[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wysoki sądzie przerwał prokurator Szczypiorski wydaje mi się, że obrona swoimi pytaniami niepotrzebnie!przedłuża rozprawę.Oskarżenie nigdy nie twierdziło, że zdjęcieprzedstawia właśnie gabinet Baumvogella, a nie jakiś innypokój w pomieszczeniu gestapo w Bradomsku.To może byćpokój w Piotrkowie lub w Częstochowie, a nawet w Berlinie,gdzie przecież szef gestapo był często wzywany przez swojegoprzyjaciela i protektora Richarda Heydricha.To dla sprawy jestrzeczą obojętną.Najważniejsze natomiast, że na tym zdjęciuwidać oskarżonego w mundurze z odznakamiHauptsturmfhrera SS i że tym człowiekiem jest RichardBaumvogell.Reszta nie ma znaczenia. Moje pytania zmierzają do wykazania, że to zdjęcie nieprzedstawia ani gabinetu Baumvogella w Bradomsku wyjaśnił adwokat ani też samego Baumvogella.Jest poprostu jakąś nieznaną fotografią, która dziwnym trafemzaplątała się w archiwach Głównej Komisji Badania ZbrodniHitlerowskich.Cały akt oskarżenia zbudowany wyłącznie na tejfotografii i na jakże wątpliwych, wysoki sąd to słyszał przedchwilą, konfrontacjach, w ogóle jest bezzasadny. Nie ulega wątpliwości replikował prokurator że osobana zdjęciu i człowiek - siedzący na ławie oskarżenia to ta samapostać.Potwierdziło ten fakt badanie dokonane w Krakowie,właśnie na wniosek obrony.A co do tych, jak obrona mówi,dziwnych konfrontacji, także jest faktem, że na sześćdziesiątosiem osób tylko cztery nie miały pewności, że okazywany imosobnik jest Richardem Baumvogellem. Przeczytałem protokoły tych konfrontacji.Nie zarzucamzłej woli śledztwu.Stwierdzam jednak, że prawie wszystkie teosoby powiedziały to samo, co przed chwileczką świadek MartaJakubiak.Poznawały rzekomego Baumvogella po bliznie ,podkreślam po bliznie.Wszyscy w Bradomsku wiedzieli, żeszef gestapo miał bliznę po ranie odniesionej w walkachwrześniowych.Ta blizna mogła być podobna do znamienia,jakie ma oskarżony.Nikt tej bliznie nie przyglądał się z bliska.Nikt dzisiaj, po czterdziestu latach, nie może twierdzić, żetamten znak jest identyczny ze znamieniem, którym losobdarzył człowieka niesłusznie posadzonego na ławieoskarżonych. Pan mecenas zapomina o dwóch ekspertyzach zauważyłz przekąsem prokurator. Nie zapominam, lecz neguję ich wyniki.Proszę minajpierw dowieść, że nie ma dwóch ludzi o identycznychczaszkach. I czerwonych znamionach na prawym policzku? Tamta blizna, gdyby Baumvogell żył do dnia dzisiejszego, anie spoczywał na berlińskim cmentarzu, byłaby dawno jużniewidoczna. Zarówno oskarżenie, jak i obrona zadecydował prze-wodniczący będą mieli możność wypowiadać swoje argu-menty w dalszym przebiegu procesu.A na razie zamykamdzisiejszą sesję i odraczam rozprawę do jutra.XDzień zagłady Proszę wezwać świadka Henryka Goldsztajna zarządziłprzewodniczący kompletu sędziowskiego po wznowieniurozprawy.Przed sądem stanął szpakowaty mężczyzna w wieku okołopięćdziesięciu lat.Wyjaśnił, że jest z zawodu lekarzem.Mieszkaw Opolu, gdzie jest ordynatorem w jednym z tamtejszychszpitali.Pochodzi z Bradomska.Tam się urodził i tam jegoojciec, Dawid Goldsztajn, był także lekarzem. Po wkroczeniu hitlerowców do Bradomska wyjaśniałświadek początkowo kazano %7łydom nosić opaski z gwiazdąDawida.Często hitlerowcy łapali przechodzących %7łydów i gnaliich do fizycznej pracy.Przy takiej okazji upokarzano tych ludzina różne sposoby.Pewnego razu znalazłem się wśródzłapanych.Miałem wówczas piętnaście lat.Wyładowywaliśmyna rampie kolejowej jakieś skrzynie.Bardzo ciężkie.Pilnującynas żołnierze bili ludzi kolbami, straszyli rozstrzeliwaniem, apo skończonym rozładunku kazali nam się gimnastykować naplacu przed rampą kolejową.Cała gimnastyka polegała napadaniu na rozkaz w błoto i pełzaniu w tym błocie.Pózniejuczono nas piosenki, z której do dzisiaj zapamiętałem słowa.dopiero Hitler złoty, nauczył %7łydków roboty. Były toszykany, ale poważniejszych represji jeszcze nie było.Ojciecpracował jak dawniej w szpitalu i-nawet przyjmował w domuprywatnych pacjentów. W którym roku to było? zapytał prokurator. To był 1939 rok i początek 1940 roku.Ale już wtedy kilkarazy wpadali do willi ojca gestapowcy i pod pozorem rewizji lubbez pozoru, rabowali, co im w ręce wpadło.Między innymizabrali wiele cennych mebli i dywany. Czy to Baumvogell rabował te rzeczy? Widziałem wtedy człowieka z blizną na twarzy, o którympózniej mówiono, że jest szefem gestapo.Zjawił się on wnaszym domu przy pierwszym najściu na ten dom hitlerowców.Wtedy niczego nie zrabowano.Baumvogell przeszedł się popokojach, zamienił kilka słów z ojcem i matką, po czym wraz zeswoim orszakiem opuścił naszą willę.W dwa dni pózniejpodjechała ciężarówka i gestapo zabrało całe umeblowaniegabinetu ojca, meble z salonu i wszystkie dywany.Wywiezionotakże kilka obrazów.Wyłącznie te najcenniejsze, wśród nichbyły między innymi pejzaż Józefa Brandta, jakiś portretmalowany przez Gierymskiego, obrazy Malczewskiego iRapackiego.Zrabowano akwarele Fałata i Nehringa. Ojciec świadka był zamożnym człowiekiem? Tak.Miał prywatną praktykę i otrzymał spory spadek porodzicach. Czy wśród zrabowanych mebli było biurko i fotel zwysokim oparciem oraz mahoniowy stół z trzema fotelamiobitymi skórą? Tak.Mówiono nam, że te meble zdobiły gabinet Baum-vogełla.Co do obrazów, podobno wysłał je w prezencieswojemu protektorowi, Heydrichowi.Pózniej jeszcze kilka-krotnie gestapo odwiedzało naszą willę, która w ten sposóbstawała się coraz przestronniejsza.Wreszcie, kiedy w kwietniuczy też w maju utworzono w Bradomsku Dzielnicę %7łydowskąkazano nam w ciągu godziny opróżnić nasz dom.Wkrótcezamieszkał tam niemiecki starosta.On z kolei naszą willęmeblował rzeczami zrabowanymi u innych %7łydów. Co było dalej? Getto w Bradomsku istniało stosunkowo bardzo krótko.Jego mieszkańców zaczęto wywozić najpierw do Piotrkowa, apózniej do Aodzi.Tam też zabrano moich rodziców i dwiemłodsze siostry.Więcej już ich nigdy nie ujrzałem.Zginęli wkomorach gazowych w Oświęcimiu.Przed likwidacją gettaniemieccy komisaryczni dyrektorzy dwóch fabryk mebliwybrali trzysta osób do roboty w tych fabrykach.Około dwustumężczyzn i sto młodych dziewcząt.Ponieważ byłemwysportowanym i nad wiek wyrośniętym chłopcem, trafiłem dotej grupy.Na terenie fabryk postawiono baraki otoczonedrutem kolczastym.Tam mieszkaliśmy.Co rano pędzono nasdo roboty.%7ływiono nędznie.Zupa z pokrzyw, brukiew i chleb ztrocin.Gdyby nie pomoc polskich robotników, z którymi razempracowaliśmy, nikt by długo nie wyżył.Dzięki jednak takiemudożywianiu, jakoś dotrwaliśmy do jesieni 1942 roku. Do ostatecznej likwidacji %7łydów w Bradomsku? zapytałprokurator. Pracowałem w kotłowni.Byłem pomocnikiem palacza.Pewnego dnia mój przełożony przybiegł do kotłowni i po-wiedział, że gestapo otoczyło całą fabrykę i zabiera wszystkich%7łydów.Wtedy już wiedzieliśmy, co znaczą takie aresztowania ico to jest Oświęcim, Treblinka i inne obozy zagłady.W naszejkotłowni znajdowały się trzy piece.Jeden z nich był zawszenieczynny.Mój palacz kazał mi wejść do paleniska i zamknąłkocioł.Przez trzy dni ukrywałem się w (ten sposób.Wtedytakże dowiedziałem się, że resztę moich towarzyszy wywiezionona znajdujący się nieco za miastem żydowski cmentarz i tamrozstrzelano.Czwartego dnia mój palacz został na nocnązmianę.Po północy wyprowadził mnie z hali fabrycznej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]