[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myśl o ranach przypomniała mu o odrąbanej ręce, która spoczywała na ziemi tuż obok.Wyglądała jak wielka gałąz pokryta twardymi, zimnymi płytkami.Arlen podniósł ją iobejrzał.Wreszcie mam jakieś trofeum, pomyślał, siląc się na odwagę, choć na widok zakrzepłejkrwi na czarnych pazurach przeszły go dreszcze.Wtedy dosięgły go promienie słońca, którego krawędz wynurzała się zza horyzontu.Rękademona zaczęła skwierczeć i dymić, strzelając niczym mokra kłoda wrzucona w ognisko.Niespodziewanie zapłonęła i przestraszony Arlen upuścił ją na ziemię.W zafascynowaniuprzyglądał się płomieniom podsycanym przez coraz intensywniejszy blask, aż w końcu z rękipotwora pozostał jedynie sczerniały strzęp.Z zawziętością odkopnął go w pył. * * *Arlen znalazł gałąz, na której mógł się podpierać podczas mozolnej wędrówki.Doskonalewiedział, ile miał szczęścia.Nie można było polegać na runach rytych w ziemi, sam Ragen otym wspominał.A gdyby zatarł je wiatr, jak przestrzegał ojciec?Stwórco, a gdyby spadł deszcz? Ile nocy zdołam w ten sposób przetrwać?Chłopiec nie miał pojęcia, co go czekało za następnym wzgórzem, a co gorsza, nic niewskazywało, by na drodze do Wolnych Miast znajdowały się jakiekolwiek ludzkie osiedla.Od samych Wolnych Miast dzieliły go zaś tygodnie wędrówki.W jego oczach zbierały się łzy.Syknąwszy ze złości, wytarł je gwałtownym gestem.ToJeph zwykł ulegać przerażeniu, nie on.On już wiedział, że ta strategia nie przynosirezultatów. Nie boję się  powiedział głośno. Nic a nic.I ruszył w dalszą drogę, dobrze wiedząc, że sam siebie oszukuje.Około południa odnalazł wartki strumień z kamienistym dnem.Pochylił się, byzaczerpnąć w dłonie czystej, chłodnej wody.Plecy znów zapłonęły.W żaden sposób nie zajął się ranami.Może i nie potrafił zszyć ich tak dobrze jak Coline,ale wtedy przypomniały mu się słowa powtarzane przez mamę za każdym razem, gdy wracałdo domu z zadrapaniami lub obtarciami: najpierw należy obmyć pokaleczone miejsca.Tył koszuli był poszarpany i sztywny od zakrzepniętej krwi.Zanurzył ją w wodzie iobserwował, jak brud i krew spływają wraz z nurtem.Rozłożył ubrania na kamieniach, bywyschły, a potem sam wszedł do strumienia.W pierwszej chwili aż zadrżał z bólu, ale wkrótce zimno przyniosło ulgę.Obmył plecynajlepiej jak umiał, delikatnie opłukując piekące rany aż do chwili, gdy ból stał się nie dozniesienia.Drżąc, wyszedł na brzeg i zaległ na kamieniach przy ubraniu.Zerwał się gwałtownie z głębokiego snu wiele godzin pózniej.Zaklął siarczyście nawidok słońca, które przemierzyło już znaczną część nieba.Mógł jeszcze pokonać nieco drogi,ale wiedział, że marsz stanowiłby ryzyko graniczące z głupotą.O wiele mądrzejszympomysłem było wykorzystanie pozostałego czasu na przygotowywanie obrony.Nieopodal strumienia ciągnął się obszar wilgotnej ziemi.Usunięcie darni nie stanowiłowiększego problemu.Arlen udeptał oczyszczoną w ten sposób glebę, wygładził ją i przystąpiłdo kreślenia runów.Tym razem stworzył okrąg o większym promieniu, a po trzykrotnymsprawdzeniu każdego ze znaków dorysował mniejszy krąg wewnątrz pierwszego.Runywyryte w wilgotnej glebie z pewnością nie ulegną podmuchom wiatru, a niebo nie wieściłonadejścia deszczu.Zadowolony z wykonanej pracy chłopiec wykopał dziurę i zgromadził suche gałązki, byułożyć niewielkie ognisko.Słońce już zachodziło, gdy zasiadł w środku wewnętrznego kręgu,usiłując zignorować głód.Gdy niebo zaczęło przybierać kolor lawendy, zgasił ogień i czekał, oddychając głęboko, by uspokoić mocno bijące serce.W końcu światło znikło.Otchłańcezaczęły powstawać.Wstrzymał oddech w oczekiwaniu.Wreszcie zwietrzył go któryś z ognistych demonów irzucił się w jego kierunku z dzikim skrzekiem.Chłopca znów ogarnęło skrajne przerażenie.Poczuł, jak krew zastyga mu w żyłach.Otchłańce wydawały się nieświadome magicznej osłony, dopóki w nią nie uderzyły.Widząc pierwszy rozbłysk magii, Arlen odetchnął z ulgą.Demony drapały barierę, ale niepotrafiły jej sforsować.Jakiś wichrowy demon wzbił się wysoko, tam gdzie moc runów była już słabsza, iprzeleciał nad pierwszym kręgiem.Gdy jednak zanurkował w kierunku ofiary, uderzył prostow wewnętrzną osłonę.Magia odrzuciła go i otchłaniec runął na ziemię między oba kręgi.Arlen zerwał się na równe nogi, usiłując zachować spokój.Z patykowatych kończyn dwunożnego demona o chudym ciele wyrastały sześciocaloweszpony.Jego ramiona łączyła z nogami cienka błona, wzmocniona elastycznymi kośćmi,które wyrastały z boków potwora.Nie był wyższy od dorosłego człowieka, ale rozpiętośćskrzydeł dwukrotnie przekraczała jego wzrost, stąd też na niebie sprawiał wrażenie dużego.Błona łączyła również grzbiet z rogiem, który wyrastał z głowy, zakrzywiał się do tyłu iciągnął wzdłuż tułowia.Lancetowaty pysk krył rzędy kłów długich na cal, mieniących siężółto w blasku księżyca.Pomimo wdzięku, z jakim tańczył w powietrzu, na ziemi otchłaniec sprawiał wrażenieniezdarnego.Z bliska nie robił takiego wrażenia jak jego kuzyni.Skalne i drzewne demony,okryte niemożliwym do przebicia pancerzem, wymachiwały grubymi szponami z niesłychanąwprost siłą.Z kolei ogniste demony potrafiły prześcignąć każdego człowieka i pluły ogniem,który trawił wszystko na swej drodze.Demony wiatru.Arlen stwierdził, że Ragen mógłbyprzebić jedno z ich skrzydeł włócznią.Niech to noc pochłonie, pomyślał, pewnie sam potrafiłbym to zrobić!Nie miał jednak włóczni, a otchłaniec, bez względu na to, jak się teraz prezentował, wciążmógł go zabić, z chwilą gdy wewnętrzny krąg zawiedzie.Chłopiec patrzył z napięciem, jakbestia podchodzi bliżej.Machnęła zakrzywionymi szponami.Zamknął oczy, lecz znaki znówzapłonęły i obroniły go przed atakiem.Po kilku kolejnych natarciach otchłaniec spróbował wzbić się w powietrze.Biegał irozpościerał skrzydła, chcąc złapać wiatr, ale zderzał się z zewnętrznym kręgiem, nim zdążyłosiągnąć wystarczającą prędkość, i moc runów ciskała nim w błoto.Chłopiec mimowolnie wybuchnął śmiechem, patrząc, jak poczwara usiłuje się podnieść.Na niebie jej wielkie skrzydła budziły przerażenie, lecz teraz tylko zawadzały o ziemię, przezco demon tracił równowagę.Nie miał dłoni, na których mógłby się podeprzeć, a patykowateramiona nie wytrzymywały ciężaru ciała.Miotał się przez chwilę w błocie, nim wreszciezdołał wstać. Raz za razem próbował wyskoczyć w powietrze, ale między kręgami nie było dośćmiejsca i wszystkie próby kończyły się fiaskiem.Ogniste demony wyczuły tarapaty kuzyna iaż zaskrzeczały z radości.Skakały dookoła zewnętrznego kręgu w ślad za uwięzionymotchłańcem, szydząc z jego niedoli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Peter Berling Dzieci Graala 01 Dzieci Graala
  • gene+wolfe+ +ksi%C4%99ga+d%C5%82ugiego+s%C5%82o%C5%84ca+1+ +ciemna+strona+d%C5%82ugiego+s%C5%82o%C5%84ca
  • Blatty William Peter Egzorcysta 01 Egzorcysta(1)
  • Hamilton Peter ÂŒwit nocy 03 Nagi Bóg 03 Wiara
  • 03 Jan DÅ‚ugosz, Roczniki czyli Kroniki SÅ‚awnego Królestwa Polskiego. KsiÄ™ga 5 i 6 (1140 1240) (2)
  • Peter Stearns Consumerism in World History, The Global Transformation of Desire (2006)
  • Erikson Steven MalazaÅ„ska KsiÄ™ga PolegÅ‚ych Tom 5.2 PrzypÅ‚ywy Nocy. Siódme ZamkniÄ™cie
  • Peter S. Onuf Jefferson's Empire, The Language of American Nationhood (2000)
  • Kellerman Faye Peter Decker & Rina Lazarus 12 PrzeÂœladowca
  • Christine Feehan Mroczna Seri Mroczny Demon
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aguilera.opx.pl