[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Anna wyczuła, że jeszcze chwila i nie zdoła go przekonać.- Myślałam, panie, że jesteś moim przyjacielem! - użyła ostatniego argumentu.- Przyjaciel nie zachęcałby cię, pani, do takiej wyprawy, a ja ci jej surowo zakazuję.Jeśli musisz odetchnąć świeżym powietrzem, przygotuj swoją klacz do drogi, wybierzemy sięrazem na krótką przejażdżkę.- Chcę jechać do Maiden Court! - Nagle ogarnęło ją wzburzenie.- Potrzebuję tego!Popatrzył na nią.Ostatnio ich przyjazń tak się zacieśniła, że dziwiło go, iż kiedyśmógł uważać Annę za trzpiotowatą, płochą pannę.Desperacja pobrzmiewająca w jej głosieporuszyła w nim czułą strunę, do istnienia której nigdy by się nie przyznał.- Dlaczego? Dlaczego, moja droga?Ton jego głosu i poufały zwrot uszły jej uwagi, odpowiedziała mu jednak na pytanie.- Muszę porozmawiać z matką i ojcem.Muszę ich zobaczyć i zapytać.potrzebuję ichrady, bo sama już gubię się w tym wszystkim.- W Greenwich jest George - przypomniał.- Nikt lepiej ci nie doradzi niż brat.- E tam, George - odparła zniecierpliwiona.- Mój brat myśli tylko o Judith! Nawet nieschodzą wieczorami na dół, żeby potańczyć albo się pobawić.Kiedy go szukam, owszem,twierdzi, że jest mu miło, ale myśli cały czas o żonie.- Naturalnie - powiedział Jack.- Taka właśnie jest miłość.- Bardzo jestem szczęśliwa, że tak się kochają odparta szybko - ale ojciec.ojciecna pewno ze mną porozmawia, wysłucha mnie.Jack włożył rękawice do konnej jazdy i starannie obciągnął je na palcach.Przyszło mudo głowy, że Latimarowie, jeśli już kochają, to całym sercem i duszą.Dla Bess Harry Latimarzrezygnował z dziedziczki fortuny, a George dla swej ukochanej porzucił perspektywębłyskotliwej kariery.Anna z pewnością tak samo kocha Ralpha.Aż się wzdrygnął na tę odkrywczą myśl.W Greenwich starsi ludzie, którzy pamiętaliojca Anny, uśmiechali się pod nosem i mówili, że córka wybrała sobie narzeczonegopodobnego do Harry'ego.Jack wiedział jednak, że jest inaczej.Lord Latimar wbrew swojejreputacji miał szczere, niezłomne serce i szlachetną duszę, podobnie zresztą jak jego syn.Ralph nie przypomina żadnego z nich, pomyślał Jack ze złością, stwarza tylko takiepozory, bo też ma jasną karnację i mnóstwo uroku.Poza tym jest nienasycony jak marcowykocur.Hamilton wiedział o co najmniej trzech kobietach, z którymi Ralph się zadał popowrocie z Ravensglass.Jednak Anna go kochała i martwiła się o ich wspólną przyszłość, a Jack chciał jejpomóc.Przecież uważała go za przyjaciela.- No, dobrze - powiedział.- Ale najpierw pójdziesz, pani, do brata i opowiesz mu, cozamierzasz.Ja tymczasem zajmę się twoją klaczą.Annę zirytował ten warunek.George naturalnie wynajdzie tysiące przeszkód.Spojrzawszy na twarz Jacka, zrozumiała jednak, że nie ma wyboru.- I ciepło się, pani, ubierz! - zawołał za nią.Najpierw poszła do swojej komnaty i posłusznie wypełniła polecenie.Odziana wwełnę i futro wdrapała się wyżej, do niewielkiej komnaty, którą jej brat dzielił z żoną.Obojebyli u siebie.Przywitali ją serdecznie.- Po co się tak grabo ubrałaś? - spytał George.- Wybieram się na przejażdżkę - odrzekła zagadkowo.- Niezbyt długą.- Wrócimy, jaktylko najszybciej będzie można, zapewniła się w myśli.- Kto z tobą jedzie?- Jack Hamilton.- Aha.- George nie widział w tym nic złego.Ostatnio dość dobrze poznał Jacka i choćtrudno mu było go zrozumieć, to darzyli się wzajemnym szacunkiem.Usiadł na krześle obok Anny i zmierzył ją wzrokiem.Ona coś knuje, doszedł downiosku i nawet przemknęło mu przez głowę pytanie, czy siostra nie przyszła porozmawiaćna ten temat.Zaraz jednak wrócił spojrzeniem do żony.Są zajęci sobą jeszcze bardziej niż zwykle, zazdrośnie pomyślała Anna, gdy Judithwstała i wolno przeszła po komnacie, a George podążył za nią wzrokiem.Zaraz potemrównież wstał, aby polecić służbie podanie czegoś do jedzenia.Tymczasem Judith przerwałaswój spacer i ujęła szwagierkę za ramię.- Anno - powiedziała z lśniącymi oczami - chcę, żebyś dowiedziała się o tympierwsza! George i ja mamy bardzo radosną nowinę.Spodziewam się dziecka! W tymtygodniu jestem już tego pewna.Dziecko! Annę ogarnęły sprzeczne uczucia.Najpierw znowu odezwała się w niejzazdrość, bo to oznaczało definitywne przypieczętowanie małżeństwa jej brata, a potemogarnął ją niepokój.Przecież dla kobiety poród wiązał się z dużym zagrożeniem i Anna niemogła znieść myśli, że Judith mogłoby się stać coś złego.W końcu pomyślała coś bardzo dziwnego: Judith zbrzydnie stanie się całkiempospolita.Już tylko wspomnieniem zostanie ta smukła piękność, która ślubowała wiecznąmiłość George'owi w kaplicy w Maiden Court.Jednak George się tym nie przejmie, uznała, i niezmiennie będzie zachwycony swojążoną.A jak zareagowałby Ralph na wiadomość, że to ona, Anna, spodziewa się dziecka? Topytanie nie mogło jej się nie nasunąć.Kiedyś nawet rozmawiali na ten temat.- Naturalnie urodzisz mi synów - oświadczył Ralph.- Potem możesz spokojnie ibezpiecznie żyć w Abbey Hall.- Na zesłaniu na wsi, dopowiedziała sobie Anna.Nie będę muwchodzić w drogę, gdy zrobię się tłusta i nieruchawa.- O czym myślisz? - spytała Judith.- Bardzo posmutniałaś.- Och, o niczym ważnym.- Anna przerwała te jałowe spekulacje.- Szczerze cigratuluję.Sądzę, że planujesz wkrótce osiąść w Maiden Court?- Skądże znowu - odparła Judith.- George właśnie przyjął czasową posadę w rządzieJej Królewskiej Mości i zamierza pozostać na dworze przynajmniej rok.- Czy to znaczy, że urodzisz dziecko tutaj?- Tutaj albo w innym pałacu, bo to zależy od miejsca pobytu Elżbiety.- Judithuśmiechnęła się.- Droga Anno, wiem, co sądzisz.Uwielbiasz Maiden Court, ja zresztą też, ibardzo bym chciała, żeby moje dziecko właśnie tam przyszło na świat, ale George.Georgenie pozwoliłby mi na rozłąkę.Tak właśnie powinno być, pomyślała Anna i wstała.- Muszę już iść, Judith, Pogoda jest ładna, ale może się w każdej chwili zmienić.Judith odprowadziła ją do drzwi.Coś w twarzy szwagierki przez cały czas jąniepokoiło.- Czy wszystko u ciebie w porządku? Czy dobrze układa się znajomość zMontereyem? - Bliżej przyjrzawszy się narzeczonemu Anny, Judith zaprzestała zachwytów.Uroczy i utalentowany pod każdym względem Ralph nie był, jej zdaniem, wart siostryGeorge'a.- Mnie? Naturalnie, że dobrze.Och, Judith, obiecaj mi, że będziesz o siebie dbała.- Obiecuję.- Dotknęła dłoni Anny.- Przyjdz do mnie porozmawiać dziś wieczorem.- Dziś wieczorem.Dobrze, przyjdę.- Anna rozejrzała się po pustym korytarzu i podwpływem nagłego odruchu ucałowała bratową w policzek.- Tymczasem do widzenia.Judith patrzyła, jak szwagierka w podejrzanie grubym odzieniu znika z pola widzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]