[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wcaletego nie zaplanowałyśmy.O Boże, zaraz wrzuci piłkę do morza, słowo daję.Podążają za jej wzrokiem.Faceci z sąsiedztwa grają w nogę w sześcioosobowych zespołach,przepychając się i zaśmiewając, ślizgając na kamykach; falochrony służą im za bramki.PersonelFunnlandu korzysta z niespodziewanego wolnego czasu, szalejąc jak uczniacy w śnieżny dzień.Pomysłwyszedł od Jackie, ale to Vic powiedział o nim Amber i przekonał ją, że siedząc w domu, nie przywrócidziewczynie życia ani nie wymaże swego udziału w tej sprawie.Amber cieszy się, że to zrobił.Ioczywiście miał rację.Nic nie odwróci tego, co widziała, a życie musi toczyć się dalej.Ostatnio niespędza z koleżankami dość czasu na płaszczyznie towarzyskiej i czasami można odnieść wrażenie, że odkiedy otrzymała stanowisko kierownicze, powstała między nimi bariera z przezroczystego szkła. No właśnie mówi. Siedzenie w domu niczego nie zmieni, prawda? Jak będę zalewała sięłzami w ciemnym pokoju, to nie odkręcę tego, że ją znalazłam. I o to chodzi zgadza się z nią Maria. Chciałabym mieć choć trochę takie podejście do życia jakty. Jestem jak promyk słońca. Amber uśmiecha się szeroko.Maria siada gwałtownie i piorunuje wzrokiem najstarszego syna. Jordan! Jak ta piłka wpadnie do morza, będziesz po nią zasuwał!Jordan Murphy rzuca jej przez ramię bezczelne spojrzenie czternastolatka.Jego bracia wszyscyogoleni prawie do gołej skóry, z kolczykami z prawdziwymi brylancikami w lewym uchu baraszkują wwodzie z innymi chłopakami z sąsiedztwa, walcząc o prymat nad starą dętką od ciężarówki.Jackie przymruża oczy. E tam.Kto by tam chciał oglądać tego chuderlaka? Wolałabym, żeby to był Moses albo Vic.Właściwie to dopija puszkę i rzuca ją niedbale na kamienie gdybym wiedziała, że twój Vic ściągniekoszulkę, sama wykopałabym tę piłkę do morza. No, no& mówi Amber. Och, daj spokój wtrąca się Blessed. Nawet ja z przyjemnością bym popatrzyła, jak twój mążwchodzi do morza.Musisz przyznać, że jest przystojny.Amber śmieje się z zażenowaniem.Wie, że nie mają złych zamiarów, jednak kiedy ludzie robiąuwagi na temat urody Vica i wspominają o małżeństwie, którego nigdy nie było ona zawsze czuje siętak, jakby tańczyła nad przepaścią.Wiem, że mnie kocha, myśli.Nie potrzebuję świstka, by się o tymprzekonać.Po prostu mam paranoję.Vic jest wierny jak pies.Ale wolałabym, by inne kobiety przestałymi przypominać, jak wiele z nich ustawiłoby się do niego w kolejce, gdyby tylko nadarzyła się okazja. Uroda to nie wszystko odpowiada. Ma wiele innych zalet, nie tylko przystojną twarz. Jasne, ale twarz też ma niezłą zachwyca się Jackie. I rany, co za klata. Pupa? pyta Maria. Jacks, czy ty naprawdę mówiłaś przed chwilą o pupie faceta Amber? Jesteśokropna.Nie wiesz, kiedy przestać. Klata protestuje Jackie. Powiedziałam: klata. Ta, jasne mruczy Maria. No dobra, ruszmy się.Powinnyśmy zacząć robić jedzenie, jeśli wogóle mamy taki zamiar.Amber siada, a psy, leżące w rogu pledu, strzygą uszami.Uspokaja je i otwiera wieczko chłodziarki.Była w Lidlu; tylko ona ma samochód.Poza tym chce zrobić coś dla nich wszystkich.Za parę dniboleśnie odczują utratę zarobków, a ona ma dziwne wrażenie, jakby była za to odpowiedzialna.Jakby nietylko znalazła dziewczynę, ale jeszcze ją tam umieściła. No dobra.Burgery, kurczak, kiełbaski.Blessed, w tej plastikowej torbie są bułki. Amber Gordon, kocham cię.Co byśmy bez ciebie zrobiły? mówi Jackie. Pewnie owinęłabyś sobie wokół palca kogoś innego odpowiada Amber, ale robi jej się ciepłona sercu i jest zadowolona.Cieszy się, że zdobyła się na ten wysiłek.Oddziela burgery i układa na rożnienajbliższego grilla.Są tłuste.Z węgla i taniego mięsa unosi się chmura dymu.Maria macha ręką przed twarzą i zapala papierosa. Jejku! Spogląda w kierunku mola. Masz towarzystwo, Jacks.Odwracają się i widzą Martina Bagshawe a, który stoi obok kosza na śmieci i się na nie gapi. O rany. Maria patrzy na niego, marszcząc brwi; widzi, że pochwycił jej spojrzenie i odwróciłwzrok. Czy on nigdy nie zdejmuje tej ortalionowej kurtki z kapturem? O ile mi wiadomo, to nie odpowiada Jackie. Nigdy go bez niej nie widziałam.Nawet jak się z nim pieprzyłaś na parkingu Cross Keys? zastanawia się Amber, ale szybko karcisię za to w myślach. Wciąż jeszcze do ciebie wydzwania? pyta.Jackie kiwa głową. Tak.Ohydny gnojek.Chciałabym, by po prostu zniknął. Możemy poprosić chłopaków, by z nim pogadali sugeruje Maria. Jeśli chcesz. Bez obawy.Wygląda na to, że twoje stalowe spojrzenie zadziałało, jak trzeba mówi Jackie.Martin się odwraca, wlecze w stronę obskurnego ciemnego miejsca pod molem.Po drugiej stroniesą schody prowadzące na deptak i do wyjścia na Corniche.Nie chce przechodzić obok nas, myśli Amber.Boi się, że coś powiemy.I pewnie ma rację.Za nimi Moses blokuje z poślizgiem Vica, kamyki tryskająwe wszystkie strony.Kobiety zrywają się i klękają na ziemi. Rany!!! krzyczy Jackie. O Jezu! woła Maria.Amber skacze na równe nogi. Nic ci się nie stało? Skarbie?Mężczyzni siadają, patrzą na nie ze zdziwieniem, potem pomagają sobie wzajemnie, wstają izasuwają do odległej bramki. Nie chcesz zagrać, Ben? zwraca się Amber do czternastoletniego syna Blessed, który siedzicicho, oparty o falochron, i czyta podręcznik do biologii.Benedick podnosi wzrok, kręci głową i wraca do lektury.Jest poważny, z lekką nadwagą.Amberpodejrzewa, że nadzieje, które wiąże z nim matka, muszą stanowić duże brzemię.Chłopiec ma włączonyodtwarzacz MP3, wzrusza ramionami, nie wyjmując słuchawek, by ją usłyszeć, i czyta dalej.Mamnadzieję, że sobie poradzi, myśli Amber.Mam nadzieję, że będzie szczęśliwy. Jak mu idzie w szkole? pyta jego matkę, przewracając burgery. Niezle odpowiada Blessed. Jest jednym z najlepszych w klasie dodaje z dumą. To dobrze.Mądry chłopak. Kiedyś zostanie lekarzem oznajmia stanowczo Blessed. Na pewno. I radzi sobie z komputerami. Naprawdę? Amber wcale to nie dziwi.Benedick sprawia wrażenie odludka, który spędza czaswolny w domu. Lubi internet, tak? Tak przyznaje Blessed. Chyba dobrze, że nie mamy tego w domu, bo nigdy bym go niewidywała. Nie macie internetu? Myślałam, że oni tak teraz odrabiają prace domowe. Dlatego chodzi do biblioteki.Mają tam komputery. Nie macie komputera?Blessed kręci głową. Miał, ale zepsuło się coś o nazwie płyta główna.Tak powiedzieli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]