[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydawało się, że zawisł na moment w mroku, a potem spadł i zniknął za murkiem.Nastałatak absolutna cisza, że przez chwilę zdawało się, iż cały świat zamarł.A ona siedziała tak po prostu, wpatrując się z niedowierzaniem w miejsce, gdziejeszcze przed momentem był Edwin.Nie mogła uwierzyć, że to się naprawdę stało.Niechciała, aby do tego doszło; teraz to wiedziała.Niezależnie od tego, jaka była zła czyprzestraszona, naprawdę nie chciała go skrzywdzić.Jakiś dzwięk doleciał skądś z tyłu, jakiśokrzyk, trzaśnięcie drzwi.Odwróciła się, spoglądając przez tylną szybę, napięta i czujna.Najednej z werand zapłonęło światło, jakaś postać pojawiła się w oświetlonych drzwiach.Dobiegły też stamtąd głosy - pytające, zatroskane.Uświadamiając sobie, że zgasiła silnik, wcisnęła szybko rozrusznik.Dopiero przytrzeciej próbie motor zaskoczył, a tymczasem postacie za tylną szybą zaczęły się niewyrazniematerializować na ulicy.Wycofała się trochę, a potem gwałtownie ruszyła do przodu, biorącostry zakręt i z piskiem opon oddalając się od murku.Skutek był taki, że gdzieś z tyłu rozległsię głos, a gdy zerknęła w lusterko, zobaczyła, jak jakiś człowiek biegnie za nią i macha ręką.Przednie światła, dzgające ciemność, wychwyciły postać kobiety spieszącej pod górę.Gdy samochód pruł do przodu, kobieta stanęła jak najbliżej krawężnika i czekała, aż auto jąminie.Dla Jane, w jej obecnym stanie paniki, twarz kobiety była jedynie pobielałą, pozba-wioną rysów plamą, która wyłoniła się nagle z ciemności, a następnie powróciła do niej,pozostawiając w pamięci tylko niewyrazną smugę.Minęła dom sióstr Hudson i wkroczyła w krąg światła na skrzyżowaniu, a słyszącdobiegające gdzieś z dołu głosy, popatrzyła w tym kierunku.Dostrzegła jakiegoś mężczyznę,który wyłonił się na ulicy kilka metrów przed nią i ruszył w dół, w stronę łuku drogi.- Co się dzieje? - zawołała pani Bates.- Coś się stało? Mężczyzna przystanął i obejrzałsię.Był to pan Junquist, przedsiębiorca budowlany, który mieszkał w pobliżu.- Nie wiem - odpowiedział.- Sądząc po odgłosach, zdarzył się jakiś wypadek.W dolena zakręcie.To paskudne miejsce.Nie dalej jak rok temu mieliśmy tam kraksę.- Ojej! - powiedziała pani Bates, podążając z nim.- Więc musiała to być pannaHudson.Gdy zaczęli razem schodzić ze wzgórza, pan Junquist popatrzył na nią.- Jane Hudson?- zapytał.- Jak to?Pani Bates uciekła przed jego spojrzeniem, nagle zawstydzona; nie chciała, bypomyślał, że spędza czas na szpiegowaniu sąsiadów.W zasadzie jedynie przypadkiemzobaczyła, jak coupe sióstr Hudson przejeżdża przez skrzyżowanie i rusza w stronę zakrętu;123SRwybrała się do Harriett, a dowiedziawszy się, że ta wyszła już, by spędzić wieczór pozadomem, wracała akurat do siebie.- No cóż.- rzekła niepewnie.- Nie wiem.Przed chwilą usłyszałam, jak odjeżdża stądsamochód.Myślę, że po prostu tak założyłam.sama nie wiem.Kilka osób zgromadziło się już na zakręcie, zanim tam dotarli.Jeden z mężczyznsnopem światła latarki śledził czarne ślady opon na nawierzchni.- Zdaje się, że mało brakowało - powiedział.- Fałszywy alarm.- Dzięki Bogu - westchnęła pani Bates.- To na pewno był ktoś nietutejszy.Jakaś kobieta, ubrana w fartuch, przytaknęła na znak, że się z tym zgadza.- Ktoś, ktonie zna drogi.Nikt, kto tutaj mieszka, nie wchodziłby w ten zakręt z taką prędkością.Ja wkażdym razie na pewno nie.- Przerwała, kręcąc głową.- Choć to dziwne.Jestem przekonana,że ktoś krzyczał, tak jakby był naprawdę ranny.- Pewnie dzieciaki - stwierdził ponuro człowiek z latarką.- Banda jakichśzwariowanych gówniarzy.- No cóż - powiedziała pani Bates - nic tu po nas, skoro nikt nie został ranny.- To prawda - przytaknął pan Junquist.- Tak czy owak, przydało mi się trochę ruchu.Gdy odwrócił się, aby odejść, pani Bates zrobiła to samo.Jednak w tej samej chwili dojej uszu dobiegł słaby dzwięk, więc przystanęła.- Posłuchajcie! - rzuciła ostro do pozostałych.- Szszsz! Zwróciły się na nią oczyodbijające stłumione światło latarni ulicznej.Nastąpiła chwila ciszy.- Czy pan niczego nie słyszał? - pani Bates podniosła wzrok na pana Junquista.-Jestem pewna, że coś było
[ Pobierz całość w formacie PDF ]