[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Metatron patrzy na pijanego, pobitego, nieprzytomnego, ale jak najbardziejżywego.To prawdziwa zagadka, lecz wkrótce powinien uzyskać odpowiedz.- Doprowadzcie go do porządku i zawiadomcie mnie, kiedy odzyska przytomność- mówi do Hendersona.Ptaszyna i zbiegły chłopak dawno nie żyją; jedno wyruszyło w długą drogę doWelinu, drugie umarło i jest teraz nieszkodliwym duchem straszącym na marginesachrzeczywistości, jednym z tysięcy.Nie ma bezpośredniego związku między Finnanem aEresz, ale może, tylko może, Messenger wiedział, co knuje ta wiedzma, jakimiwynaturzonymi mocami się zabawia, jakie wynaturzone moce uwolniła przedśmiercią.I może, być może, podzielił się swoją wiedzą ze starym przyjacielem SeamusemFinnanem.1MAOTY HEFAJSTOSADroga kos- Do krańca ziemi dotarliśmy - oznajmia kapral Powers, gdy razem ze Slaughteremwloką zamroczonego, sponiewieranego żołnierza.- Poza drogę kos i ziemienieprzemierzone przez człowieka.Rozgląda się po swoim świecie, w którym nie zgadza się wszystko - odległy hukszwabskiej artylerii, pas błękitu nad okopem.Jemu się wydaje, że to scena zdekoracjami w postaci drewnianych umocnień i worków z piaskiem, śpiącymiżołnierzami jako rekwizytami, odległa od rzeczywistości, odległa od ludzkości.- Masz rozkazy od diuków - mówi do Smitha.- Przykuć tego zuchwałegobuntownika do strzelistych skał niekorodującymi adamantowymi łańcuchami.Ukradłnaszą chlubę, cenny ogień, podarował go ludziom i teraz wszystkie ich sztuki kwitną.Za taką zbrodnię powinien zapłacić bóstwu, pokochać tyranię diuków i skończyć zfilantropią.Smith kuśtyka za dwoma żandarmami, podzwaniają łańcuchy, które niesie.Idziewolniej, bo ma odmrożone stopy i rozmyśla, że nie powinien być tutaj.Jestszeregowcem w Sheffield Pals i to nie jego cholerna sprawa.Nie.- Powers i Slaughter - mówi.- Spełniliście obowiązek wobec diuków, wasza rolasię skończyła, a jeśli chodzi o mnie, nie mogę siłą przykuć brata do tego ponuregourwiska.Nogi ciągną się bezwładnie za więzniem, buty dudnią o deski.Powers i Slaughterzatrzymują się na chwilę, żeby podnieść go wyżej, poprawić uchwyt pod jego pachami,a potem wloką go dalej wzdłuż okopu.- Boże, muszę się przygotować - mruczy Smith - być dzielnym, żeby wypełnićrozkaz; nie należy lekceważyć wyroku diuków.Mimo że niechętny - choć nie tak bardzo jak szczery w mowie, ale zdradziecki synTimsa - nie ma innego wyboru, jak przybić twarde brązowe łańcuchy do skały w tejsurowej dziczy bez śladu śmiertelnika, bez dzwięku ludzkiego głosu, wypalonej przezbiały płomień słońca.Wie, że kwiat urody więznia zostanie bezpowrotnie zniszczony.- Z radością powitasz gwiezdny płaszcz nocy narzucony na światło - szepcze - zradością powitasz słońce, które rozpuści szron świtu.Ale zawsze będziesz dzwigałbrzemię cierpienia, bo twój zbawca jeszcze się nie narodził.Oto owoce filantropii, rozważa Smith.Pan, który wzgardził gniewem lordów i dałrobotnikom więcej, niż im się należało, został skazany na pilnowanie ponurej skały,trwanie bez snu na baczność, na wzdychanie i lamentowanie bez końca.Trudno jestnagiąć wolę lordów, myśli Smith.Spustoszona, okaleczała ziemiaSeamus zauważa, że Powers i ten drugi rozmawiają jak pieprzone bubki z wyższychsfer, jasne, i jest to prawie zabawne, śmiałby się, kurwa, gdyby nie dokładał wszelkichstarań, żeby wyciągać nogi, co okazuje się dość trudne, bo świat unosi się i opada, jegożołądek i głowa robią to samo, tylko w przeciwnym kierunku i w innym rytmie, a cidwaj cholerni żandarmi, Powers i Slaughter, wloką go tak szybko, że on nie możenadążyć.Gdyby go puścili, mógłby, kurwa, iść sam; nie jest aż tak pijany.- Po co zwłoka i cała ta bezsensowna litość? - słyszy jadowity głos Powersa.-Dlaczego nie znienawidzić lorda, którego wszyscy lordowie nienawidzą najbardziej?Zdradził waszą najcenniejszą tajemnicę zwykłym ludziom.- Więz braterska to dziwna rzecz - odzywa się Smith, idący gdzieś z tyłu.- Zgoda, ale nie posłuchasz rozkazów? Nie boisz się tego bardziej?- Zawsze bezlitosny i dumny - kwituje Smith.- Nie uronię za niego ani jednej łzy; to niczego nie rozwiąże.Nie trać czasu.Pieprzyć ciebie i twoją mamusię, Powers, ty cipo, myśli Seamus.Zawszewiedziałem, że jesteś kutasem.Ciągnie lewą stopę do przodu, próbuje się niąpodeprzeć, ale nic z tego.Prawa noga całkiem odmówiła posłuszeństwa, pewnie jestrozwalona od kopniaków tego skurwiela - słyszał trzask kości, o tak - i boli jak diabli,ale mógłby sam iść, gdyby tylko ci dranie go puścili, na pewno by mógł.Nie jest aż takcholernie pijany.- Nienawidzę tej roboty - mówi Smith.- Dlaczego nienawidzisz swojego rzemiosła? Nie ono jest winne jego pecha.- Wolałbym, żeby to zadanie przypadło komuś innemu.- Wszystko jest ciężką próbą oprócz rządzenia lordami; wolność jest tylko dladiuków.No dobrze, może jednak jestem pijany, myśli Seamus, albo ci dwaj gadająkompletnie od rzeczy.Chryste, co to za bełkot o lordach i diukach? O czym, kurwa, cidwaj bredzą? O jakimś diuku Underlandii, nie.Sunderlandii, to znaczy ButcherCumberlandii, właśnie.albo raczej Slumberlandii.Cholera! Co te pierdoły mająwspólnego z czymkolwiek? Jezu, nie powinien był wypijać całej pieprzonej whiskykapitana, bo teraz jest tak narąbany, że nie potrafi myśleć normalnie, mniejsza o to,że ci dwaj pierdolą bez sensu.- Wiem - mówi Smith.- Nie mogę się z tym nie zgodzić.Sierżant Seamus Finnan próbuje przesunąć lewą stopę do przodu i jednocześnieoczyścić umysł z oparów whisky, ale nic z tego.Jest nawalony i cały świat jestnawalony razem z nim.Czuje smak żółci w gardle, smród whisky i wymiocin wnozdrzach - Chryste, to i tak lepsze niż odór trupów! Czuje szorstkie dłonie Powersa iSlaughtera, którzy wyrywają mu ramiona ze stawów, ciągnąc go przez pieprzony ugór,przez spustoszoną, okaleczała ziemię z kloacznymi bliznami okopów i otwartymiranami lejów po bombach.Ciskają go w ciemność ziemianki, a on leży i marzy o tym,żeby świat przestał się kręcić.Jezu Chryste Wszechmogący, niech ten światprzestanie, kurwa, wirować!Ostrzał prowadzony przez niemieckie baterie brzmi jak odległy grzmot burzy.Adamantowy klin, bezlitosny szpikulecCzuje, że Smith podciąga go, stawia na nogi i opiera o drewniane stemple wykopu,solidną, ale chwiejącą się powierzchnię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]