[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Inaczej będziesz śpiewać, kiedy dojdzieszdo mojego wieku – mruknął pogodnie.W tym momencie pojawił się Diego,niezwykły, czarnoskóry mąż Milly, niosącnaręcze drew do kominka.Rose jakimś cudemzdołała wykonać przepisowy dyg, kiedyprzedstawiono ich sobie, gdyż po raz pierwszywidziała Afrykanina.Musiała zresztą przyznać,że jego ciemna skóra bardzo ciekawiekontrastowała z bladą i piegowatą cerąmałżonki.– Diego, pani Isham jest ciotką młodegoEdwina – powiedział Silas, wybierając drwa zkosza, aby dorzucić je do kominka.– Naprawdę? – Diego z uśmiechem pokręciłgłową.– Chłopak kiepsko czuje się w siodle, alesię stara.– O, tak, to podobne do Edwina – przyznałaRose.– Jednak jej czas z rodziną Edwina siękończy i Rose potrzebuje nowego miejsca dożycia.Masz jakiś pomysł, córko?Milly zamieszała kopyścią w garze.– Potrzebujesz nie tylko dachu nad głową,ale też zajęcia, jak rozumiem?Rose pokręciła głową.– Przede wszystkim zajęcia, bo nie lubięsiedzieć bezczynnie.Mogę być gospodynią.Choć z drugiej strony nie trzeba mi pracy aż takbardzo, bo John powiedział, że mnie uposaży.Powinno wystarczyć na jakiś skromny kąt iżycie.Milly popatrzyła na Silasa.– O ile pamiętam, ojcze, wspomniałeśktóregoś dnia, że przydałaby ci się gospodyni,która dbałaby o porządek w twojej szkole?Ponadto nie musiałbyś maszerować kawał drogido miasta, żeby zjeść gorący posiłek.Silas uśmiechnął się szeroko.– Zgadza się.Milly zwróciła się do Rose.– Mój rodziciel nie wygląda na anioła, alezaręczam ci, pani Isham, że jest dżentelmenemi na pewno będzie dobrze cię traktował, jeślizgodzisz się dla niego pracować.Zresztą w razieczego miałby ze mną do czynienia! – dorzuciłagroźnie.Rose zrozumiała, że wpadła w pułapkęchytrego wojaka, który posłużył się swojącórką, aby złożyła propozycję za niego.– Mam wolną izbę na piętrze – rzekł Silas.–Innym niż to, na którym sam mieszkam – dodałpospiesznie.– W kuchni, w pakamerze, sypiasłużąca, więc nikogo nie będzie dziwić, żepojawi się jeszcze jedna osoba do pracy przygospodarstwie.I co ty na to? Miałabyś swój kąt,wikt i opierunek, uczciwe wynagrodzenie, a dotego co dwa tygodnie dzień wolny.Czy mogła mu zaufać? Oferta rzeczywiściebyła hojna; gdyby ją przyjęła, uwolniłaby się odupokarzającej zależności od Johna.– Diego jest w szkole codziennie, więc będziemi donosił, czy ojciec zachowuje się jak należy –wtrąciła Milly.– Nie ośmieliłbym się zachowywać inaczej –zapewnił Silas, rzucając córce rozbawionespojrzenie.– W takim razie.– Rose nie wahała siędłużej.– Masz nową gospodynię, panie Porter.– Milly, o, Milly! – zawołał śpiewnie jakiśgłos na ulicy.– Jest tam kto?Diego przewrócił oczami i sięgnął po nóż.– No, cudnie.Kolejna głodna gęba donakarmienia.– Kto wie, może nawet dwie – powiedziałaMilly, idąc do drzwi.– Jeśli liczyć Tobiasa, któryostatnio trzyma się go jak cień.Diego szybko ukroił sobie dodatkową porcjębaraniego udźca i taką samą nałożył teściowi.– Pani Isham, może pani jeszcze coś zje? –zapytał uprzejmie Silas.– Proszę spróbowaćtego placka z owocami.– Nie czekając na zgodę,zaczął nakładać jej na talerz porcję tak wielką,jakby za chwilę miał się zacząć Wielki Post,choć brakowało jeszcze tygodnia.– Już, wystarczy, panie! – broniła się Rose.–Nałożyłeś mi jak dla całej rodziny.– Wiem, co robię – odrzekł ze śmiechem.–Zaraz zobaczysz tu nalot londyńskiej szarańczy.Wróciła Milly, prowadząc za sobą dwóchmłodych postawnych mężczyzn.Wyglądała jakmała łódź holownicza wciągająca do portu dwagaleony.Obaj górowali nad nią, a w ichciemnych włosach i oczach widać było rodzinnepodobieństwo.Jednego z nich Rose już całkiemdobrze znała.– To ty?! – zawołała, zrywając się z miejsca.Kit spojrzał na nią, równie zdumiony.– Pani Isham! Jak się tu znalazłaś? Czy cośsię stało z Mercy?Silas jednym ruchem usadził ją z powrotemna ławie obok siebie.– Widzę, że znasz tego obwiesia, więc niemuszę go przedstawiać.Czym ci podpadł, że takwzburzył cię jego widok? Mam przetrzepać muskórę?– Przydałoby się – przyznała, oskarżycielskowskazując na młodego aktora.– To przez niegoszwagier wyrzucił mnie z domu.– Och, Kit – westchnęła Milly.– Cóżeśznowu nawyczyniał?Tobias, nie przejmując się całą sceną,znalazł wolne miejsce przy stole i sięgnął popółmisek.Diego skarcił go spojrzeniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]