[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolejny test.– Ale zalanego smołą i ubitego.– A więc?Ostateczny sprawdzian.„Tak to przedstaw, żeby wypadło źle dla wojska”.– W Kelham przebywa elita.To końcowy egzamin dla Siedemdziesiątego Piątego.Dysponujątam specjalnym wsparciem operacyjnym.To wielka baza, z różnego rodzajuukształtowaniem terenu.Piachy udające pustynię.Beton imitujący zamarznięte stepy.Sztuczne wioski i różne takie.Jestem pewny, że do jakichś celów są też sterty żwiru.Deveraux skinęła głową.– Jest pokryta żwirem bieżnia.Do ćwiczeń na wytrzymałość.Dziesięć okrążeń po czymśtakim jest jak dziesięć godzin marszu po twardym podłożu.A do tego ci, którzy podpadną,muszą to co rano grabić.W charakterze kary.Dwie pieczenie na jednym ogniu.Milczałem.– Zgwałcili ją na terenie bazy – stwierdziła Deveraux.– To nie jest niemożliwe.– Kiwnąłem głową.– Porządny z ciebie facet, Reacher, jak przystało na syna oficera marines.– Marines nie mają z tym nic wspólnego.Jestem dyplomowanym oficerem armii StanówZjednoczonych.My też mamy zasady.Zabrałem się do jedzenia śniadania w chwili, gdy ona skończyła jeść swoje.– Druga sprawa jest bardziej problematyczna – powiedziała.– Nie bardzo umiem jądopasować.– Naprawdę? – zdziwiłem się.– Czy w zasadzie nie sprowadza się do tego samego?Spojrzała na mnie uważnie.– Nie rozumiem jak.Przerwałem jedzenie i też na nią spojrzałem.– Prześledźmy to razem – powiedziałem.– Proste pytanie.Jak się tam dostała? Swój samochód zostawiła w domu, ale nie przyszłapieszo.Po pierwsze, miała na nogach dziesięciocentymetrowe szpilki, po drugie,w dzisiejszych czasach nikt już nie chodzi piechotą.Jej sąsiadki to wścibskie plotkary.Obieprzysięgają, że nikt po nią nie przyjechał, a ja im wierzę.Nikt też nie zauważył, żebyprzyjechała w czyimś towarzystwie, żołnierza czy cywila.Ani nawet sama.Możesz miwierzyć, że właściciele barów wszystko widzą.Od tego zależy ich egzystencja.Musząwiedzieć, czy zarobią na jutrzejszy obiad.Więc pojawiła się tam jakby znikąd.Przez chwilę milczałem, po czym bąknąłem:– To nie jest mój drugi punkt.– Nie?– Najwyraźniej twoje dwie i moje dwie rzeczy nie są takie same.A to oznacza, że w sumie sątrzy sprawy warte zastanowienia.– To jaki jest twój drugi punkt?– Ten zaułek nie był miejscem jej śmierci.17Odezwałem się dopiero po skończonym jedzeniu.Francuskie tosty, syrop klonowy, kawa.Białko, błonnik, węglowodany i kofeina.Poza nikotyną wszystkie najważniejsze dla życiagrupy produktów.Ale wtedy już nie paliłem.Odłożyłem sztućce i zacząłem mówić:– Jest tylko jeden oczywisty sposób na poderżnięcie gardła kobiecie.Należy stanąć za nią,chwycić ją za włosy i odciągnąć głowę do tyłu albo wrazić palce w jej oczodoły, albo, o ilema się odpowiednio pewną rękę, można jej podeprzeć brodę.W każdym razie chodzi o to,żeby odsłonić gardło i lekko naprężyć ścięgna i naczynia krwionośne na szyi.Wtedywystarczy drugą ręką przejechać jakimś ostrzem.Instruktorzy uprzedzają, że trzeba byćgotowym na konieczność wywarcia znacznego nacisku, bo na przeszkodzie stoi parętwardych elementów w gardle, i że należy zacząć dwa centymetry wcześniej i skończyć dwacentymetry dalej, niż się to wydaje konieczne.Żeby mieć absolutną pewność.– Sądzę, że właśnie to zdarzyło się w zaułku – powiedziała Deveraux.– Mam tylko nadzieję,że nagle i z zaskoczenia, że zanim się zorientowała, było po wszystkim.– To się nie stało w tym zaułku – powiedziałem.– Nie mogło.– Dlaczego?– Jedną z zalet ataku od tyłu jest to, że zabójcy nie zalewa krew ofiary, a przy poderżnięciugardła jest bardzo dużo krwi.Mamy do czynienia z tętnicami szyjnymi i młodą, zdrowąosobą, która przeżywa wstrząs i być może podejmuje walkę.W takich okolicznościachciśnienie krwi gwałtownie skacze.– Wiem, że było dużo krwi.Widziałam to na własne oczy.Na ziemi została spora kałuża,a ona zupełnie się wykrwawiła.Była biała jak prześcieradło.Widziałeś stertę piachu, towiesz, jak wielka była ta kałuża.Musiało tam być z pięć litrów krwi.– Poderżnęłaś kiedyś komuś gardło?– Nie.– A widziałaś, jak ktoś to zrobił?– Nie.– Deveraux pokręciła głową.– Krew nie sączy się jak z przeciętych żył nadgarstka.Leje się jak z węża strażackiego.Naodległość trzech metrów lub więcej wszystko jest obryzgane potężnymi chluśnięciami.Widywałem rozbryzgi nawet na suficie.Fantazyjne wzory, jakby ktoś machał otwartą puszkąfarby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]