[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziewczyna wypłynęła na mielizny.Uniosła się na łokciu i zawołała ostro:- Nie wyleguj się tam rozespany.Chodz tutaj i ratuj mnie.Bond powstał i przeszedł dzielące ich parę kroków.- Nie powinnaś sama wypuszczać się w akwalungu.Co się stało?Rekin przyszedł się tobą pożywić?- Głupie dowcipy.Kolce jeżowca wlazły mi w stopę.Musiszjakoś mije wyciągnąć.Najpierw zdejmij ze mnie akwalung.Takmnie boli, że nie mogę z tym ciężarem stanąć na nogi.- Sięgnęłasobie do klamry na brzuchu i rozpięła ją.- Teraz mi to zdejmij.Bond zrobił, co mu powiedziano, i zaniósł cylinder w cień drzew.Siedziała teraz w płytkiej wodzie, oglądając sobie podeszwę prawejstopy.Stwierdziła:- Tylko dwa.Ale trudno będzie je wyciągnąć.Bond podszedł i ukląkł przy niej.Dwa czarne punkty, jeden przydrugim, widniały prawie pod zgięciem środkowych palców.Wstał iwyciągnął rękę.- Chodz.Odejdziemy w cień.Trochę to potrwa.Tylko nie sta-wiaj stopy, bo wbijesz je sobie głębiej.Zaniosę cię.Podniosła twarz i zaśmiała się do niego.- Mój ty bohaterze! W porządku.- Wyciągnęła w górę obie rę-ce.Bond sięgnął w dół i wsunął jedną rękę pod jej kolana, drugą podpachy.Jej ramiona objęły go za szyję.Podniósł ją bez wysiłku.Stałprzez chwilę w pluszczącej wodzie i patrzył w jej uniesioną twarz.Błyszczące oczy mówiły: tak.Schylił głowę i pocałował ją mocno wpółotwarte, wyczekujące usta.Miękkie wargi uchwyciły jego wargi, z wolna oderwały się odnich.- Nie powinieneś z góry odbierać swojej nagrody - wykrztusiłabez tchu.- To była dopiero zaliczka.- Bond zacisnął mocno dłoń na jejprawej piersi, wyszedł z wody i ruszył pod górę, w cień rzucanyprzez kazuaryny.Położył ją łagodnie na miękkim piasku.Podłożyłasobie dłonie pod głowę, osłaniając rozwichrzone włosy od piasku, ileżała wyczekująco, z oczyma na wpół skrytymi za ciemną siatkąrzęs.Wezbrany trójkąt bikini patrzył na Bonda, a dumne piersi w cia-sno przylegających miseczkach były jak dodatkowa para oczu.Bondpoczuł, że przestaje nad sobą panować.- Odwróć się - polecił surowo.Uczyniła, co kazał.Bond ukląkł i podniósł jej prawą stopę.Spo-czywała w jego dłoni drobna i miękka, niczym schwytany ptaszek.Otarł z niej grudki piasku i rozchylił jej palce.Drobne różowe podu-szeczki były jak pąki garstki kwiatów.Odginając je, schylił się iprzyłożył wargi do miejsca, gdzie widniały ułamane końce czarnychkolców.Mocno ssał chyba przez minutę.Drobny kawałeczek jedne-go z kolców pozostał mu w ustach i wypluł go.Powiedział:- To długo potrwa, jeżeli nie zadam ci trochę bólu.Bez tegozajmie cały dzień, a nie mogę stracić tyle czasu na jedną stopę.Jesteśgotowa?Zobaczył, jak mięśnie jej tyłeczka sprężają się, aby znieść ocze-kiwany ból.Odpowiedziała rozmarzona:- Tak.Bond wbił zęby w ciało wokół kolców, ugryzł tak łagodnie, jaktylko mógł, i mocno possał.Stopa zaszamotała się, chcąc się wy-rwać.Wstrzymał się, aby wypluć jeszcze parę kawałków.Ukazałysię białe ślady od jego zębów i krwawe punkciki wokół dwóch ma-łych dziurek.Zlizał je.Już prawie nic czarnego nie zostało pod skó-rą.- Pierwszy raz zdarzyło mi się jeść kobietę.To całkiem dobre -rzucił wesoło.Skręciła się niecierpliwie i nie odpowiedziała.Bond wiedział, jakmocno ją to zaboli.- W porządku, Domino - rzekł.- Dobrze się sprawdzasz.Jesz-cze ostatni kąsek.- Pocałował ją dla otuchy w podeszwę, a potem,najłagodniej jak potrafił, znowu puścił w ruch zęby i wargi.W parę minut pózniej wypluł ostatni kawałek kolca.Powiedział,że już po wszystkim, i łagodnie położył jej stopę.Uprzedził:- Byle ci się tam piasek nie dostał.Chodz, jeszcze raz cię prze-transportuję do chaty i będziesz mogła nałożyć sandały.Obróciła się.Czarne rzęsy zawilgły od łez tego niewielkiego bó-lu.Przetarła je dłonią.Powiedziała, spojrzawszy na niego poważnie:- Wiesz, jesteś pierwszym mężczyzną, który mnie doprowadziłdo płaczu.- Wyciągnęła ręce i oznaczało to już całkowite poddaniesię.Bond nachylił się i podniósł ją.Tym razem nie pocałował wy-czekujących ust.Zaniósł ją do drzwi chaty.DLA NIEGO czy DLANIEJ?Wybrał DLA NIEGO i tam wszedł.Sięgnął po koszulę i szorty,rzucił je na podłogę, aby utworzyły coś odrobinę podobnego dołóżka.Opuścił ją łagodnie, tak aby stanęła na jego koszuli.Wciążotaczała jego szyję ramionami, gdy odpinał jedyny guzik u stanika, anastępnie rozplątywał tasiemki jej obcisłych spodenek.Sam wysko-czył ze swoich kąpielówek i odrzucił je ruchem stopy.XIX Co przyjdzie po całusachBond oparł się na łokciu i spoglądał z góry na piękną, wilgotnątwarz, ociekającą potem pod oczyma i na skroniach.Szybko bijącetętno u nasady szyi.Miłość zmyła z niej, niczym gąbka, wszystko,co było stanowcze i wyzywające, twarz przybrała wyraz miękki,słodki, jakby pobity.Mokre rzęsy rozwarły się i płowe oczy, wielkiei odległe, szukały jego wzroku.Powściągliwie i badawczo skupiałysię na nim, jak gdyby widziały go po raz pierwszy.- Przepraszam.Nie powinienem był tego robić - zaczął nieśmia-ło.Te słowa ją rozbawiły.Dołki z obu stron ust pogłębiły sięwzdłuż.Powiedziała:- Mówisz jak dziewczyna, którą spotkało to pierwszy raz w ży-ciu.Teraz boisz się, że będziesz miał dziecko.Będziesz musiał przy-znać się do tego mamusi.Bond nachylił się i pocałował ją.W oba kąciki warg, a potem wrozchylone usta.- Chodzmy popływać - zaproponował.- A potem będę musiał ztobą pogadać.- Podniósł się na nogi i wyciągnął ręce.Ujęła je zociąganiem.Podniósł ją i przytulił.Jej ciało przywabiało go, wie-dząc, że jest bezpieczne.Uśmiechnęła się do niego swawolnie i tymbardziej kusząco.Bond przycisnął ją do siebie tym namiętniej, żechciał położyć temu kres i wiedział, jak niewiele pozostało im chwiltego szczęścia.Odezwał się: - Już przestań, Domino.I chodzmy.Obejdziemy się bez ubrań.Piasek nie zaszkodzi twojej stopie.Jatylko udawałem.- Ja też, kiedy wychodziłam z morza - odparła.- Od kolcówmnie aż tak nie bolało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]