[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. W takim razie zgoda. Również wy ciągnęłam w jego stronę lewą rękę.Uścisk miał pewny i zdecy dowany, taki jak lubię.%7ładna tam ry ba, ty m bardziej zdechła.Podskórą wy czułam odciski i dłoń nawy kłą do pracy fizy cznej.Zaciekawiło mnie, skąd pochodzą takliczne przecięcia po jej wewnętrznej stronie.Na chwilę zapadła cisza, po czy m Mark, który wciążtrzy mał moją rękę, zadał mi zaskakujące py tanie: Nie boi się pani plotek, po ty m jak rozniesie się wieść, że mieszkamy pod jedny m dachem?Oprócz nas dwojga nikogo tutaj nie będzie.Popatrzy łam na niego spod zmrużony ch oczu.Nie przy szło mi to wcześniej do głowy ! Wy gląda pan na przy zwoitego mężczy znę zaczęłam, nie spuszczając z niego wzroku.W razie czego przy pominam o moich kursach samoobrony, a także o niebieskim pasie w karate.A co do plotek: za krótko będę w ty m mieście, żeby się nimi przejmować. No to umowa stoi.Jestem Mark Duncan. Joanna Suska.Powtórzy ł moje imię, śmiesznie je akcentując.Pierwszą literę wy mawiał jak dż , cobrzmiało jak dżoana. Od kiedy możesz zacząć? Od teraz.Niebieskie oczy uśmiechały się do mnie radośnie.By ły okolone jasnobrązowy mi rzęsamiz siecią zmarszczek, które się pojawiają, gdy człowiek często się śmieje.Część by ła głęboka, a odnich rozbiegały się pły tsze, drobniejsze, dochodzące aż do policzków.Mark sprawiał wrażeniedobrego człowieka.Czułam, że nic mi nie grozi z jego strony.Postanowiłam więc zaufać intuicjii sprawdzić, co przy niesie mi los.Gospodarz zaprowadził mnie do pokoju na piętrze, który wy glądał jak marzenie.Mojemarzenie.Duży i jasny z widokiem na morze.Pod oknem znajdował się szeroki drewnianyparapet, na który m leżały miękkie poduszki w kolorowe pasy.Pomy ślałam, że miło by łoby sięo nie opierać, podziwiając krajobraz.Podeszłam do okna i wy jrzałam przez nie.Widok, jaki się stąd rozciągał, by ł wspaniały,zapierał dech w piersiach.Zdąży ło się już nieco przejaśnić, a zza chmur nawet wy jrzało słońce.Białe żagle łodzi furkotały na wietrze pchane z prądem w kierunku lądu.Przy ładnej pogodziewidoczność musiała by ć bardzo dobra, ale nawet teraz, gdy niebo by ło lekko zaciągnięte,dojrzałam w oddali statki.Widziałam też wy raznie pobliską plażę, która obecnie by ła pusta.Nieopodal, na samy m skraju skarpy, rosło niewielkie drzewo.Jedy nie część jego korzeni tkwiław ziemi, pozostałe by ły powy ginane i wy stawały nad powierzchnię.Delikatne łody giz zaczątkami liści lekko się poruszały koły sane wiatrem.Pokój by ł przeuroczy.Zciany wy łożone jasną tapetą w bardzo delikatne paski ładniekontrastowały z prosty mi drewniany mi meblami koloru orzecha.Przejechałam opuszkamipalców po oparciu łóżka.Drewno by ło gładkie i miłe w doty ku, ty lko gdzieniegdzie wy różniały sięwiększe lub mniejsze sęki, które dodatkowo podkreślały efekt końcowy.Obok łóżka znajdowała sięniewielka szafka, ze stojącą na niej lampką nocną.Po drugiej stronie pokoju, we wnęce,urządzono przestronną szafę.Skromne wy posażenie by ło absolutnie w moim guście. To by ł pierwszy pokój, który m się zająłem, kiedy tu przy jechałem stwierdził Mark.Spojrzałam na niego z przejęciem.Stał ty łem do okna; jedną rękę trzy mał w kieszeni, drugazwisała luzno na temblaku.Widziałam, jak z uwagą wodzi oczami po pokoju, aż wreszcie jegowzrok zatrzy mał się na mojej twarzy. Podoba ci się? zapy tał.Nie wiedziałam, czy istnieje ktoś, komu takie miejsce mogłoby się nie spodobać. Jest wspaniały zapewniłam go. A te meble są niesamowite.Przechadzając się po pomieszczeniu, muskałam delikatnie każdy sprzęt, przy niektóry chmeblach zatrzy my wałam się na dłużej i dokładniej się im przy glądałam.Nie by ły to wy tworyprodukcji masowej, uzupełnione o zestaw śrubek i kluczy do samodzielnego złożenia.W ichstworzenie włożono dużo czasu i energii. Coś pięknego ciągnęłam. Widać, że ktoś, kto wy konał te meble, robił to z pasją.Mark zaśmiał się cicho.Nie zrozumiałam, co go rozbawiło. A ty, który pokój zajmujesz? zapy tałam. Ten obok twojego, zaraz po prawej stronie odpowiedział i kciukiem wskazał kierunek.Przez chwilę miałam wrażenie, że czeka na moją reakcję.Nie odezwałam się, mówił więcdalej: W ty m domku oprócz naszy ch pokoi są jeszcze trzy.Na końcu kory tarza jest wspólnałazienka.Na parterze, co już miałaś okazję zobaczy ć, znajdują się kuchnia, salon i druga łazienka.Zejdę teraz na dół, a jak będziesz gotowa, pojedziemy do pensjonatu po twoje rzeczy.Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.Mark wy szedł i zostałam sama.Nie musiałam jużwięcej nic oglądać, wy starczy ło mi to, co zobaczy łam.Wszy stko sobie obejrzę na spokojnie,kiedy już tutaj zamieszkam.Tak naprawdę potrzebowałam chwili pry watności, żebyporozkoszować się nowy m miejscem i swoją nową sy tuacją.Rozłoży łam szeroko ręce i zaczęłam się kręcić wokół własnej osi, wirując tak przez chwilę,jakby m ramionami chciała objąć cały świat.Aż po czubki palców czułam radość.Niełatwo miby ło uwierzy ć, że rano znajdowałam się w opłakany m położeniu, a teraz& teraz czułam się tak,jakby m trafiła do Krainy Czarów!Słońce na dobre zwy cięży ło z deszczem i na dłużej przebiło się przez ciemne, ponure chmury.Wy glądało na to, że ładna pogoda utrzy ma się do końca wieczoru.Po zejściu na dół dopełniliśmyformalności, spisując prostą umowę o pracę.Pół godziny pózniej przebrałam się w swoje rzeczy,które szy bko zdąży ły wy schnąć od gorącego kominka, i wy ruszy liśmy do pensjonatu, gdziespędziłam poprzednią noc.Pomimo że zmierzaliśmy w to samo miejsce co wczoraj, dziśatmosfera między nami by ła zupełnie inna.Odczuwałam radość.Może to dziwne, ale zupełnieniczego się nie obawiałam.By łam podekscy towana nową sy tuacją i ciekawa, co mi przy niesienajbliższa przy szłość.Przez ostatnie miesiące, które spędziłam w podróży, doszłam do wniosku, że to ży cie rozdajekarty.Do nas ty lko należy decy zja, czy gramy ty mi, które mamy w dłoni, czy też decy dujemysię podjąć ry zy ko i tasujemy je jeszcze raz.Wbrew pozorom decy zja nie jest wcale taka trudna,jeśli choć trochę jest się świadomy m siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]