[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Julia cofnęła się i postanowiłapodążyć za fauną, która z pewnością wie, bo przecież ma ten doskonały zmysł orientacji, zktórej strony jest ta odpowiednia strona.Odniosła wrażenie, że wystrzały oddano w jej kierunku.Frank Carrington wiedział, gdzie ona jest.Biegła.Uciekała przed swoją przeszłością i uciekała ku przyszłości, uciekała odKlanu, uciekała z serca bieli i ze świata oczekiwań, a także świata nadziei.Uciekała od męża iku swoim dzieciom, od pracy i ku swoim marzeniom.Biegła, jej stopy ledwo muskałypowierzchnię, pędziła przez las, a zimno przenikało ją do szpiku kości od tego całego śniegu,który przedostał się pod jej ubranie, ale wciąż biegła, biegła i biegła.Aż wpadła do rowu.Jeszcze starała się z niego wydostać, kiedy usłyszała za sobą chrzęst śniegu.- No proszę, to była niezła zabawa - odezwał się Frank Carrington, mocno dzierżącpistolet w dłoni.- Pamiętam, że podobno byłaś niezłą nauczycielką nauk ścisłych.Rozdział 64Serce bieliINajgorsze było to, jak z wyraznym zadowoleniem zauważył Frank, że znajdowali się niecałykilometr od chaty Mitcha Huebnera.Julia prosiła, żeby najpierw sprowadzili pomoc dla Mary,ale Frank powiedział, że sama jest winna, bo rozbiła samochód.Kiedy próbowała mu sięsprzeciwić, obiecał, że jeśli nie pójdzie z nim do domu Huebnera, on tu na miejscu strzeli jejw plecy i pozwoli jej wykrwawić się na śmierć, a potem wróci do samochodu i to samo zrobiz Mary.- To nieludzkie - powiedziała Julia, nie potrafiąc wymyślić nic mądrzejszego.- Daj spokój, czyżbyś nie czytała książek historycznych? To jest bardzo ludzkie.Poszli więc przez pokrywające las zaspy śnieżne, unikając wszelkich dróg, teraz toFrank prowadził, bo znał trasę.Wędrówka zdawała się ciągnąć bez końca i wkrótce Juliastopy miała tak zmarznięte, że nie czuła palców, ale to nie miało żadnego znaczenia, była zbytprzerażona, żeby tym się martwić.- Ten Zant to był niezły gość, prawda? - odezwał się zabójca.- Wszystkim kazałrozwiązywać swoje zagadki.- Niezły był, to prawda - odrzekła Julia, ale Frank nie miał nastroju do ironizowania.- Miał gość charakter.Prawdziwy showman.Podobał mi się.- Zauważyłam.- Nie miałem wyboru, Julio.Do wszystkiego doszedł.- Nagle rozzłościł się,prawdopodobnie wyczuwając jej niewypowiedziany sprzeciw.- Julio, ja wtedy byłemdzieciakiem.Miałem dwadzieścia cztery lata! Nie możesz mnie obwiniać za coś, co zrobiłem,mając dwadzieścia cztery lata!- Kiedy zastrzeliłeś Kellena, byłeś już trochę starszy - odparła cicho.Szli dalej, mijając ośnieżone drzewa, każde skrywające w nocy ciemną, archiwalnąhistorię.Kellen, w głębi serca chłopak ze wsi, twierdził, że uwielbia śnieg.Mówił, że kochago za tę jego przypadkowość.Za fakt, że potrzebuje nas, żebyśmy dali mu jakiś sens.Wświecie Kellena wszystko miało tylko taki cel lub znaczenie, jakie nadał mu Kellen.Dla niegocałe stworzenie było nowe i świeże, ponieważ on zupełnie nie zważał na to, co myślą inni.Taniefrasobliwość, to swobodne odrzucenie wszelkich konwencji, kiedyś ją do niegoprzyciągnęły, ponieważ odbierała to jako buntownicze i ideologicznie pobudzające, zanimprzyznała, po latach spędzonych jako jedna z jego towarzyszek, że Kellen jest człowiekiem onarcystycznym charakterze, a pózniej, po wielu kolejnych latach, że w jakiś najbardziejfundamentalny sposób jest człowiekiem złym.- No to dotarliśmy - oznajmił Frank Carrington, z szaloną radością w głosie.Doszli do poprzecinanej koleinami ścieżki prowadzącej pod drzwi przechylonej,pustej chaty.Jak przewidywała, Mitcha Huebnera nie było, pojechał odśnieżać.- Od lat tu nie zaglądałem - rzekł Frank.- Ostatni raz byłem tu, żeby przywiezć czek,bo w przeciwnym razie ten stary sukinsyn przestałby odśnieżać mój podjazd.- Rozumiem, że czasami płacenie za wyświadczone przysługi może być niewygodne.- Ty chyba naprawdę nie wiesz, kiedy przestać, co?- Ostatnio nie.Frank Carrington położył dłoń na jej ramieniu, zmuszając ją, by zwolniła.Zwiatłojego latarki omiotło podwórze, wydobywając z ciemności rozrzucone sągi drewna, rozbiteokna ciemnej chaty, psią budę.psia buda.- A co to?- To Goetz - powiedziała Julia, podenerwowanym głosem.- Pies?- Tak.- Na łańcuchu?- Tak.- Nie podoba mi się ten pies.Może powinienem go zastrzelić.Udało się jej odzyskać nieco swojej wyniosłości.- To jest ona.Ruszyli przez podwórze.Kiedy dotarli do schodów, pies zawarczał.Frank spojrzałprzez ramię, poświecił na łańcuch i zamruczał pod nosem.- Trzeba było ją zastrzelić.- Proszę bardzo - powiedziała Julia.- A co, masz coś przeciw psom?- Tylko przeciw temu.Ostatnio jak tu byłam, przewróciła mnie na ziemię.Wciemnościach wyczuła jego baczne spojrzenie i zastanowiła się, czy nie powiedziała za dużo.Ale Frank tylko się roześmiał.- Wiesz, co ci powiem? Jeśli spróbujesz jakichś sztuczek, rzucę cię jej na pożarcie.Jakci się to podoba?Tym razem przebiegł ją autentyczny dreszcz.Doszli do drzwi.Julia uważała, żeby nie dotknąć klamki.- Zwykle są otwarte - powiedziała.- Idzieszpierwszy?- Czy wyglądam na ostatniego idiotę? - zapytał.- Jesteś pewny?- Julio, nie marnuj czasu.Otwieraj drzwi.Skinęła głową, przełknęła ślinę i położyła rękę na klamce.Pod gołą dłonią, bezrękawiczki, klamka sprawiała wrażenie oślizgłej, żywej istoty, wijącej się i kręcącej w ręcejak umierająca ryba.Nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi.Goetz zaatakowała w zupełnej ciszy.IIFrank był bardzo szybki.Odwrócił się, przykucnął i oparł pistolet na przedramieniu,jednocześnie celując, zrobił to wszystko w niecałą sekundę i mając tak dużo czasu, zpewnością rozwaliłby potężnego psa na kawałki, gdyby Julia nie przeszkodziła mu wcelowaniu, uderzając go w ucho szuflą, tą samą szuflą, która tak nieskutecznie chroniła jąpodczas jej pierwszej wizyty w chacie pana Huebnera.Były policjant nie był ranny, lecz zamroczony, w związku z czym oba strzały poszłygdzieś w górę, a on chwycił drżącą dłonią Julię za kostkę i wciąż miał na tyle siły, żebyprzewrócić ją na ziemię, chociaż Goetz już wylądowała na jego brzuchu.Kolejny strzał, poktórym upuścił pistolet, a potem to on sam już krzyczał, pózniej już wył, to było okropne,nigdy nie słyszała takiego strasznego dzwięku, zakryła uszy i odczołgała się na bok, z nogamiobolałymi po upadku, pragnąc, żeby Frank Carrington zasłużył sobie na to, co dostał, pragnącbyć siłą ziemskiej kary i stanowczości, pragnąc, żeby jego ciało pies rozrywał i kaleczył za to,co ten człowiek zrobił Kellenowi i jej rodzinie, i z całych sił modliła się o nienawiść doblizniego swego, żeby potrafiła stać z boku, patrząc obojętnie, a nawet z satysfakcją, jakGoetz rozrywa go na śmierć.Ale nie mogła tego zrobić.Nie potrafiła pozwolić na to, żeby dziecko innej matki zmarło w taki sposób
[ Pobierz całość w formacie PDF ]