[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cieszymy się, że ponownie zatrzymałsię pan u nas.Pan Ranulfson przesyła ukłony i zaprasza nakolację do naszej pięciogwiazdkowej restauracji Firebrand.Jestem asystentką szefa kuchni.Mam na imię Tiffany.Jeślibędzie pan czegokolwiek potrzebował, proszę mnie wezwać.- Dziękuję, Tiffany - powiedział Julian.Kobieta mówiła dalej:- Proszę korzystać ze wszystkich naszych wygód.Jeśli ma panjakieś - kobieta ściszyła głos - szczególne życzenia, bez wahaniaproszę je zgłaszać.Osobiście dopilnuję, żeby pańskie potrzebybyły zaspokojone.Serena obserwowała scenę i zastanawiała się, czy kobietaprowadziła dyskretny flirt z Julianem.Cóż, nie byłoby w tym nicdziwnego.Julian był bardzo atrakcyjnym mężczyzną i zwracałuwagę płci przeciwnej.Nawet jeśli był wcieleniem zła.Kobietauwodzicielsko bawiła się brązowymi włosami i uśmiechała się doJuliana z uwielbieniem.Jednak on wydawał się obojętny nazaloty Tiffany.Wskazał na Serenę i powiedział do asystentkiszefa kuchni:- I potrzeby mojego gościa, panny St.Clair.Tiffany rzuciła okiemw stronę Sereny i jej uśmiechstracił swoją promienność.- Oczywiście, proszę pana.Gdy wychodziła z pokoju, rzuciła Julianowi ostatnie spojrzenie,ale on go nie odwzajemnił.Gdy znów zostali sami, Serena usiadłaz podwiniętymi nogami w fotelu.- Myślałam, że pracują tu tylko demony.Nie spodziewałam sięludzi wśród obsługi.- Nie mogła się powstrzymać i dodała: -Pokojówka wydaje się bardzo.uczynna.Julian zachichotał pod nosem.- Zatrudniamy różnych pracowników.Aatwiej w ten sposóbwejść nam w ludzki świat.- Julian nałożył na talerze jajka pobenedyktyńsku, naleśniki i świeże owoce.Jeden talerz podałSerenie.- Chyba nie jesteś zazdrosna?Serena wyprostowała się w fotelu i położyła talerz na kolanach.- O co miałabym być zazdrosna? Możesz się zadawać, z kimtylko chcesz.Za nic nie chciałabym cię ograniczać - powiedziała.Ze złością wbiła widelec w żółtko i patrzyła, jak rozlewa się natalerzu.- Jesteś zazdrosna - Julian uśmiechnął się szerzej i włożył sobiedo ust truskawkę.- Nie martw się.Ona nie dorasta ci do pięt.Jedli w ciszy.Serena przespała swoją zwykłą porę śniadaniową ibyła teraz głodna.Starała się jeść pomału, choć miała ochotępochłonąć naraz wszystko, co miała na talerzu.Julian spojrzał nachłodzącą się w srebrnym kubełku butelkę szampana.- Masz może ochotę na lampkę szampana? Może koktajl?Proponuję mimozę.- Dlaczego zawsze wmuszasz we mnie szampana? Jeszcze nawetnie ma piętnastej - obruszyła się Serena.- Korzystaj z życia.Zabaw się.- Zabaw się? - Serena powtórzyła piskliwym głosem.- Twojadefinicja zabawy jest dość pokrętna.Bawienie się ludzmi igrożenie im upadkiem nie jest zabawne - powiedziałaoskarżyciełsko.Julian odstawił talerz na bok.- Czym zatem jest dla ciebie zabawa? Piciem rumianku w sobotniwieczór? Pilnowaniem, żeby inni nie cieszyli się życiem? Twójbrat powiedział, że tak naprawdę nie umiałaś się bawić.Do oczu Sereny napłynęły łzy, ale udało jej się je powstrzymać.Nie chciała, żeby Julian widział, jak płacze.- Przeholowałeś - powiedziała.Przełknęła narastający smutek,który wywołały słowa Juliana i tęsknota za Andrew.Smutekogarnął ją, bo usłyszała, co jej brat o niej myślał.Bo zdała sobiesprawę, że to prawda.Wstała z zamiarem pójścia do swojejsypialni.Za jej plecami Julian głośno westchnął.- Poczekaj.Zawrzyjmy pokój.Nie możemy przez całe siedem dnisprzeczać się jak przedszkolaki.Zachowujmy się jak dorośli.Serena skrzyżowała ręce na piersiach.- Jestem dorosła - powiedziała tonem nadąsanej dziewczynki.- Więc zachowuj się jak dorosła.Zgodziłaś się na przyjazd.Zostajesz.Pogódz się z konsekwencjami swojej decyzji.CałeVegas leży u naszych stóp.Nie kusi cię, żeby pozwiedzaćmiasto?- Mojej decyzji?! - Dziewczyna prawie wybuchła.-Przyjazd tunie był moją decyzją.Zmusiłeś mnie.Zagroziłeś mojemu bratu, ateraz jeszcze obrażasz mnie.Chcesz, żebym wzięłaodpowiedzialność za swoje czyny? Pieprz się! Nie masz bladegopojęcia, co to znaczy być uczciwym.Gdyby tliło się w twojejgłowie choćby nikłe pojęcie, co to znaczy, dałbyś mi odejść.Przez chwilę Serena myślała, że Julian wyśle ją do wszystkichdiabłów.Tymczasem rozsiadł się w fotelu i ponownie głębokowestchnął:- Wiem, co to znaczy brać odpowiedzialność za swoje czyny.Skoro nalegasz, zachowam się zgodnie z moralnymi nakazami ipodam ci gałązkę oliwną.-Zrobił dłuższą przerwę.-Przepraszam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]