiać z mężczyznami, nie kłócąc się z nimi, a na sampomysł obnażenia się mężczyzny w ich obecności padłaby trupem namiejscu.Tymczasem Caroline nie wyglądała na martwą, ani nawetbliską śmierci.Chwyciła ołówek i szkicownik i poczęła rysować jegozmagania z krawatem.Na dole zamknęły się z hałasem drzwi.Znieruchomiał.- Nikt nam nie przerwie, prawda? - Tylko tego brakowało, żebyktoś z domowników wtargnął tu i zastał go bez koszuli w oknie.Ożeniono by go niechybnie przed zachodem słońca.Jej wzrok powędrował do zegara.- Nie, jeszcze przez dwadzieścia minut.134RS- Skąd pani to wie?Caroline pokręciła nad nim głową.- Boi się pan? To przecież był pana pomysł, milordzie.Zachary.A więc teraz dobrze się bawiła.A on się denerwował.Ostatnimpociągnięciem uwolnił się od krawata i rzucił go na stos piętrzącychsię ubrań.Następnie wyciągnął ze spodni tył koszuli i ściągnął jąprzez głowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]