[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na lunchu zaśbyli także sąsiedzi z pobliskiego majątku.- Och, do diaska - wymamrotał Daniel pod nosem.Rebeka przełknęła ślinę, doskonale rozumiejąc, co miał na myśli.Cała jadalnia jarzyła się migotliwym blaskiem umieszczonychw kandelabrach świec, który odbijał się w kryształach, srebrachi porcelanie.Na pięciu wysokich, kryształowych kolumienkach po-środku stołu stały naczynia z pięknie ułożonymi bukietami kwiatów.Takie same kwiaty były także w mniejszych wazonach, a przy każ-dym nakryciu umieszczono różę w srebrnym kielichu.Idąc wzdłuż stołu w poszukiwaniu swojego miejsca, Rebeka do-liczyła się przy każdym nakryciu aż sześciu kieliszków i dwunastuwidelców.Dwanaście widelców! O Boże! Jak skomplikowanej ety-kiety należało się spodziewać przy jedzeniu?Rozpoczęli od zup.Do wyboru były rosół z bażanta, grzybowalub bulion.Następnie podano turbota w sosie tatarskim, nerkówkęw winnym sosie, mus z homara, pasztet z gołębi, suflet warzywnyi dziką kaczkę.Rebeka przestała liczyć dania, kiedy podano comberbarani i na tym etapie przestała udawać, że cokolwiek je.Na szczęś-cie zauważyła, że kilka innych pań zrobiło to samo.Chociaż wcześniej denerwowała się, jak sobie poradzi z tak wy-szukanym posiłkiem, Rebeka uznała, że konwersacja przy stole idziejej niezle.Czyniła odpowiednie do sytuacji uwagi na temat pogodyi kolacji, a także planów na nadchodzące święta.Po deserze, na który składały się: ciasto biszkoptowe z sosemwaniliowym, owoce z bitą śmietaną, kremy i inne łakocie, hrabinawdowa wstała.Wszystkie panie zrobiły to samo i wyszły z jadalni,zostawiając mężczyzn, którzy raczyli się brandy i palili cygara.Przez następne pół godziny kobiety rozmawiały w bawialni, pijącherbatę i likiery.Rebeka zastanawiała się, jak ktokolwiek możejeszcze coś pomieścić w żołądku, ponieważ wszystkie panie miały nasobie gorsety i ściśnięte w pasie wieczorowe suknie.- Przydałby się jakiś występ na zakończenie wieczoru - powie-działa hrabina wdowa, kiedy dołączyli do nich panowie.- Kto zagra dla nas na fortepianie? I zaśpiewa? Panno Tremaine?Rebeka poczuła, że oblewa się rumieńcem.Miała nie najgorszygłos, ale onieśmielała ją perspektywa śpiewania przy tylu obcych lu-dziach.Niegrzecznie byłoby jednak odmówić, gdyż tą propozycjąwyróżniono ją spośród innych gości.Kiwnęła więc głową na zgodę.Hrabina wdowa promieniała z zadowolenia.Z walącym sercem Rebeka przeszła przez salon i usiadła przyfortepianie.- Dobrze, zagram, milady.A może lady Marion zaśpiewa?- Nie! - krzyknęło zgodnie kilka osób, a inni zdecydowanie kręciligłowami.Rebekę zaskoczył ten chór przeczących odpowiedzi.Widoczniedało się to zauważyć, bo hrabia, który stał blisko fortepianu, nachyliłsię w jej stronę i szepnął:- Głos mojej kuzynki porównywano do miauczenia kota, któregozbyt długo zostawiono na deszczu.Obawiam się, że gdybyśmypozwolili jej śpiewać, wszystkich rozbolałyby brzuchy.- Nie może być aż tak zle - wyszeptała Rebeka.- Jest jeszcze gorzej.- Hrabia aż się wzdrygnął.- Porównanie dozmokniętego kota to komplement.Lady Marion wyglądała na zdenerwowaną.- Rzeczywiście mam rzadko spotykany głos, ale ma on w sobiecoś klasycznego - oświadczyła.- Klasycznego, Marion? - zapytał hrabia, unosząc brwi.- Oczywiście.I uczciwie was ostrzegam.W tym roku odpo-wiadam za śpiewanie kolęd i spodziewam się w pełni w tym uczest-niczyć.Kilku mężczyzn jęknęło.- Jeśli ty przyłączysz się do śpiewu, obleją nas wiadrami wody -stwierdził jeden z nich.- Albo obrzucą zgniłymi pomidorami - dodał drugi, a kilku in-nych roześmiało się z jego żartu.- Boże Narodzenie to czas radości i braterstwa, kiedy wszyscyświętujemy narodziny naszego Zbawiciela - zdecydowanie powie-działa hrabina wdowa.- Nie sądzę, żeby sąsiedzi mieli rzucać czym-kolwiek w nieszczęsną grupę kolędników, którzy przynoszą wesołąnowinę.- Zrobią tak, jeśli usłyszą śpiew Marion.- I ty, Brutusie.- powiedziała lady Marion z przesadnym wes-tchnieniem, ale zaraz wybuchnęła śmiechem, a wszyscy jej zawtó-rowali.Rebeka zauważyła, że wicehrabia Cranborne przysuwa się dożony i kładzie dłoń na jej ramieniu.Był to prosty gest, który wyrażałmiłość i współczucie.Lady Marion nie ukrywała zadowolenia.Byłooczywiste, że stanowią świetną parę, bardzo mocno ze sobą związanąi namiętną, chociaż na pierwszy rzut oka nie wydawało się, by zbytdobrze do siebie pasowali.Lady Marion była kobietą wielkiej urody i klasy, jak diamentpierwszej wody.Wicehrabia, przysadzisty mężczyzna średniegowzrostu, był po trzydziestce.Wygląd miał sympatyczny, lecz prze-ciętny.Brązowe włosy zaczynały mu się przerzedzać.Patrząc, jakstoją obok siebie, Rebeka przypominała sobie ironiczną prawdę za-wartą w jednym z ulubionych powiedzeń jej matki: trzeba znalezćdrugą połówkę jabłka.Bo kiedy Bóg powoływał ludzi do życia, jużłączył ich w pary.Posmutniała na wspomnienie, że mężczyzna, którego uważała zaswoją parę, odszedł na zawsze.Z upływem czasu nauczyła się akcep-tować nieodwołalność śmierci Philipa, ale pamięć tej straty stała sięczęścią jej samej.Spojrzała na hrabiego i zadała sobie pytanie, czy on podobniepodchodził do śmierci swojej żony.- Charlotte zaśpiewa.Ma czarujący głos - zaproponowała ladyMarion.Lady Charlotte, która siedziała na krześle tuż przy fortepianie,oblała się tak czerwonym rumieńcem, że Rebeka była prawie pewna,że odmówi.- Potrzebny będzie ktoś, kto zaśpiewa ze mną - odezwała sięw końcu lady Charlotte i stanęła koło Rebeki.- Cameron?Hrabia wolno pokręcił głową- Duet jest dla mnie stanowczo zbyt ambitny.Nie będę w stanieodpowiednio się wywiązać.Rebeka zwróciła się do swego brata.- Daniel? Ty pięknie śpiewasz.Może będziesz towarzyszył ladyCharlotte?Daniel posłusznie podszedł do fortepianu.Rebeka uważnieprzejrzała z nimi nuty i ostatecznie uzgodnili, co będą śpiewać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]